środa, 22 sierpnia 2012

Endorfina

Dziś chcę wam opisać mega super fajne bombowe i w ogóle obfitujące w tego typu radosne kolokwializmy wydarzenie. Mianowicie w Strzelcach Opolskich, jakże cudownym mieście, działająca tam grupa teatralna ( w której także jestem ) zorganizowała wieki happening, którego celem było wywołanie na twarzach ludzi uśmiechu. Głównym organizatorem i pomysłodawcą akcji był Patryk Smarski ( mam nadzieję, że mnie nie pozwie za bezprawne wykorzystanie jego nazwiska ), zajefajny ( zdaję się, iż ten post będzie aż kipiał od kolokwializmów, ale cóż, akurat w momencie jego pisania w mej głowie czają się same tego rodzaju zwroty) chłopak. Wsparcia udzieliła nam także policja ( ależ znajomości, czyż nie? ) na czele z panią Jolantą Dec ( niestety nie pamiętam teraz jej stopnia - ufam że mi wybaczy ), które jednocześnie trzyma pieczę ( NIE PROWADZI ) nad całą grupą. No, ale dość tych wstępów, czas opisać zabawę!

Wszystko zaczęło się około godziny ósmej trzydzieści rano, kiedy to zaspany i zmordowany poranną rowerową jazdą ( do strzelec mam 15 km, nie tak znów dużo na rower, ale to jednak był środek nocy ), ale w gruncie rzeczy szczęśliwy perspektywą spędzenia całego dnia w gronie najfajniejszych i najbardziej zwariowanych ludzi pod słońcem. Wjechawszy na plac Żeromskiego, główny ośrodek naszych działań z daleka ujrzałem machających do mnie kompanów. Podekscytowana Daria Skóra ( dobra, jak wymieniać z nazwiska wszystkich, to wszystkich - nawet jeśli nie będzie to poprawiało przyswajalności niniejszego tekstu) od razu wyskoczyła z pozycji siedzącej którą propagowała na murku i przytuliła mnie, najprawdopodobniej chcąc mnie udusić. Głupio by jednak było uczynić podobną rzecz przy kręcących się wokół ludziach, więc po kilku minutach mnie puściła. Mniej entuzjastycznie, ale równie radośnie na moje przybycie zareagowali koczujący wraz z Darią wspomniany już Patryk, Kasia Ludwig i Regina Hurek. Odstawiając do domu kultury rower, spotkałem tam Tosię Bielak, także świetną dziewczynę oraz Karolinę Kuczerę, za której sprawą ( no i jej posiadającej zabójczy śmiech koleżanki ) miałem mało co nie zwrócić jedzenia. Ale o tym może później...:)
Ludziska zaczęli powoli się zbierać ( nie będę ich teraz po kolei wymieniał, bo bez sensu - każdy zostanie wymieniony przy okazji opisu jakiejś akcji ) i cała impreza stopniowo nabierała rozmachu. Cała impreza została ochrzczona tytułem "Endorfina" - dla nie wtajemniczonych - jest to hormon szczęście ( dobra, też nie wiedziałem, biologia to zdecydowanie moja bolączka ). Warto byłoby też napisać, na czym to wszystko miało polegać. W najkrótszym skrócie ( takie nie mające sensu zestawianie wyrazów miało zdaje się jakąś fachową nazwę, ale jej nie pamiętam - w każdym razie na polskim jeszcze w pierwszej gimnazjum obcięto mi za podobną rzecz punkty na wypracowaniu ) - zadaniem okołu dwudziestu osób zebranych na Placu Żeromskiego było sprawienie, by ludzie zaczęli się uśmiechać. Patentów na to mieliśmy mnóstwo - postaram się wszystkie opisać. 
Najsampierw podzieliliśmy się na grupy, każda miała inne zadanie. Mnie wraz z Darią przydzielono do stworzenia plakatu, na którym umieściliśmy nazwę naszego teatru, żeby było wiadomo, kto to organizuje. Obok Kamilla John oraz miłe dziewczę w okularach, której nazwiska za Chiny ( to stwierdzenia w dzisiejszych czasach zaczyna nabierać coraz to większego znaczenia ) sobie nie mogę przypomnieć ( również liczę na wyrozumiałość ), stworzyły transparent z napisem " Uśmiechnij sie! ", który posłużył później jako narzędzie do rozbawiania ludzi i po prostu zwrócenia na siebie uwagi. Aha - Daria twierdzi że nie ma talentu plastycznego za grosz, a ja uparcie twierdzę że jest inaczej - świetnie przecież ten nasz plakat stworzyła ( ja byłem tylko asystentem ). 
Gdy już rozstawiliśmy się na dobre i  z głośników zaczęły płynąć taneczne przeboje ( aż mnie skręca, że muszę tak o tych mainstreamowych wyrobach pisać - ale jakby nie było ludzi bujało < mnie także, jak zawsze, gdy świruję > ) a dzieciaki obległy plac, postanowiliśmy z kolegą Michałem Grinerem, jakże zacnym wodzirejem ( rym niezamierzony ) przeprowadzić w okół kilka wywiadów. Podchodziliśmy do ludzi, pytaliśmy o to czy często się uśmiechają i co państwo na temat śmiechu sądzą. Po skończonych rozmowach wręczaliśmy im także karteczki, na których widniały napisy typu "Uśmiechnij się", "Ładnie dziś wyglądasz" czy "Śmiech to zdrowie". Zazwyczaj ludzie byli bardzo ucieszeni i gratulowali nam pomysłu, ale zdarzali się też zgorzknialcy, dla których śmiech to pojęcie abstrakcyjne. Tak było z chociażby z pewną przemiłą staruszką.
- Dzień dobry. - przywitał ją Michał. - Czy mogę pani zadać dwa pytanka?
- Nie. - odburknęła starsza kobieta z odrostami na głowie i zielonej, spranej sukience ( sorry za brutalność, ale takie są fakty ).
- Proszę się uśmiechnąć! - podpowiedział kulturalnie Michał.
- Czemu niby? Siedemset złotych emerytury mam, muszę jeszcze chodzić do apteki po leki za trzy stówy i jak tu potem żyć?! Nie ma się z czego śmiać!
- Spokojnie, proszę pani. - wtrąciłem się do rozmowy. - Po co się tak denerwować? W życiu mimo wszystko śmiech jest potrzebny!
- A dajcie wy mi spokój. - ucięła staruszka i tyle z tego było.
Tego typu persony to klasyczny przykład niedoboru endorfin w organizmie. 
No ale zostawmy już tę panią i jej ciężkie życie i przejdźmy dalej. Po przeprowadzeniu tych paru rozmów, wraz z Kasią Ludwig oraz Justyną Wroną, wiecznie uśmiechniętą dziewczyną, ruszyliśmy do parku w celu ozdobienia chodników radosnymi hasłami i malunkami oraz wręczenia napotkanym dzieciom cukierków. Fajnie było widzieć ich rozradowane twarze. 
Jeszcze lepiej jednak było, gdy z tymi samymi dziewczynami, uzbrojeni tym razem w balony dla dzieciaków oraz radosne karteczki wyruszyliśmy na podbój całych Strzelec. Po prostu zatrzymywaliśmy przechodniów, życząc miłego dnia i wręczaliśmy hasła, a do tych po drugiej stronie oraz w autach machaliśmy i uśmiechaliśmy się. To był niesamowite uczucie, gdy odchodziliśmy kawałek, a ludzie zaczynali się śmiać przeczytawszy karteczki. Genialną rzeczą jest świadomość tego, iż właśnie zrobiło się dla drugiej osoby coś miłego i że sprawiło jej to przyjemność.
Wróciwszy z obchodu strzelec poszliśmy na obiad do pobliskiej restauracji. Do stołu zasiadłem wraz z Justyną, Karoliną, Tosią ( tak na marginesie - genialne kręcone włosy ), Martą Bury ( to właśnie ta od zabójczego śmiechu ) oraz Marzeną Rakowską. Podczas mojej konsumpcji hot - dogów prowadziliśmy jeszcze rozmowę w miarę normalną. Gdy jednak Tosia i Justyna dostały swoje obiadowe zestawy tematy do rozważań zaczęły ewoluować w nieco inną, bardziej idiotyczną ( w pozytywnym tego słowa znaczeniu < już tak kiedyś o czymś chyba pisałem > ) stronę. Mianowice Marta z Karoliną zaczęły się zastanawiać jakby to był hodować w mieszkaniu w bloku krowę i co by się stało gdyby się ocieliła. Doszło nawet do tego, że chciały kupić drugie mieszkanie dla tych cielaków co by się urodziły. Później ktoś rzucił ( Marta lub Karolina ) hasło, które z pewnością nie w pomagało Tosi i Justynie w delektowaniu się posiłkiem. Chodzi mianowicie o kupę. Przepraszam wszystkich czytelników bloga którzy patrząc na te słowa właśnie coś jedzą, ale opisuję wszystko tak jak było. No dobra, może szczegółów sobie podaruję, bo wyraz "kupa" sam w sobie jest już dość niehigieniczny ( choć to też w sumie w zależy od kontekstu, w jakim jest użyty ). Mogę jeszcze tylko wspomnieć o stronce www.ratemypoo.com, którą Karolina z pewnością odwiedzi. Kto odważny niech wbija. 
Po obiedzie podzieliliśmy się na dwa obozy, z których jeden wyruszył do urzędu gminy, a drugi do starostwa. Ja zaciągnąłem się do pierwszego. Justyna Mania ( nie Wrona, taka mała uwaga ) oraz Daria poszły do burmistrza z kwiatami i karteczkami jako delegacja, a my w tym czasie porozklejaliśmy hasła na lusterkach stojących wokół aut. Burmistrz był nieobecny, ale co tam - przekaże mu asystentka ( czy kogo on tam ma ). Gdy już w urzędzie większość urzędników została obskoczona, przyszła druga grupa i wszyscy wyruszyliśmy do miejscowego szpitala. Oj, nie było łatwo...
W bodajże dziesięciu wbiliśmy się do windy ( szczęście, że maksymalny jej udźwig wynosił czternaście osób ) i jako pierwszy odwiedziliśmy oddział dziecięcy. Kolejne niesamowite uczucie. Mimo iż trafiliśmy tylko na jedną panią z malutkim dzieckiem i dziewczynką może jedenastoletnią, sprawiliśmy im mnóstwo przyjemności. Mama tego malucha to chyba nawet miała łzy w oczach. Aż mnie dreszcze przeszły.
Na innych oddziałach już tak różowo było. Odwiedziliśmy sporo staruszków, którzy ( kto mógł ) także się cieszyli. Jednakże widząc co niektórych, wymęczonych i zmarnowanych, czekających już na to kiedy wkroczą w to drugie życie, robiło się smutno. No ale na to przecież nic poradzić się nie da. Dobrze, że udało nam się choć trochę osłodzić im życie. Pielęgniarki i lekarze również od nas kwiaty otrzymali, im przecież także się należy, a co. 
Szpital to była nasza ostatni akcja tego dnia. Na polecenie pani Joli, która stwierdziła że już padamy na twarz ( my < chyba > czuliśmy inaczej ) zakończyliśmy zmagania. Czekała mnie jeszcze mnie jeszcze podróż do domu... Wybrałem drogę dłuższą, ale bardziej z górki. Z psychologicznego punktu widzenia tak chyba zrobiłaby większość zmordowanych ludzi, sprawiających wrażenie jakby zaraz miały walnąć plackiem na środek ulicy i krzyczeć " Dajcie mi kanapę i coś do picia! ".
Podczas dnia drugiego ( czyli dziś ), kiedy to miał odbyć się finał, byłem nieobecny. Nie z mojej winy, lecz warunków atmosferycznych. Rano strasznie lało i wypogodziło się  zbyt późno abym mógł dotrzeć tam na moim wysłużonym rowerku na czas.

Jak to wszystko ma się do metalowej ideologii? A no nijak. Post ten jest formą podziękowania dla wszystkich ludzi z którymi dane było mi tę imprezę przeżyć i zarazem apelem do tego, aby się więcej uśmiechać:)
Wszystkich tych, których nie wymieniłem w tekście serdecznie przepraszam, ale dziś o tej godzinie ( a piszę już około półtorej ) nie mam siły na ogarnięcie wszystkich. Kiedy indziej wam wynagrodzę - na bank, jak to mówią:)

Aha, i w Teleexpresie nawet wczoraj byliśmy. Taka mała uwaga... Zdaję się, iż zaczynamy wkraczać na salony.

Choć bardzo bym chciał, nie wrzucę zdjęć, bo już mi coś dzisiaj net przymula...

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Fotki dziewcząt

Tak jeszcze w ramach poprzedniego posta wklejam fotki dziewcząt, które zapomniałem wkleić wcześniej. Za błąd przepraszam:)

Magda Jakimowicz, vel Demetria

     


Ania Głuchowska, vel Victoriaax13


Dragona


Kerynia zdjęcia nie przysłała, ale chyba mam ją na fb w znajomych i tam ma zdjęcia jakieś, ale nie jestem pewien czy to ona...:D

Wracam do życia! Pierwsza częśc nagrody.

Po wielu dniach mojej nieobecności, kiedy to wypoczywałem od wszelkiego internetowego i w ogóle miastowego ( tak jakby miejsce w którym mieszkam było miastem ) zgiełku powracam, może w nie do końca wielkim, ale zawsze stylu. Raz jeszcze przepraszam za tak długi brak mojej aktywności na blogu. No, ale wakacje są, jakby nie było. Pisanie, nawet jeśli sprawia przyjemność, to też forma pracy, wcale nie tak łatwa jak mogłoby się wydawać, a na pewno żmudna i wymagająca poświęcenia jej trochę czasu. Niemniej jednak cieszę się, iż znów mogę nadawać. Jasna cholera, brakowało mi tego:)

Przejdźmy więc od razu do konkretów. Rzecz tyczy się tego nieszczęsnego konkursu... A konkretniej jego nagród. Przepraszam was, szanowne dziewczęta, że musiałyście tak długo na nią czekać. Za chwilę część z nich się pojawi:) Piosenki jeszcze nie nagrałem, za co powinnyście mnie już chyba ubiczować. Jednakże żywię cichą nadzieję, że tlą się w waszych sercach resztki cierpliwości oraz wyrozumiałości przede wszystkim i dacie mi jeszcze troszeczkę czasu:) Zasiadłem kilka dni temu do gitary, podłączyłem do pieca i z bólem serca ( a także palców, dokładniej ich opuszek ) stwierdziłem, że mam totalnie za słaby warsztat. Chcę, by utwór który nagram w ramach nagrody nie był kolejną banalną pioseneczką, tak jak to było w przypadku " Piosenki o Weronice ". Chcę, by był kompozycją na miarę największych osiągnięć prog - rockowych wykonawców, z kilku lub nawet kilkunastominutową solówką ( no, może trochę przesadzam )!

Kimże jednak są dziewczyny, dla których pragnę poświęcić tyle swojej energii i czasu?

Kerynia, właściwe imię: Karolina

Więc wychodzi na to że jest kobitą całkiem przebojową i utalentowaną. Pisze wiersze ( hm, będzie musiała mi jeden < co najmniej > wysłać), kocha perkusję i taniec. Zatrudnia się też jako wolontariuszka, pomagając zwierzętom. Z bardzo prostego powodu - po prostu je kocha. Trenuje piłkę nożną ( bardzo ciekawe) i unihokeja (jeszcze ciekawsze). Od urodzenia zamieszkuje naszą piękną Polską krainę, swego czasu zawzięcie walczącą o miejsce w szeregu siedmiu nowych cudów świata, czyli Mazury. Nie dziwi więc, że kocha też wszelakie sporty wodne.
Niestety, blogu dziewczyna nie posiada ( a przynajmniej żadnego adresu nie napisała ), ale to w żaden sposób nie zmienia iż jest fajną, pozytywnie nastawioną dziewczyną ( trudno coś wnioskować z pobieżnych opisów, ale czasami w człowieku odzywa się szósty zmysł i w takich sytuacjach zwykło się mówić: "Mam nosa").

Victoriaax13, właściwie Anna Maria Głuchowska ( prawie jak Wesołowska w sumie )

Nie no, ta to się rozpisała.... Nawet walnęła dokładną datę urodzenia 23.03.1998 (pewnie liczy że jej kartkę przyślę). Bardzo muzykalne dziewczę, można rzec. Gra na gitarze, śpiewa i uczęszczała też na lekcje perkusji. No i czuję te cudowną muzykę, jaką jest metal. Słucha praktycznie wszystkich jego odmian. Ale muza to nie wszystko... Lubi także film. Mało tego, nawet i pisze ich recenzje. Dla własnego użytku, ale sądząc po stylu jej pisania zdradzającym drzemiące w niej pokłady energii w niedługim czasie się to zmieni. A teraz największa bomba: Kocha sporty walki i motoryzację. Tak, tak, panowie, nic tylko walić do niej drzwiami i oknami. Na dokładkę, jeśli komuś jeszcze mało, czyta kobita książki. Przede wszystkim literaturę grozy i Stephen Kinga ( podzielam uzasadniony zachwyt ).

Dziewczyna prowadzi także własne blogi. Pierwszy o adresie www.victoriaax13.blogspot.com, właśnie przestał istnieć. Właśnie teraz to skumałem, bo ostatnia moja wizyta na nim była, jak można łatwo i w prosty sposób wydedukować, przed jego zdjęciem z internetowej społeczności. Chciałem parę komplementów o nim napisać, a tu pstryk i skasowany...
Z kolei drugi, http://www.metale-glany-czarnebandany.blogspot.com/, dopiero zaczyna podbijać świat... Nie chcę pisać na jego temat żadnych ochów i achów tylko dlatego że obraca się w zagadnieniach ściśle powiązanych z metalem ( chyba tak długie zdanie, szczególnie druga jego część nie było aż tak potrzebne - adres bloga mówi wszystko, no ale nie będę już kasował ), bo to by było nieobiektywne. Dobra, powiedzmy sobie szczerze: jeszcze nic na nim nie ma. Jednakże jeśli dziewczyna się postara, to, po raz kolejny wnioskując ze stylu pisania, ta stronka będzie całkiem popularna. Tylko cholera musi tam się coś znaleźć!

Dragona, właściwie Mother of Rock. No co, jeśli chce się tak tytułować, to niech jej będzie.

No cóż, kobieta strasznie nie lubi siebie opisywać. Stwierdziła tylko, że jest niewyżyta i szurnięta. Dobrze, że potrafi mieć do siebie dystans. Jakby się tak zastanowić, to ja też chyba zalatuję lekko szurniętym usposobieniem....
No, ale wszelkie braki w opisach swojej osoby nadrabia dziewczyna własnym blogiem. 
Na tej właśnie szanownej stronce kobita opisuje swoje życie. Z początku może to przywodzić na myśl blogową plagę w ostatnich czasach, czyli krótkie posty zawierające niby to śmieszne opisy z życia okraszone duża ilością buziek i uśmieszków, do tego czasami jakieś zdjęcie. Brak w tym jakichkolwiek nakładów większej roboty czy jakichś oryginalnych pomysłów... O inwencji twórczej nie wspominając. Jednakże blog panny Mother of Rock nie wpisuje się w sztywne, jakby nie było, ramy rzeczonej plagi. Jej blog zawiera wiele refleksji, stawia też wiele pytań. Dragona jest również wielbicielką ciężkiej muzy, co także odbija się na jej postach. Polecam!

Na koniec Demetria. Zdaje się, to tylko jeden z pseudonimów, którym się posługuje... W każdym razie jej właściwe imię nazwisko: Magdalena Jakimowicz.

Dlaczego zostawiłem ją sobie na koniec? Z prostego powodu... Dziewczyna chodzi ze mną do szkoły. Ona do gimnazjum, ja do liceum. bo u nas te dwie instytucje połączone są w jednym budynku. Od czego by tak zacząć jej opisywanie... O! Najsampierw trzeba odnotować dużymi literami jedną rzecz: MAGDA NAPISAŁA KSIĄŻKĘ! Tyle tylko że nie chce jej nikomu pokazywać... Toż to zbrodnia przecież! Ale spokojnie, już ja przekonam żeby próbowała ją wydać... No a z charakterku to całkiem miła osóbka. Nie wadzi nikomu, jest wesoła, lubi nosić glany ( to ostatnie chyba do charakteru nie należy ). Poza tym ma również w sobie wiele pozytywnej energii, co raz okazała mi podstawiając haka na pół korytarza i uważając to za zabawne... 
No i masz jeszcze dziewczę bloga.   http://mrsnobody.blog.onet.pl/ - z racji tegoż iż kocha ciężkie brzmienia, jest to blog powiązany właśnie z tą najszlachetniejszą ( ależ określenie ) odmianą muzyki. Coś długo chyba nie publikowała postów, ale to nic. Wystarczy że powiem jej kilka słów do słuchu i od razu zacznie pisać na zawołanie całe opowiadania... 


No, to tę część mamy za sobą... Teraz zmuszony będę opisać tematy, które w konkursie zostały zaproponowane. Dlaczego nie chcę nosić glanów, moje najgorsze kapele i wykonawcy, ulubione rodzaje metalu i przykłady kapel, satanizm i krakersy. Trochę tego jest, ale spoko, zaraz się zrobi.

Więc na pierwszy ogień idą glany. To wcale nie jest tak, że nie chcę ich nosić. Choć nie, może jest. Chodzi właściwie o to, że nic do nich nie mam i szanuję że mają wiele zalet. Ale jakoś mnie od nich odrzuca... Trampki są chyba o wiele bardziej praktyczne. Zakładając je, dopiero czuję moc!:) Jednakże ostatnimi czasy sporo osób, nawet jeden wielbiciel hip - hopu, polecali mi zakup glanów. No i zaczynam też trochę inwestycję w ten produkt roztrząsać... Oczywiście noszenie takich butów w lato uważam za totalny idiotyzm, przynajmniej w moim wydaniu. Nie potrafiłbym założyć czarnego, grubego obuwia kiedy za oknem lampa grzeje sprawiając iż termometr krzyczy "Error!" bo nie zaprogramowanego pokazywania tak wysokich temperatur. Wbić się w takim czymś na basen to czyste szaleństwo... W zimę to co innego. Same plusy. Ciepło w stopy, nic nie przemaka, po prostu cud miód. No, ale póki co zakup ten zostaje odłożony na czas nieokreślony.

To teraz najgorsze kapele i wykonawcy... Nie sprecyzowano tylko, czy chodzi o muzykę ogólnie, czy stricte o metal. Jeśli ogólnie, to chyba wiadomo. Nie potrafię ścierpieć miałkich, przesłodzonych, robionych w pięć minut pod panujące trendy mainstreamowych piosenek. Puszczanych z resztą na tak zacnych stacjach jak VIVA Polska czy też w radiu RMF i innych. No ale, te radia jeszcze jakąś różnorodność i poszanowanie dla starych światowych klasyków zachowują... Gorzej właśnie z telewizją. W każdym razie strasznie mnie te wszystkie mainstreamy wnerwiają. Spójrzcie tylko na takiego gościa nazwiskiem Gustavo Lima - facet "śpiewa" pół piosenki "tchetchereretche" i do końca życia nie będzie musiał pracować. To jest chore...
Jeśli chodzi o metal, to nie lubię z pewnością przesłodzonego power metalu. W gatunku tym chodzi o zachowanie heavy metalowego ciężaru połączonego z duża ilością klawiszy i melodii. Nie o same klawisze i melodie. Są bowiem kapele, które parając się tym gatunkiem kompletnie zatracają korzenie, z jakich się gatunek wywodzi i gitara schodzi u nich na trzeci plan, bo na pierwszym i drugim brylują perkusyjna galopada oraz słodkie klawisze. Przykład poniżej.
Wkurza mnie też ( już chyba nawet o tym pisałem ), gdy dobra kapela łupiąca jakiś konkretny gatunek zaczyna uderzać w stronę mainstreamu, byle tylko przebić się na salony. Co tam wyznawane idee, co tam filozofie, liczy się sława i kasa, cholera.

Jeśli zaś o ulubione gatunki chodzi... No cóż lubię każdy gatunek metalu. Najlepiej więc chyba będzie, jeśli napiszę za co.

Power metal - uwielbiam głównie za melodie, połączone z chwytliwymi riffami. W tym gatunku świetnie też sprawdzają się wszelkiego rodzaju chórki. Tylko że, tak jak mówiłem, nie można tego przesładzać i trzeba to łupać z głową.
      
                                                        

Heavy metal - za ciężar, energię, moc i tego niesamowitego kopa, którego dostarcza mi ta muza ilekroć jej słucham. Po prostu. W tym gatunku lubię wiele kapel... Iron Maiden, Judas Priest, Saxon,, Turbo, DIO, Black Sabbath... no i wiele, wiele innych, wymieniłem tylko trochę klasyki:)

                                           

Gothic metal - tu przede wszystkim poszukuję tej magii i niesamowitego czaru. Smutek i melancholia to także nieodłączne części gatunku, które sprawiają że jest on wyjątkowy. Jeśli o ten rodzaj chodzi, to nie będę oryginalny jeśli napiszę że najlepszym bandem jest Nightwish. Na drugim miejscu mam chyba Xandrię, również świetną niemiecką kapelę. 

                                                     

Death metal - no, tego nie słucham aż tak dużo, ale szacunek mam, jak najbardziej. Zawsze powtarzam, że growl to najtrudniejszy technicznie rodzaj wokalu na świecie. No i ta brutalność... Chcesz się wyładować, to nie wal na ustawkę, tylko puść sobie w odtwarzaczu jakiś death metalowy kawałek i już. Z kapel to najwięcej chyba Hypocrisy słucham, znam też Grave, Entombed, Death i Morbid Angel. No i Behemoth i Vader, rzecz jasna.

                                                 

Thrash metal - za to samo, co w heavy metalu, tylko podane w ostrzejszy i troszeczkę bardziej ekstremalny sposób. I tu także powiem jeszcze tylko: Po prostu. Z kapel to STARA Metallika rzecz jasna, oczywiście Slayer, Anthrax i Megadeth, czyli cała wielka czwórka, a także Kreator, Exodus czy też Annihilator.

                                                

Black metal - no, tego nie słucham praktycznie wcale. Troszeczkę lepiej znam tylko dwie kapele - Immortal i Keep of Kalessin. Ci ostatni mieli zajęli nawet trzecie miejsce w krajowych eliminacjach Eurowizji w Norwegii dwa lata temu. 

                                                

Viking/pagan metal - No ten gatunek kocham przede wszystkim za epickość i patos. Zdecydowanym numerem jeden w tym temacie jest dla mnie Bathory i nieodżałowany Qhuorton. Bezwzględna klasyka nie tylko metalowej, ale i światowej muzyki. 

                                                  

Folk metal - Tu jak dla mnie chodzi przede wszystkim o dobrą zabawę i umiłowanie tradycji zaczerpniętych z danego regionu. Gwiazdy tego gatunku to z pewnością fiński Korpiklaani, Ensiferum, Equilibrium czy Alestorm ( taki bardziej heavy metalowy, trochę jak Running Wild ). 



                                           

Chyba już wszystkie te podstawowe gatunki wymieniłem i opisałem:)

Jeśli zaś chodzi o okultyzm i magię, to nie po drodze mi z tymi rzeczami. Nie chcę czerpać z wikipedi jakichś suchych informacji o których nawet nie mam pojęcia. Kopalnią wiedzy w tym temacie jest mój kumpel, ten sam który zrobił mi tę prawie dziarę na ręce. Jeśli ktoś zainteresowany, mogę podać na niego namiary:)

Co zaś się tyczy krakersów... To lubię, czemu nie. Pamiętam jak zawsze z prababcią je jadłem w dzieciństwie, no i z babcią też, po dziś dzień, najlepiej zamoczonych w Dżemie. Pycha!:)

Tak więc raz jeszcze za brak piosenki przepraszam. Jestem pełen nadziei, że uda się ją stworzyć w przeciągu najbliższych kilku dni. Bądźcie więc cierpliwe:)