środa, 28 grudnia 2011

Dziennik Młodego Metalowca na fb



Zapraszam do polubienia Dziennik Młodego Metalowca na Facebooku!:)

Lekcja polskiego - Czyli jak wprawić w zadumę nauczyciela

Wiem, że zaczynanie tematu związanego ze szkołą podczas przerwy świątecznej nie jest zbyt dobrym pomysłem, ale temat ten wydaje mi się ( po raz kolejny :)) godny uwagi.
Opisywana sytuacja zdarzyła się na lekcji polskiego, gdzieś z tydzień temu. Otóż mój szanowny nauczyciel ( to nie sarkazm, to wyraz szacunku :)), nim rozpoczął zajęcia dyskutował z nami o trochę o tematach " młodzieżowych ", jak to ma w zwyczaju. Konwersacja zeszła w pewnym momenci na pole muzyki, a konkretnie nasze koszulki. W liceum, jak już pisałem wcześniej, mnóstwo osób słucha ciężkiej muzy, otwarcie się z tym afiszując. Nie inaczej jest w mojej klasie. Tu gdzieś bluzki z AC/DC, Nirvaną, System of a Down, tam znów moja bluzka Slayera. Szczerze powiedziawszy nauczyciel był trochę zaskoczony tym, jak się prezentujemy.
- Gdy tak patrzę na was - mówił - Aż wierzyć się nie chce, że młodzież lubi jeszcze taką stylistykę muzyczną. Za moich czasów ( ileż razy ja to stwierdzenie już w życiu słyszałem ) to klasyką był Led Zepplin albo Deep Purple... Potem to nosiło się koszulki z testamentem Kurta Cobaina, bo Nirvana to był wtedy ewenement na skalę światową, szał... A dziś to już to już klasyka, nie ( tak bardziej stwierdził niż zapytał, w charakterystycznym dla siebie stylu )?
- O tak, taaak, oczywiście! - wśród klasy podniosły się okrzyki, przypominające lwicę broniąca swych młodych ( Dobra, trochę przesadziłem, ale w 70% to porównanie jest jak najbardziej trafne :)). W tym momencie dopiero dostałem pełny obraz ludzi z mojej szkoły. Ich przywiązania, uwielbienia wręcz do klasyki rocka. ( Pewnie jeśli któryś z nich to przeczyta, setnie się ubawi, no ale to czysta prawda :))
Nauczyciel długo jeszcze nie mógł wyjść z zadumy, a sądząc po jego minie, także i z podziwu. Z pewnością cieszył i cieszy się, że kolejne pokolenia młodzieży hołdują starej, dobrej rockowej muzie. No i tyle o niej wiedzą, no bo przecież wiele jest osób, które twierdzą, że słuchają jakiejś kapeli a nawet nie potrafią wymienić aktualnego, lub choćby pierwotnego jej składu. 
W tym właśnie miejscu, na podsumowanie, nasuwa się kolejny wniosek. Mianowicie śmiało można stwierdzić, że żadna muza na świecie nie ma tak oddanych fanów, jakich mają hard rock i metal. Wiernych, kochających, wielbiących ponad wszystko! 
Nie powiem, ta lekcja naprawdę, ale to naprawdę mile mnie zaskoczyła:) \m/!!!  

sobota, 17 grudnia 2011

Blog Dziennik Młodego Metalowca został zgłoszony do konkursu na Blog roku 2011! Szczegóły dotyczące głosowania i wszelkie informacje o tym zgłoszeniu tutaj:

wtorek, 29 listopada 2011

Za co kocham/nie kocham metal ( i nie tylko metal ) ?

No cóż. W tym temacie mam pełne pole do popisu. Wreszcie wyrzucę z siebie to wszystko, co czuję, gdy słucham swojej muzyki. Właściwie sam jestem zdziwiony, dlaczego dopiero teraz wpadłem na ten pomysł. Być może musiałem po prostu dojrzeć, by móc się za to zabrać. 
Tak więc zacznijmy. Na początek skupię się na uczuciach. Ach... Gdy siedzę tak nad tym starym zeszytem i próbuję sklecić jakieś zdania, przekonuję się, że pisanie o uczuciach towarzyszących słuchaniu metalu jest rzeczą ciężką. Mrowienie na całym ciele, przyjemne dreszcze... Umysł, który od razu przenosi przed szalejącą, stu tysięczną publikę... Energia, która włada organizmem, powodując, że chcesz machać głową, skakać i wić się w nieskończoność! Naprawdę, brak mi słów, by opisać to w należycie godny sposób...
Jednakże wszystko, co mnie wtedy ogarnia, nie bierze się przecież z niczego. Gdyby Sabaton, Megadeth czy Slater byli zespołami słabymi, wspomniane wyżej uczucia w ogóle nie miałyby szans na zaistnienie. Każda z tych kapel ma własym niepodrabialny styl. Oryginalność! Z pewnością jest to jeden z głównych czynników decydujących o tym, czy kapela zagości na dłużej w mej świadomości. Ale patrzą na całą muzykę, jaką oferuję się nam w dzisiejszych czasach, metal sam w sobie staje się oryginalny. Tak więc uwypukliła się pierwsza rzecz, za którą kocham metal.

Kolejną rzeczą z pewnością będzie riff. Niektórym może się to wydać wręcz śmiesznie oczywiste, ale pominięcie tego elementu byłoby z mej strony dużym uchybieniem. Chciałbym tu zwrócić uwagę na jakość riffów, ich styl i budowę w danym utworze. Nie wszystkie bowiem kapele są stworzone do tego, by pisać riffy dobre. Słyszałem już w życiu wiele kompozycji, których gitarowy motyw przewodni był po prostu słaby. Należałoby to więc sprostować:  Kocham metal za riffy, ale riffy, które wgniatają. Myślę, że każdy wie, o co chodzi, i kojarzy takie kompozycje jak choćby "Higway to Hell" AC/DC. " Holy Diver " DIO czy chociażby " Smells like teen spirit " Nirvany. A no właśnie. 
Następne przy czym chciałbym się zatrzymać to wokal. W tej dziedzinie niedoścignionym wzorem jest dla mnie Steven Tyler. No i w tym miejscu dochodzimy do moich poza metalowych fascynacji. Aerosmith to uznana rockowa kapela, która swoje piętno w światowej muzyce i kultruze odcisnęła. Mimo iż, jak już wspomniałem, niewiele mają wspólnego z metalem, wciąż mnie oczarowują. No bo ja ogólnie zawsze wolałem to, co amerykańskie, niż to, co polskie. Dotyczy to zarówno muzyki, jak i filmów, bajek, komiksów, książek, gier... Czyli całego mojego dotychczasowego życia. A Tyler, no i cały Aerosmith rzecz jasna, takimi numerami jak " Cryin " czy " Crazy " sprawiają, że te cudowne wspaniałe lata dzieciństwa odżywają ( w dzieciństwo wliczam podstawówkę:)), aż łza się w oku zakręca. Kiedyś świat był dużo prostszy, bardziej kolorowy, bardziej " Crazy ". Walić, że ta muzyka to nie metal. Nawet sam Peja przyznał kiedys na łamach Metal Hammer ( Porozumienie ponad podziałami ) że nie samym hip - hopem człowiek żyje, przyznając że słucha takich kapel jak choćby Ramones. Gratuluję postawy!

Trzeba też jednak, wśród tych wszystkich dobrych rzeczy, trochę ten metal zjechać. Przedewszystkim zawsze wkurzało mnie to, że gdy jakaś dobra kapela nagrała mocną płytę, zdobyła rozgłos, od razu ruszała w stronę komercji. Przesładzali, upraszczali, aż w końcu z metalem przestali mieć cokolwiek wspólnego. Wkurza mnie też, gdy zespól, zamiast brać się do pracy, odcina tylko kupony od raz zdobytej popularności. Nie na tym polega metal! Wiadomo, że tylko bardzo nieliczne  zespoły postępują, tak jak to opisałem wyżej, niemniej jednak jest to deprymujące. Lepiej, żebym nazwami nie sypał:)

Tak więc zbierając te moje wypociny w jedną całość, mogę stwierdzić, że kocham metal za wszystko. Oryginalność, riff, wokal i wiele, wiele innych rzeczy. Ale przedewszystkim jednak za to, że wypełnił w mym życiu lukę i działa jak magiczny, cudowny wehikuł czasu ( nieziemski, BLUES - ROCKOWY Aerosmith...:))

czwartek, 24 listopada 2011

Metalowiec a liceum

Wybór szkoły po gimnazjum zawsze jest rzeczą trudną. W dzisiejszych czasach możliwości jest aż za wiele. Liceum, Technikum, Zawodówka, szkoły prywatne, publiczne, a nawet państwowe. Można przebierać w ofertach. Tak, przebierać, bo to szkoła się reklamuje, chce cię przyciągnąć, a nie ty ją, mimo iż sama decyduje się czy cię przyjąć. Żyjemy jednak w takich latach, że każdy i tak dostaje się tam gdzie chce. Trochę chore, nie?

Mój wybór padł na liceum. Rodziły się w mojej głowie myśli o technikum, ale chęć studiowania dziennikarstwa lub też archeologii przeważyła. Po Liceum łatwiej będzie się dostać na dobrą uczelnię.
Gdy maszerowałem, a właściwie jechałem pierwszego dnia do szkoły ( ależ to dziwnie zabrzmiało - jakby wyjęte z ust jakiegoś pierwszaka z podstawówki:)) byłem pełen obaw. Wiadomo - nowi koledzy, nowi nauczyciele, i w ogóle wszystko nowe. Gimnazjum to tam jeszcze "light" był, bo miałem je w tym samym miasteczku co podstawówkę, więc wiele się nie zmieniało. A tu? Musiałem już dojeżdżać do kompletnie innego miejsca. Przez pierwsze 2 - 3 dni nigdy nie byłem pewien, czy czekam na dobry autobus. Szczęście, że tyle osób z mojego gimnazjum "zapragnęło" kontynuować naukę w tym samym mieście.
Najgorzej jednak miałem ze szkołą. W sensie te cholerne obawy, rzecz jasna. Czy mnie zaakceptują takiego, jakim jestem? A może tam metalowców uważają za zakały społeczeństwa? W sumie tak trochę mi nie pasuje, żeby osoba mojego pokroju uczęszczała do liceum. Jakoś nie jestem przekonany, czy taki Dave Mustaine przykładowo kiedykolwiek pomyślał żeby pójść do liceum, czy co tam w tych Stanach mają.
Szybko jednak okazało się, że jak zwykle przesadzam i nie mam racji. Już w samej mojej klasie znalazło się kilkoro dziewczyn i chłopaków słuchających ciężkiej muzy. Cóż z tego, że tylko paru typa nosi długie włosy ( prócz dziewczyn rzecz jasna:)). Jak już wspomniałem poprzednio, liczy się do muzyki.
Tej z pewnością nikomu tu nie brakuje. Nie dość że ludzie w tym liceum są spoko i można z nimi nieźle się pośmiać, to jeszcze słuchają metalu. No dobra, nie jest tych słuchaczy znowu aż tak wiele, ale ważne, że są. Poza tym ci, którzy wyznają inny styl muzyki też są mega fajni.

Czy wam również metalowiec kojarzył się zawsze jako wiecznie napity maniak, lub też zwykły zadymiacz, mogący skończyć tylko zawodówkę? To ostatnie zawsze uważałem za prawdę. Idąc do liceum chciałem się wyłamać, być oryginalny. Mocno się jednak zdziwiłem. Pozytywnie!
Jakby tego wszystkiego było mało, jest też sporo osób, które poprzez sam swój ubiór manifestują przynależność do metalowej braci. Noszą glany, koszulki z nazwami zespołów, obdarte spodnie czy też czarne, skórzane kurtki. Kto by się tego spodziewał?

Mimo iż poziom w tej szkole jest dość wysoki, więc trzeba się w cholerę uczyć, żeby zdać, nie żałuję, że tam jestem. Przez te niecałe trzy miesiące zdążyłem się w pełni zaaklimatyzować. Przekonałem się, że prawdziwy metalowiec nie musi być tylko robotnikiem po zawodówce. Jeśli jest mądry, to może zostać nawet prezydentem! Pobyt w tym liceum skutecznie wyleczył mnie z kolejnego "zawodówkowego" mitu. W przyszłości będę się starał patrzeć na świat nie przez pryzmat utartych schematów, a bardziej obiektywnie i trzeźwo, bym nie musiał już być tyle razy zaskoczony:))

Na koniec umieszczam piosenkę norweskiego zespołu Tommermenn, którego dotąd nie znałem, a który polecił mi właśnie kumpel z klasy. Kawał solidnego, ciężkiego metalu!

poniedziałek, 21 listopada 2011

Jak wygląda prawdziwy metal? - " Ave, ku*wa! "

( Witam po dosyć długim okresie bez nowych postów, który był spowodowany różnymi czynnikami. Poniższe przemyślanie nie będą może najwyższej jakości, bo daleko mi do optymalnej pisarskiej formy, którą przez te prawie trzy miesiące trochę zatraciłem. Niemniej jednak zachęcam do przeczytania tych krótkich wypocin i jeśli was zaintrygują - komentowania:))


Kilka dni temu wracałem do domu z próby pewnego przedstawienia. Był wieczór, a ja waliłem przez miasto ( dobra, wieś z prawami miejskimi ) z całym tym "uzbrojeniem", to jest rekwizytami. W jednej ręce kalosze, w drugiej wiatrówka ( nienabita, żeby nie było! ) a na głowie kapelusz kowbojski. Ładnie żem musiał wyglądać, co nie? Wszyscy, których spotykałem, zadawali strasznie męczące pytania. Cóż, aktor, nawet jeśli tylko gwiazda gminy, też nie ma lekko.
Przejdźmy jednak do sedna. Gdy tak zmierzałem do domu, spotkałem znajomego ( w sumie tak trochę znajomego, ale zostańmy przy samym "znajomym") kolesia. Wiernego metala. Facet miał płytotekę, której nie powstydziłby się największy fan ciężkiej muzy. Iron Maiden, STARA Metallica, Kreator, Kat i wiele, wiele innych. Nie sposób przecież wymienić wszystkich.
- Nabita ta wiatrówka? - zagadał do mnie. - Idziemy upier**lić jakiegoś katolika?
No, i od tego się zaczęło. Koleś wiedział rzecz jasna, że słucham metalu, ale nigdy z nim o tym nie gadałem. Zagaił facet nieźle, nie ma co. Cóż z tego, że był już lekko wstawiony.
- Słuchasz Slayera? ( nawiązanie do mojej koszulki ) - ciągnął. Slayerem trzeba żyć!
- Jasne, ale taki Tom Araya przykładowo chyba nic nie ma do katolików?
- A kojarzysz Show no Mercy?
- Kojarzę, kojarzę, oczywiście!
- To jest ku**a życie! Tym trzeba żyć! Ave Satan! - powiedział, pokazując jeszcze \m/ i odchodząc.
- Ave - odparłem więc i też poszedłem w swoją stronę.

Ta sytuacja skłoniła mnie do wielu przemyśleń. Dotąd uważałem się za metala. Nie widziałem jakiegoś kontrastu pomiędzy tym, że jestem katolikiem i słucham np. rzeczonego Slayera. Nie zamierzałem też nikogo "upier**lać". Jestem normalnym kolesiem, który słucha metalu, tak jak inni słuchają techno czy hip - hopu. Jednakże po tym wieczornym spotkaniu musiałem się poważnie zastanowić, czy śmiem nazywać siebie metalem. Być może jestem zbyt " miły " na taką muzykę? Być może też nie pasuję do środowiska wszystkich tych kolesi robiących zadymy na koncertach? Zbyt trudne jest dla mnie wyobrażenie sobie siebie jako kolesia krzyczącego " Ave, ku**a, do h**a ave! " i kopiącego jakiegoś punka.
Jednakże w końcu doszedłem do wniosku, że wcale nie musi tak być. Mogę być metalem na swój własny sposób. Słucham ciężkiej muzy, \m/ jest moim sztandarowym znakiem i noszę koszulki Slayera. Ale chodzę też do kościoła. Metal jest dla mnie życiem, ale w innym tego stwierdzenia znaczeniu niż dla tego całego faceta. Wybaczam mu, bo był wstawiony, a wstawiony to każdy głupstwa wygaduje, wiadomo. On jest sobą i ja jestem sobą. Fakt, że pewnie będę kiedyś stał na Metalmanii w pierwszym rzędzie z piwem w ręku i darł się jak opętany, ale pozostanę sobą. 
Podsumowując, metalem może być każdy, kto kocha tę muzę nad życie. Nieważne, czy jest satanistą, czy katolikiem, czy je banany, czy jabłka, czy klnie, czy nie. Ave \m/ ( Bez "Satan" - wiara jednak trochę zobowiązuje:))

piątek, 26 sierpnia 2011

Kapele, których słucham cz.3 - Stratovarius


                                                                                 

Tej kapeli zacząłem słuchać chyba kilka miesięcy po odkryciu Sabatonu i Freedom Call. Nie pamiętam, jak to dokładnie się zaczęło, ale prawdopodobnie wyczaiłem ich na yt. Jak nietrudno się domyślić, przeglądałem akurat zespoły power metalowe. Klikając w którąś z piosenek Stratovariusa byłem przekonany, że oto przede mną kolejny band pokroju Edguy, Gamma Ray czy wspomnianego Freedom Call. Nic bardziej mylnego. To była zupełnie inna rzecz... Coś, co kompletnie zawładnęło moim umysłem od pierwszych sekund po naciśnięciu " play ". Ten styl, brzmienie, niesamowity głos Timo Kotipelto, który nadawał tej muzyce niepowtarzalnego, cudownego klimatu. Nie przypomnę sobie, którą z ich piosenek słyszałem jako pierwszą. To jednak mało istotne, bo podobają mi się chyba wszystkie. Weźmy na ten przykład " Eagle Heart ". Mistrzowska melodia, mistrzowska solówka, mistrzowska całość! W dodatku utwór o bardzo prostej budowie i szybko zapadający w pamięć. Dlaczego więc żadna większa stacja radiowa ( chyba że w Finlandii, o czym dowiedzieć się nie sposób ) nigdy go nie nadawała? Wątpię żeby chodziło tu o brak popularności, bo na tę muzycy narzekać nie mogli, w mojej opini. Brak walorów komercyjnych. Cholerny pop.
Chciałbym w tym miejscu opisać jeszcze genialną wręcz balladę " Forever ", która na stałe weszła do kanonu klasyki power metalu. Tu prym wiedzie oczywiście magiczny głos Timo. Przepięknie użyte zostały skrzypce, które czynią utwór jeszcze cudowniejszym, wytwarzając atmosferę nieporównywalną z żadną inną. Nie macie pojęcia ( A może macie? :)) jak to przyjemnie czasem odskoczyć od tego ciężkiego metalowego łojenia.
Nie będę się rozpisywał o wszystkich ich płytach, gdyż w każdej można znaleźć coś dla siebie. Może to głupie porównanie, ale jeśli któs kiedyś kazałby mi je oceniać w skali 1 - 5 ( jak w MH :)), najsłabszą oceną byłoby 3,5, i to za " Polaris ". Bez Tolkkiego to nie to samo. Z drugiej jednak strony wszystkich płyt Stratovarius nie słyszałem, nie mogę też więc stwierdzić, że każda jest tak dobra. Ale włączając w odtwarzaczu takie krążki jak " Destiny " ( Z braku kasu niestety ściągnięty z neta ) mam wrażenie, że o jakość innych nie muszę się wcale a wcale obawiać.

Najważniejsze wydarzenie: Mimo wszystko postawię na ogłoszenie przez Timo Tolkkiego w 2008 końca Stratovarius, a później jego odejście z kapeli. Jak już mówiłem, teraz to już nie to samo. Cały duch dawnej muzyki finów jakby gdzieś się zatracił. No, może nie cały, ale z pewnością jego większa część.

Albumy studyjne:

1989 Fright Night
1992 Twilight Time
1994 Dreamspace
1995 Fourth Dimension
1996 Episode
1997 Visions
1998 Destiny
2000 Infinite
2003 Elements, Pt. 1
2003 Elements, Pt. 2
2005 Stratovarius
2009 Polaris
2011 Elysium

Obecny skład zespołu:
Timo Kotipelto - wokal
Matias Kupiainen - gitara
Lauri Porra - gitara basowa
Jörg Michael - perkusja
Jens Johansson - instrumenty klawiszowe

 

Byli członkowie zespołu

Timo Tolkki - gitara, wokal

Jari Kainulainen - gitara basowa

Tuomo Lassila - perkusja

Antti Ikonen - instrumenty klawiszowe

Staffan Stråhlman - gitara

Tuomo Lassila - wokal, perkusja

John Vihervä - gitara basowa

Jyrki Lentonen - gitara basowa

Sami Kuoppamäki - perkusja

czwartek, 25 sierpnia 2011

Rodzinna wojna cz. 3 - Kucyk - Rozwiązanie konfliktu?

Rzecz działa się przed komersem. Wiadomo, zakończenie gimnazjum, super impreza. Z pewnością też i lekkie podekscytowanie. Co ja gadam! Przejęcie! Tyle tylko, że nie z mojej strony, a ze strony mojej mamy. " Nie gnieć się tak już, umyj się, wyperfumuj, szybciej, za niedługo musisz wychodzić... ". Te i inne hasła leciały z jej ust niczym petardy. Jeśli wiecie co mam na myśli. 
Ale to i tak pikuś. Czemu? Przecież trzeba jeszcze uczesać włosy, a jakże! No i tu dopiero zaczęła się jazda.
- Zrób coś z tymi kudłami! Uczesz się!
- Dobra, już dobra, idę! - rzuciłem ugodowo.
Podnoszę się więc z krzesła, biorę do ręki grzebień i staję przed lustrem, targając te kłaki. Targając, trzeba przyznać, z niemałym trudem, gdyż dzień wcześniej je myłem. Dobrze, że myłem? No właśnie źle! Bo po kąpaniu, gdy włosy już się wysuszą to nigdy nie dają się ułożyć. 
No więc targałem je i targałem, aż tu nagle wkracza mama. Z propozycją 
- A może by tak zrobić ci kucyk? - spytała.
Tym to mnie zastrzeliła. Kucyk? To takie... dziewczyńskie. Choć w sumie dużo metalowców ma tak ułożone włosy. Zgodzić się? A co mi tam. Prawdziwy metalowiec nie boi się ryzyka. Żadnego.
- Ok. - odpowiedziałem. - Masz gumkę?
- Pożyczę ci swoją. 
Jeszcze tylko kilka ostatnich szlifów i poszedłem. W garniturku, piękny i pachnący. Pełen obaw, jak zostanę przyjęty. A jak będą się śmiać? Albo jeszcze gorzej...
Po drodze wstąpiłem po kolegę
- Co za fryz! - zaśmiał się.
- A źle jest?
- Nie, ale... tak jakoś inaczej. - ponownie się uśmiechnął. - To będzie hit.
I miał całkowitą rację. Na imprezie zrobiłem prawdziwą furorę. Tańczyłem, skakałem, szalałem, było po prostu mega! A moje stały się głównym tematem rozmów. No, może nie głównym, ale z pewnością młodzieżowa społeczność szeroko je skomentowała. Niektórzy się śmiali ( ale tych było niewielu:)), inni mówili, że fajnie. A ja stwierdziłem, że mam to gdzieś. Bo po prostu mi się to podobało. 
Gdy wróciłem, miałem co opowiadać.
- No, całe szczęście, że ci zrobiłam ten kucyk! - powiedziała wtedy mama.
Choć raz nie miała nic przeciw moim włosom.

Ale wszystko co dobre, szybko się kończy. Następnego dnia wróciła norma. Czyli: " Jak ty wyglądasz, uczesz się, tak nie można chodzić..." Ech.

środa, 24 sierpnia 2011

Polish Power

W tym miejscu zaprezentuję kilka polskich genialnych wręcz bandów heavy lub thrash metalowych, tych znanych i tych mniej znanych:)










czwartek, 18 sierpnia 2011

Koncertów! Kapel! Metalu!!!

Gorąca letnia noc. Leżę sobie w łóżku, podjadając winogrona i czytając gazetę. O muzyce rockowej. Brnę przez wywiady, recenzje, czy jeszcze inne rubryki, starając się wyhaczyć kapelę lub twórcę, którego warto będzie posłuchać. Wszystko pięknie ładnie, bo ja ogólnie o takich rzeczach bardzo lubię czytać i czynię to często. Aż do momentu, gdy znajdę się przy relacjach koncertowych. Wtedy znów, cholewa, skacze mi ciśnienie.

Dobra, może z leksza przesadziłem, ale trochę mnie to wkurza. Cóż takiego? Koncerty! Dlaczego, można zapytać. A dlatego. Pochodzę z małej miejscowości, w której praktycznie nic ciekawego się nie dzieje ( poza paroma wyjątkami ). Gdy tak patrzę, jak się podniecają że w Warszawie zagrała wielka czwórka albo odbyła się kolejna edycja Metal Hammer Festival. Jasne, że fajnie. Lecz pytam się, czemu tam, skąd ja jestem nic takiego się nie organizuje?! No, nie żeby od razu AC/DC przyjechało, ale chociażby jakieś małe, nieznane kapele, które przecież w ten sposób też mogłyby się nieźle promować. A gmina aż tak bardzo by się znów nie wykosztowała. Ale nie! Muszą zapraszać jakieś Włoskie Modern Talking, w dodatku jednoosobowe, żeby ludzie mogli pohasać. Pewnie, że publika tego chce, ale są też ludzie ( i to nie tylko u mnie, ja to wiem! ) którzy pragnęliby posłuchać czegoś innego. Cóż to za problem dać chociażby czterdziesto minutowy set jakiejś obiecującej rockowej kapeli a potem bawić się w rytmach disco polo? Żaden. Ale większość sołtysów, burmistrzów czy innych wójtów tego nigdy nie zrozumie. Holender, czy w tym świecie jest jeszcze miejsce na metal?! To już nie lata 80' ani 90'. Dlaczego więc Behemoth ma w naszym kraju złotą płytę a Acid Drinkers wygrał w kategorii zespół roku na festiwalu w Opolu?! A no dlatego, że w tym świecie jednak trochę miejsca na ten metal jest. Bo ludzie chcą tego słuchać. Szczególnie młodzież. Ta muzyka to symbol buntu, wyraża emocje, uwalnia ukrytą, nawet bardzo głęboko, dziką energię! Dlatego też smuci mnie, że aby dostać się na koncert rockowy , i to jeszcze jakiegoś przeciętnego zespołu, muszę zawalać 40 kilosów. A i tak tych koncertów jest może kilkanaście w roku. Jedyne godne zapamiętania wydarzenia ostatnich miesięcy to występy Dżemu i T. Love w pobliskich miejscowościach ( Ok, dwudziestotysięcznych miasteczkach ). Poza tym lipa. Żałość człowieka ujmuje.
Ale zaraz. Może to tylko Polska? Polska, której rynek muzyczny jest w opłakanym stanie. I dotyczy głównie muzyki metalowej i rockowej właśnie. Czy to się kiedyś zmieni? Podobno już się zmienia. Zobaczymy tylko, czy na lepsze, czy też na gorsze, i, przede wszystkim, czy w ogóle się zmieni... Zarówno tych, którzy są powyższym słowom przychylni jak i tym, którzy sądzą odwrotnie zachęcam do pisania komentarzy, aby wyrazić swoje opinie w tym temacie.

niedziela, 14 sierpnia 2011

Karaoke

W tym poście pragnę opisać, jak sam tytuł wskazuje, mój udział w karaoke. Zdarzyło się to podczas wakacji w Karpaczu.
Otóż jest to bardzo ładna miejscowość, położona u stóp śnieżki, najwyższego szczytu Karkonoszy. Jedno z tych wielu górskich miasteczek wabiących ludzi różnymi atrakcjam, ale moim zdaniem, mające w sobie coś, co czyni je dużo lepszym od innych tego typu miejsc.
Chociażby i za sprawą restauracji, znajdującej się tylko na zewnątrz, gdzie odbywało się rzeczone karaoke. Codziennie przychodziło tam mnóstwo osób, a atmosfera była wspaniała. 
Tak więc siedziałem tam sobie któregoś dnia z rodzicami i piłem napój (nie, nie piwo, sok:)). W pewnym momencie, patrząc na występującyh, pomyślałem, impuls, a jakże, że fajnie by było też coś spróbować coś zaśpiewać. Mama oczywiście stwierdziła, że to idiotyczny pomysł i głośno protestowała. Tata z kolei był nastawiony zgoła inaczej, dlategoteż zachęcał mnie do podjęcia próby.
- A co mi tam, pójdę! Walnę jakiegoś dżema! - zapowiedziałem dziarsko.
- Pff, hahaha, będą jaja! - siostra pokładała się ze śmiechu.
Ale ja nie miałem najmniejszego zamiaru rezygnować. Niech się śmieje! Pójdę tam i dam czadu! Choćbym miał na oczach wszystkich zrobić z siebie pośmiewisko.
Pierwszym krokiem było przejrzenie spisu piosenek. Same po polsku. Był perfect, dżem, oddział zamknięty, pidżama porno... Było także i disco polo. Ale jakoś nie bardzo widziałem siebie w roli pana Martyniuka czy innego " wokalisty ". Po namyśłe wybrałem więc " Harley mój " Dżemu. Wydało mi się to całkiem niezłą opcją. Skoczne, można przyklaskać, publika będzie się bawić.
Wypadło nieźle. Co prawda wyglądałem na lekko spiętego, lecz mogło byćdużó gorzej. Ludzie klaskali mimo iż byłem trochę sztywny, a potem bili brawo. Bardzo fajne uczucie, nawiasem mówiąc.
Jako kolejny kawałek wybrałem, tak jak i poprzednio, kawałek dżemu, tym razem " Czerwony jak cegła " . Noo, podczas tego numeru wszystkie hamulce puściły. To był totalny czad! Mimo że piosenka sama w sobie mało jest porywająca. 
Ruszałem się, skakałem, machałem długimi włosami ( mam je, mam je! ), zachęcałem do klaskania i w ogóle pełna ekspresja! Najlepsze jest to, że ludziom się podobało! Szczególnie jednemu facetowi z żoną, który wstał na ławkę i wraz ze mną nawoływał do uderzanie w dłonie. 
Po skończonej piosence " wodzirej " całej imprezy, czyli organizator krzyczał jeszcze: " Brawo dla tego chłopaka, pełne zaangażowanie! " Tłum wiwatował, a ja pomyślałem, że to po prostu nieziemskie uczucie, być tak podziwianym przez innych mimo iż tego wieczory nie byłem jedynym.
Kolejny krok ku spełnieniu rockowych marzeń wykonany, choć droga jeszcze bardzo daleka.

piątek, 1 lipca 2011

Marzenia młodego metalowca

Pomysł na tego posta poddał mi pewien post na blogu kumpeli ( a niech stracę i go zareklamuję -
http://www.kulturalnienacodzien.blogspot.com/ ), który ukazał się niedawno. Mianowicie dotyczył on marzeń. Trzymając się więc reguł, że na tym blogu opisuję swoje metalowe życie i wszystko co z nim związane, naskrobię słów kilka o tych marzeniach. Są one przecież istotnym tego życia aspektem.
W młodości chciałem być... no właśnie, kim chciałem być? Ach, tak! Księdzem. To było chyba w 1 klasie podstawówki. Nieźle, co? Powiedziałem wtedy rodzicom, że nie mam zamiaru żenić się z żadną głupią dziewczyną. Cóż to były za czasy... Na szczęście po jakichś dwóch latach otrzeźwiałem i stwierdziłem, że dziewczyny nie są wcale takie złe, chodząc nawet z jedną przez niecały dzień ( dziś to dla niej drażliwy temat, więc lepiej go nie pociągnę ). 
Potem? No tak, piłkarzem chciałem być, to się rozumie. Większość kolesi w moim wieku chciała wtedy zawodowo kopać piłę. Ja zresztą cały czas uwielbiam wychodzić na boisko.
Kolejnym marzeniem było napisanie książki. Zdaje mi się, że zakiełkowało to po lekturze " Księgi urwisów " Niziurskiego albo jakiegoś fantasy, które uwielbiam. Nie pamiętam dokładnie. W każdym razie zostało mi to do dziś i wytrwale buduję fabułę mojej powieści ( jak się nie lenię... ) z nadzieją, że kiedyś uda mi się ją wydać.
Wiadomo jednak, jakie jest główne marzenie, które ma tu być opisane. Zostać gwiazdą rocka! To obok książki zdecydowanie mój największy cel. Nie wiem, czy kiedyś go osiągnę, ale jak już wspomniałem w jednym tekście, uporu mi nie brakuje. Mam gitarę elektryczną ( dość tania podróba Stratocoastera - nawet nie warto wymieniać nazwy firmy - ale jakoś gra. Mojej gitarze zostanie jeszcze poświęcony osobny post ) i sześć lat w szkole muzycznej na perkusji grałem. Choć to się tylko tak nazywa. Więcej niż w gary waliłem ( sorry, uderzałem ) w sztaby wibrafonu i ksylofonu. 
Gwiazda rocka. Ilu z nas chciałoby nią zostać? Wielu. Z pewnością. Widząc te wszystkie teledyski, koncerty, dokumenty... Też chciałoby się tak żyć. Być może nie wszystkim się to uda, ale trzeba być konsekwentnym. Bo przecież marzenia są po to, aby je spełniać! Mam rację? Chcesz zostać drugim Billem Gatesem - dąż do tego, chcesz zostać śmieciarzem - również do tego dąż! Ja, odkąd usłyszałem Sabaton, zawsze chciałem zostać gwiazdą rocka. I cały czas mam, nadzieję, że mi się uda. 
Ciężką pracą spełnisz każde, nawet najbardziej nieprawdopodobne marzenie. I wtedy już nie tylko będziesz śnił, a staniesz się częścią tych snów.

( P.S Uznałem jednak, że tabulatury to zdecydowanie zły pomysł, są przecież strony specjalne do tego przeznaczone. I w ogóle musiałbym umieścić tutaj tych tabulatur z kilkaset, aby każdy był zadowolony, a to by niepotrzebnie zajęło większą część bloga. Poprzestanę więc na Dżemie )

Dżem - List do M. - Tabulatura

 Uznałem za świetny pomysł zamieszczanie na tym blogu 
tabów gitarowych piosenek popularnych zespołów. Mam 
nadzieję, że komuś się przysłużą:) Wszystki taby pochodzą 
ze strony www.chords.pl
 
 
 a G F Dsus2
   a G F Dsus2
   a G F Dsus2
   a G F Dsus2
   a

   Ref:  
       F E d 
       F E a 
       F E G 
       F E d G



Gitara I (Grane praktycznie przez cały utwór)

----------5-7-5--------------3-3-5-3-----1--0----0-----------|
--------5--------5-------------3---------1--3------3---------|
------5--------------------4-------------2--2--------2-------|  2x
-5-7------------------3-5----------------3--0----------0-----|
-------------------------------------------------------------|
-------------------------------------------------------------|


Gitara II

---------------------------|
---------------------------|
---------------------------|    2x
---------------------------|
-7---5---3-2---3---0-------|
---------------------------|


-------------------------------------------------------------------|
-------------------------------------------------------------------|
-----------------------4---5---4--2---4--5--4----------------------|
--------------------7--------------------------5----5--7-----------|
-7---5---3-----5-7-------------------------------------------------|
-------------------------------------------------------------------|


-------------------------------------------------------------------|
---------------------------------------------------8---------------|
-------4---5--5----4--5----7-5-4-5-4---2--2-----7-----7---7--5-----|
----7--------------------------------------------------------------|
-7-----------------------------------------------------------------|


-------------------------------------------------------------------|
----------------------------------------------------------------8--|
-7--7------5-4----5-7-5--4-2------------5------7----7---5-4--------|
-------------------------------------------7-----------------5-----|
----------------------------------5--7-----------------------------|
-------------------------------------------------------------------|


Solo

-12-12--10---10--7-8-7--7-5----------------------------------------|
-10-10---8----8--8-8-8--------5------------------5-----------------|
---------------------------------7--5---4-5-7------------4---5-7---|
----------------------------------------------------7-7------------|
-------------------------------------------------------------------|
-------------------------------------------------------------------|


-------------------------------------------------------------------|
----------------------------------------------10-13-10----10-------|
-7----5--7-----7----7-5-7---7-5------5-----------------12----12--14|
-----------------------------------7---7---------------------------|
-------------------------------------------------------------------|
-------------------------------------------------------------------|


-------------------------------------------------------------------|
-10-13-10----10-----------10-13-10----10-------13--12----13--------|
----------12----12--14-------------12----12-14--------14----14-14--|
-------------------------------------------------------------------|
-------------------------------------------------------------------|
-------------------------------------------------------------------|


------------15--------------------15-----------------15-17---------|
-----15--------15-17------15---------15-17----15-------------------|
-17-----17--------------------17-----------------17----------------|
-------------------------------------------------------------------|
-------------------------------------------------------------------|
-------------------------------------------------------------------|

czwartek, 30 czerwca 2011

Rodzinna wojna cz. 2 - Skończ wreszcie!

Tak więc moje włosy wciąż nie osiągnęły pożądanej długości. I bardzo mnie to frustrowało, te ciągłe nie, nie, nie... bo to, bo tamto... Masakra po prostu. Ale cóż zrobić? W tym miejscu przeciętny chłopak napisałby: nic. Ale ja nie byłem przeciętnym chłopakiem, ja byłem metalowcem! A metalowcy się nie poddają. Nagabywałem, prosiłem, przytaczałem argumenty, groziłem ( no, może tu już trochę przesadzam, ale byłem tego bliski ) aż w końcu z ust mamy padły upragnione słowa:
- Skończ wreszcie! - krzyknęła na mnie podczas kolejnej, tysięcznej już chyba ofensywy.
Zdziwieni? Jeszcze nie raz się zdziwicie. Gdy moja mama wypowiada te słowa i to ze złością, znaczy to, że na bank zaczyna wymiękać. Dużo gorzej, gdyby była spokojna. Wtedy nie miałbym najmniejszych szans. 
Wieczorem rozpoczął się kolejny etap - rozmowa z tatą. Nie moja, rzecz jasna, bo takowa skończyłaby się stwierdzeniem: " Nie wiem, wpierw spytaj mamy... " ale właśnie tej ostatniej rzecz jasna. Nie mam raczej w zwyczaju podsłuchiwania ( no, może troszkę... najwyżej tyle co wszyscy:) ) dlatego też nie opiszę, czego dotyczyła ta rozmowa, grunt, że się odbyła.
Następnego dnia siedzieliśmy w salonie z babcią i mamą. Rozmawialiśmy sobie właściwie o niczym. W pewnym momencie ja znowu dyskretnie zwróciłem uwagę na moje włosy, a mama westchnęła. Babcia spojrzała na nią wymownie. Ona już chyba też wiedziała, co zaraz ma nastąpić.
- Dobrze. - rzekła mama. - Na próbę możesz je zapuścić, zobaczymy jak to będzie wyglądać. Ale to tylko na razie - na próbę!
Radość! Euforia! I jeszcze raz radość! W końcu! Po tak długim okresie czasu nadszedł ten długo wyczekiwany dzień, niczym cud. Lecz bajeczny stan nie mógł trwać długo. Głos zabrała teraz babcia. A jakże.
- Ale wiesz, będziesz musiał te włosy pielęgnować. - powiedziała. - Codziennie czesać, żebyś jakoś wyglądał!
No właśnie. Jakby nie dość było tego, że jeszcze czekała mnie walka o to, żeby te długie włosy nie były tylko na próbę. Pielęgnować! Nie no oczywiście o długie włosy trzeba dbać szczególniej i w ogóle, ale pod słowami babci kryło się coś więcej. Ta jej wypowiedź miała taki bardzo złowieszczy charakter. Jak się później okazało, miałem rację z moją interpretacją i przekonałem się, że ta wojna wcale się nie skończyła, a dopiero zaczęła. Ale w końcu metalowcy nigdy się nie poddają, nie?

wtorek, 28 czerwca 2011

Kapele, których słucham cz.2 - Metallica

      

 Amerykański zespół thrash metalowy, założony w Los Angeles w 1981 roku. Pierwszą piosenką Metalliki, jaką usłyszałem, było "Nothing Else Matters" ( jak zapewne u wielu osób, a to wszystko za sprawą czystej komercji). Spodobała mi się. Jako heavy metalowa ballada prezentowała się (i prezentuje) wręcz świetnie. Ja jednak szukałem czegoś mocniejszego. Potem przyszedł czas na "Enter Sandman". No, to już był jakiś konkret. W tym utworze moją uwagę zwróciło to, że można połączyć ciężkość i metalową energię z wpadającymi w ucho liniami melodycznymi. Ale i tak okazało się to wręcz słabiutkie, bo o to usłyszałem całą płytę "Master of Puppets", która po prostu wszystko obróciła w pył. Mistrzowska klasyka, tak najlepiej można to określić. Ciężar, moc i surowość. Jedna z najlepszych, o ile nie najlepsza płyta w historii thrashu.
   Ogólnie rzecz biorąc, bardziej pokochałem starą Metallikę niż tę nowszą (czyli od wydania "Czarnego albumu", na którym znalazły się właśnie "Nothing Else Matters" i "Enter Sandman"), choć słucham piosenek z obydwu okresów w historii kapeli. Stara Metallika miała ten lwi pazur, nie nastawiała się aż tak bardzo na komercję. Później, po śmierci Cliffa Burtona w 1986 roku było zupełnie odwrotnie. W ówczesnych czasach, w metalowych kręgach muzyków Metalliki zaczęto po prosty określać jako sprzedawczyków. Kapela stała się medialną sensacją, a wszyscy rozpływali się w zachwytach nad czarnym albumem. Martwi mnie tylko, że Metallika od tamtych chwil już nigdy nie próbowała nagrywać czegoś, co choć w małym stopniu nawiązało by do thrashowej energii "Kill' Em All", "Ride the Lighting" czy genialnego "Master of Puppets".

Najważniejsze wydarzenie: W mojej opinii pewnością była to tragiczna śmierć basisty Cliffa Burtona. Nikt tak jak on nie potrafił wycinać na basie, i z pewnością był jednym z z najbardziej charakterystycznych wirtuozów swojego instrumentu. Po jego odejściu wszystko zmieniło się o 180 stopni. Muzycy Metalliki chcieli nawet zakończyć działalność. Ostatecznie kontynuowali ją, ale jak już wspomniałem, skierowali swą muzykę na zupełnie inne tory.

Dyskografia:
- Kill 'Em All - 1983
- Ride the Lighting - 1984
- Master of Puppets - 1986
- ... And Justice for All - 1988
- Metallica (czarny album) - 1991
- Load - 1996
- Reload - 1997
- St.Anger - 2003
- Death Magnetic - 2008

Obecny skład zespołu:
Lars Ulrich - perkusja - 1981 aż do teraz
James Hetfield - śpiew, gitara rytmiczna, 1981 aż do teraz
Kirk Hammett - gitara prowadząca - 1983 aż do teraz
Robert Trujillo - bas - 2003 aż do teraz

Byli członkowie zespołu:
Ron McGovney - bas - 1981 do 1982
Cliff Burton - bas - 1982 do 1986 (tragiczna śmierć w wypadku - przewrócił się na niego autokar)
Dave Mustaine - gitara prowadząca - 1982 do 1983
Jason Newsted - 1986 do 2001
 

poniedziałek, 27 czerwca 2011

I am a Metal! - I co z tego wynika

Jestem metalem! W końcu mogłem to ogłosić światu ( a właściwie moim znajomym ). Co prawda wciąż długich włosów nie posiadałem ( patrz "Rodzinna wojna cz.1..." ), ale zachowywałem się już stosownie. W końcu poczułem, jak to jest być fanem tej muzyki! Wolność, moc, bunt, totalny szał... Nie zawsze jednak afiszowanie się z tym wychodziło mi na dobre.
Spotkałem kiedyś bandę miejscowych opryszków w moim wieku - wiadomo, piją, palą, olewają szkołę. Szedłem akurat drogą, roznosząc gazetki ( w tym miejscu warto by napomknąć o tym, że dorabiam sobie jako gazeciarz - fucha to dosyć opłacalna, no bo trafi się parę dyszek, a czasami i więcej tygodniowo, a narobić też się aż tak nie narobię, bo kończę zwykle w 3 - 4 godziny. Choć z drugiej strony mój kręgosłup i reszta ciała po robocie zdają się mówić zupełnie co innego. ) i słuchając Sabatonu w telefonie rozkręconym na maksymalną głośność ( polski Myphone - porządny produkt i tani dosyć - jedynym minusem jest brak gier - ale niestety go sobie zepsułem niedawno. ). Nie pamiętam dokładnie, co to była za piosenka, w każdym razie jeden ( z dwóch - ale banda nie? ) kolesi do mnie zagadał ( ze względów bezpieczeństwa nie będę wymieniał nazwisk ) 
- Elo ziom! Co to ku**a za muzyka?!
- Metal, stary, najlepsza na świecie! - w tym miejscu zaprezentowałem mu, jak wygląda znak "\m/".
- Schowaj te ku**a palce i wyłącz te je**ne hu**two! Ja ci pokażę prawdziwą muzę!
Jak myślicie, co puścił? A no tak, oczywiście! "Je**ć policję, śmierć konfidentom, HWDP..." - czyli same te hip - hopowe bzdury, przez które takie wyrostki jak on potem gniją w więzieniach.
- Metal lepszy, koleś! - powiedziałem i zaraz tego pożałowałem.
- Wypier**laj z tym je**nym metalem! To h*j nie muzyka!
- Spoko - odparłem ulgowo i czym prędzej się wycofałem, nie chcąc napytać sobie kłopotów.
Jak widać, bycie metalowcem, szczególnie w mojej miejscowości, nie jest wcale a wcale łatwe. Trzeba mnóstwo odwagi i uporu! Na szczęście mnie tych cech chyba nie brak, a prócz tego mam również trochę kolegów i przyjaciół, którzy mnie akceptują. Ale o tym już innym razem. Metal forever!

niedziela, 26 czerwca 2011

Rodzinna wojna cz,1, Czyli jak nie uzyskałem zgody na długie włosy

Z pewnością każdy z was przeżywał kiedyś konflikt z mamą lub tatą. Wiadomo - jakieś zbicie szyby czy dyskusje na lekcji a potem ochrzan w domu. Ja jednak przedstawię problem zgoła inny, a mianowicie "problem długich włosów".
Zaczęło się standardowo - śniadanie o godzinie dziewiątej, a potem w planach wyjście na szachy. Wszystko było pięknie. Do czasu. Po zjedzeniu posiłku postanowiłem przystąpić do ataku. Jeśli kiedyś, to tylko teraz.
- Mamo. - powiedziałem, odetchnąwszy.
- Tak? - spytała.
- Ja, no wiesz, ja bym chciał mieć długie włosy...
I tu kończę ten dialog, nie z racji wulgaryzmów, bo takowych się w mojej rodzinie nie używa, ale z racji zbytniej obszerności. W skrócie było by to: "Mamo!" "Nie! "No mamo!" "Skończ!" x30 i na koniec jeszcze tata " Przestań wreszcie i idź już na te szachy!".
Idąc na trening, miałem świadomość, że tę bitwę przegrałem. Ale mimo wszystko ziarnko zostało zasiane! Nie mogłem się poddawać. No bo w końcu cóż to za metalowiec bez długich włosów?

Po południu postanowiłem zacząć kolejną ofensywę, tym razem używając bardzo mocnych w mojej opinii argumentów, a mianowicie że "dziewczyny lecą na długie włosy". Krok desperata, można  rzec, ale wtedy też za takiego można było mnie uznać. Jak zareagowała mama? A no. Setnie się uśmiała, co mnie wcale a wcale nie zdziwiło. Tato podobnie. Z tą tylko różnicą, że on nawet dał się przekonać, ale nie chciał przeciwstawiać się mamie. Jak miłość potrafi zmieniać człowieka, czyż nie? Ciekawe czy ja też kiedyś będę tak miał? W każdym razie, zgody na długie włosy póki co nie uzyskałem. Jeszcze przyjdzie na to czas.  

sobota, 25 czerwca 2011

Kapele, których słucham cz.1 - Accept


Na muzykę tego zespołu natrafiłem dosyć późno, bo dopiero w tym roku, za sprawą ich najnowszej płyty, "Blood of the Nations". Recenzje czytałem już oczywiście w roku ubiegłym i wszystkie były bardzo pochlebne. Nie kwapiłem się jednak do tego, by zapoznać się z twórczością kapeli. Dopiero w tym roku, kiedy przeczytałem wywiad z muzykami Accept reklamującymi trasę promującą ich krążek, uznałem, że czas najwyższy ich posłuchać. Tym bardziej że mówią jako o gigantach speed metalu, a nawet prekursorach gatunku.
Poszperałem, poszukałem no i znalazłem o nich w necie mnóstwo informacji (ciekawe, jak sobie kiedyś bez tego radzili?). Zainteresowało mnie, że wszędzie mówiono o mistrzowskim wpleceniu motywu z utworu "Dla Elizy" Beethovena do piosenki "Metal Heart". No więc odpaliłem to na YouTubie. Tak oto natknąłem się na jedną z najoryginalniejszych, a także i najlepszych solówek w historii heavy metalu. Prócz solówki, zaintrygował mnie też niesamowity, miejscami wręcz hipnotyzujący wokal, którym dysponował Udo Dirkschneider. Nie wszyscy muszą oczywiście tę opinię podzielać, niemniej zdecydowanie zachęcam do posłuchania.
W historii heavy metalu wiele było riffów i melodii, które trąciły geniuszem. Brak znajomości riffu z "Higway to Hell" AC/DC, "Master of Puppets" Metalliki czy melodii z "Fear of the Dark" to dla każdego przeciętnego fana metalu i hard rocka wręcz ciężki grzech. Moim zdaniem takim grzechem jest również nieznajomość riffu z "Balls to the Walls" Accept, który poznałem zaraz po "Metal Heart" i który spokojnie można by usadowić wśród wymienionych wcześniej utworów. Jeśli ktoś jeszcze tego nie zna, musi nadrobić. Ja sam się dziwię, dlaczego tak kapitalną piosenkę poznałem dopiero miesiąc temu.
No, ale jak to zwykle bywa, są okresy gorsze i lepsze. W 1989 r. Accept wydał album bez odchodzącego Udo. Płyta zebrała niezłe opinie. W 1993r. wydają jeszcze album "Objection Overruled", gdzie ponownie zaśpiewał Dirkschneider. Później było już jednak tylko gorzej. Krążki "Death Row" i "Predator" były po prostu słabe, co w konsekwencji doprowadza do rozpadu kapeli. W 2010 roku Accept powstał z grobu za sprawą płyty "Blood of the Nations", udowadniając światu, a przede wszystkim mnie samemu, że jeszcze potrafią grać na najwyższym poziomie, nawet bez Udo. 


Najważniejsze wydarzenie: W mojej opinii jest to płyta "Restless and Wild". Gdyby nie ona, być może zespół nigdy nie zyskałby nawet znikomej popularności, co nawet sami muzycy podkreślają w wywiadach.


 
Obecny skład zespołu:
Mark Tornillo - śpiew
Wolf Hoffmann - gitara elektryczna
Herman Frank - gitara elektryczna
Peter Baltes - gitara basowa
Stefan Schwarzmann - perkusja

Dyskografia:
Accept - 1979
I'm A Rebel - 1980
Breaker - 1981
Restless and Wild - 1982
Balls to the Walls - 1983
Metal Heart - 1985
Russian Roulette - 1986
Eat the Heat - 1989
1993 - Objection Overruled
1994 - Death Row
1996 - Predator
2010 - Blood of the Nations 

Freedom Call i początki power metalu

Dziś w końcu zrozumiałem, że Sabaton to nie wszystko. Miałem już na mp3 ich wszystkie piosenki, większość znałem na pamięć. Po raz kolejny usiadłem więc na mojego nieocenionego kompa. I Wtedy natrafiłem na Freedom Call, drugą metalową kapelę, jaką usłyszałem w życiu. Pamiętam, że ściągnąłem wtedy tylko jedną ich piosenkę (był już późny wieczór), i to tylko półtorej minuty. Utwór nosił taki sam tytuł jak nazwa kapeli, czyli po prostu "Freedom Call". Najpierw rozpoczęły gitary, wraz z pojedynczymi uderzeniami bębnów. A potem doszły klawisze, oraz to, co najistotniejsze: GŁOS! Czysty, piękny, kryształowy, power metalowy głos! Jak dotąd, myślałem że Sabaton gra power metal. A oni grają melodyjny heavy metal (nie, to nie jest to samo, to zupełnie co innego! Zresztą, posłuchajcie). Do Joakima i całej kapeli zawsze będę miał sentyment i zawsze będzie to jedna z moich najukochańszych kapel. Ale Freedom Call zrobił więcej. Pokazał, że metal to nie tylko ciężar, to również genialne melodie i lekkość! I choć w późniejszych etapach metalowego wtajemniczenia pokochałem thrash, heavy, speed czy nawet pagan/folk, to i tak power metalu słuchać nie przestałem. Dziś wiem już na pewno, że będąc metalowcem, można lubić wszystkie te gatunki naraz. 

piątek, 24 czerwca 2011

Pierwsze zderzenie z metalowym stylem

Rano byłem na szachach. A tak, należę również do klubu szachowego. Bardzo ciekawa gra, wbrew pozorom wcale nie nudna. Wspaniale ćwiczy umysł.
Gdy przyszedłem do domu, szybko zjadłem obiad (nie pamiętam dokładnie, co to było, ale chyba spaghetti:D) i usiadłem na kompa. Co zrobiłem? Tak, oczywiście. Wpisałem w Google nazwę Sabaton. Znalazłem o nich mnóstwo stron i informacji. Przede wszystkim oglądnąłem mnóstwo zdjęć. Spodobał mi się ten styl. Wszyscy nosili długie włosy, mieli specyficzny ubiór. No i ten gest: \m/! Jedyne co nie za bardzo do mnie przemawiało to tatuaże. Niezbyt uśmiechała mi się perspektywa okaleczania skóry, a potem jeszcze miałbym to całe życie. Zresztą to podobno uzależnia tak samo jak narkotyki. Zrobisz sobie jedną dziarę, to potem chcesz więcej.
Być może nie myślałem wtedy jeszcze, że chcę nosić takie włosy jak oni i tak samo się ubierać, ale ziarnko zostało zasiane.
Na YouTubie oglądnąłem mnóstwo filmików o Sabatonie, a potem ściągnąłem chyba ze dwadzieścia piosenek, czyli tyle, na ile pozwalała prędkość mojego niezbyt szybkiego neta.
Miałem swojego pierwszego metalowego idola! Choć na pewno nie mogłem jeszcze powiedzieć o sobie: metal, i nawet nie myślałem żeby tak się określać. To miał przyjść z czasem.  ( na foto par sundstrom - sabaton)

Kilka słów o Sabatonie, czyli jak zacząłem słuchać metalu


 Było przed dziewiętnastą, gdy wróciłem do domu. Byłem w remizie na spotkaniu MDP,czyli młodzieżowej drużyn pożarniczej. Oglądaliśmy filmiki o pożarach no i poznaliśmy wiele informacji na ten temat.
Około godziny dziewiętnastej zacząłem sobie robić kolację. Gdy zasiadłem do stołu, w telewizji właśnie leciały "Fakty". Na początku tradycyjnie nudne polityczne sprawy - kto na kogo naskoczył, jaką komisję powołano czy zlikwidowano. Myślałem, że tamtego dnia nic mnie w tych wiadomościach nie zainteresuje. Ale, jak to mówią, "nie chwal dnia przed zachodem słońca".
Spikerka zaczęła coś mówić o bohaterach Westerplatte, jak jakaś szwedzka grupa nagrała o tym piosenkę i odwiedziła ich pomnik,składając tam kwiaty. A potem po raz pierwszy usłyszałem "40:1"Sabaton. Pamiętam, jak tata powiedział jeszcze do mnie:"Fajnie grają,co?". On nie jest takim do końca wielkim fanem tego typu muzyki, ale trochę też jej słucha, głównie AC/DC. Polubił piosenkę szwedów. Ja jej na pewno nie polubiłem, co to, to nie. Ja ją pokochałem! Do tej pory żyłem w kłamliwym przekonaniu że metal to muzyka Szatana. Jedna wielka bzdura! Żałuję tylko, że nie stało się to wcześniej, bo tamten raz był    moim pierwszym spotkaniem z muzyką metalową. Od tamtej pory wsiąkłem na dobre, a "40:1" przez dobre dwa miesiące codziennie chodziło mi pogłowie. Tamtego dnia kładłem się spać z przekonaniem, że oto zaczyna się w moim życiu coś nowego, coś, co odmieni je na zawsze.