poniedziałek, 31 grudnia 2012

Happy New Year!

Dobra, już dobra... Miało być o półmetku, którego mimo wszystko jakimś cudem udało mi się przeżyć, miały być też pewnie jakieś życzenia świąteczne, a także mnóstwo innych spraw, którego na blogu się nie znalazły. Po części z pewnością wynika to z mojego lenistwa i zaniedbania, po części także z tego, że jako "pisarz" próbowałem i nadal próbuję sprawdzać się na polach innych niż tylko blogowe posty. Opowiadania, znaczy się, także i coś na kształt felietonu ( który z niecierpliwością czeka na to, czy zostanie opublikowany w gazecie ) oraz kilka wierszy ( te ostatnie to bardziej z nudów na lekcjach ). Myślę jednak, że wcale mnie to nie usprawiedliwia i jeśli poczujecie taką potrzebę to walcie we mnie słowami ile wlezie, przyjmę wszystko na klatę. 

W przyszłym roku więc, moim głównym postanowieniem będzie ( zaraz po "będę się uczył", "nie będę kombinował z rzeczami, które są nieodpowiednie dla chłopaków w moim wieku" < sam właściwie do końca nie wiem co to znaczy >, "będę mniej jadł" i inne tego typu abstrakcje ) pisanie regularnych postów. Czy się uda? Jeśli chcecie żeby tak było, to najlepiej mi tego życzcie :)

W roku 2012, jakby nie patrzeć, niniejszy blog miał ogromną szansę na wybicie się z gąszczu innych podobnych mu stron i jako takim zaistnieniu wśród polskich internautów. Po ( małej ) części się to udało, prawie dwanaście tysięcy odsłon ( w tym piętnaście zarejestrowanych z terenu Izraela! ) i sto pięć komentarzy mówią same za siebie. Mogło być jednak tych wejść co najmniej kilkanaście tysięcy więcej, a liczba komentarzy mogła się zwiększyć o połowę. Wtedy to miałbym solidne podstawy do tego, aby startować we wszelakich konkursach na blog roku 2012, gdzie prawdopodobnie wybiłbym się jeszcze wyżej. Ale cóż, pisałem dosyć rzadko, w ostatnich miesiącach w ogóle tego zaniechując, i blog jest tu gdzie jest. Nie mogę jednak narzekać. Po raz kolejny odwołam się tutaj do wszystkich tych pozytywnych opinii, zarówno ze strony znajomych, jak i ze strony nieznanych mi bliżej ( niektórych trochę znanych ) internautów. To dzięki wam przecież ta stronka ma aż tyle wyświetleń. I to dzięki wam właśnie mogę wkraczać w 2013 rok z przekonaniem, że tego bloga stać jeszcze na dokonanie rzeczy wielkich :) 

A wszystkim tym, którzy oglądną tego posta ( tym z Izraela szczególnie ), pragnę życzyć w nowym roku spokoju, radości no i miłości rzecz jasna. I żeby ten rok był dużo lepszy od poprzedniego... Oklepane frazesy, ale powiedzmy sobie przecież, że każdy z nas tego chce. Mimo iż oczywistym jest, że nie zaprowadzimy natychmiastowego pokoju na świecie, warto jednak próbować. Najlepiej zacząć od siebie :)

A w sferze muzycznej... Dużo dobrych płyt i koncertów przede wszystkim, nie tylko tych metalowych czy hard rockowych, ale także i tych, które po prostu przypadną wam do gustu. Wielokrotnie już chyba podkreślałem, że otwartość na różne style i wzajemne ich przenikanie to przecież kwintesencja muzyki. Mnie na ten przykład w ostatnim roku urzekła płyta Lany del Rey.


Na koniec pozostaje mi jeszcze życzyć wszystkim wystrzałowego, suto zakrapianego i zaje**stego po prostu sylwestra :) Bawcie się dobrze! \m/ ( Ja też lecę zaraz na imprezkę... :p )
 

piątek, 23 listopada 2012

Nagroda dla dziewczynek

Z racji tego, iż na piosenkę wciąż nie mam najmniejszej weny, to postanowiłem wiersze napisać, co by nie było, że obiecuję nagrody a potem w konia robię :) 

Kerynia więc, jest kobietą przebojową. Tak
szaloną, że aż strach. Podarowałbym jej mak
jakiś, lecz to chyba mało uroczysty kwiat.
Z miłością ogromną do zwierząt podbije świat!
W unihoka grywa, a i w gałę haratnie.
Karolina się nazywa. No, też ładnie. 
Mazury! Krzyczy serce jej, rozpalone jak
blacha na słońcu. Niczego jej chyba nie brak,
patrząc na zdjęcie. I na tym chyba zakończę.
Choć mógłbym więcej pisać, fajna jest. Tak sądzę.

Powyższy utwór jest przykładem wiersza 13 -sto zgłoskowego ( Dobrze myślicie - tak jak w "Panu Tadeuszu" :D ), podanego w sposób luźny, co chyba widać i czuć.
Jest parę epitetów, porównań i innych form stylistycznych, żeby nie było, że wiersz nie prezentuje żadnych walorów artystycznych ;)

Anna Maria, Głuchowska też,
Piękna dziewczyna też chyba.
Opisała się wzdłuż i wszerz.
W muzie czuje się jak ryba
w wodzie. Grywa na gitarce
I nie gorzej także śpiewa.
Kocha sport - chłopaków w walce
i auta. Czasem też miewa
wenę, to recenzje pisze.
A, i książki czyta także.
Mówiąc tak troszczeczkę ciszej,
 To fajne dziewczę, a jakże!

Tutaj mamy z kolei przykład ośmiozgłoskowca o budowie rymów abab. Jakoś mi to wyszło, mam nadzieję;)


Ach, Dragona... Z racji tego iż niewiele o sobie napisała, to najlepszy dla niej będzie chyba limeryk :)

Mother of Rock,
Niewyżyta i szurnięta
Bloga prowadzi
Koniec
Chyba.

No co? To też jest forma sztuki, choć już dosyć abstrakcyjna, jakkolwiek miało by to nie zabrzmieć.

No i Demetria jeszcze została. To dla niej może fraszka ( albo coś na jej kształt ) krótka, bo bez bicia że już dziś nie mam głowy do kolejnych epickich 13-sto zgłoskowców :)

Demetria, Demetria, co za kobita,
Krzyczy za nią jej cała świta.
Jak za królową, chodzą chłopaki,
Za jej serce poszliby do paki.
I cóż z tego, że to tylko jej marzenia - 
Spoko jest, bez wątpliwości cienia.

No, na tym już chyba koniec. I tak dobrze, że o tej porze udało mi się napisać takie teksty. Nie bez powodu chyba zapomniałem, że nie mam dziś pierwszej lekcji i przyszedłem wcześniej.
Pamiętajcie - dzisiaj półmetek :) Będzie co opisywać·...




sobota, 17 listopada 2012

Powrót ( NIE do przeszłości )!

Po burzliwym okresie jakim były ostatnie miesiące, dni a patrząc z teraźniejszej perspektywy nawet godziny czy minuty (ostatnie zaliczenia na koniec trymestru) doszedłem w końcu do wniosku, że czas do pisania na moim jak dotąd najbardziej znanym dziecku ( takie mi się określenie walnęło no ) powrócić. Po raz kolejny skłania mnie ku temu nieopisana radość wynikająca z samego pisarstwa i możliwość sprezentowania swych myśli światu.
Jednakże dodatkowym bodźcem który dał mi impuls do wskrzeszenia postów był także zaskakująco wręcz pozytywny odzew ze strony czytelników. Zarówno w środowisku, w którym się na co dzień obracam, czyli np. szkoła, czy podwórko ( tu szczególny ukłon w stronę niejakiej Martyny H. [ muszę chronić jej dane osobowe; nie mogę przecież napisać że ma na nazwisko Horoszczak ] i jej rozpaczliwych błagań o jakiś nowy tekst na blogu ). Podsumowując: Dekadencja jeszcze nie nadchodzi.  

W tym miejscu należałoby chyba napisać, co też to w czasie nieobecności porabiałem. Chciałbym się móc poszczycić, że dzięki ostatnim wydarzeniom mojego jakże ciekawego życia doznałem swoistego katharsis i przychodzę teraz z głową wypełnioną milionami pomysłów na teksty, ale nie mogę. Siedzę przed kompem w szkole, czekam na autobus wraz z uroczą Agatą siedząca obok która dowie się że o niej wspomniałem dopiero jak zobaczy gotowy post na stronie i próbuję wyklepać spod palców jakieś słowa, które mogłyby przyciągnąć nowych czytelników. Cholera, to wcale nie jest takie łatwe, serio.

Najlepiej więc chyba będzie, jak powybieram co ciekawsze fragmenty z ostatnich dni. Obszerna relacja minionych <prawie> trzech miesięcy będzie prawdopodobnie nudna, bo rzecz jasna nie każda chwila jest godna poświęcenia jej odrobiny uwagi, nawet w życiu takiego człowieka jak ja ( nie żebym się jakoś próbował wybijać ponad innych ).

Dobra więc... Na początek istotnym może być chyba fakt, że ściąłem włosy. Cholera, nie sądziłem że jeszcze kiedykolwiek w życiu wypowiem podobne zdanie. Przychodzę sobie kulturalnie do fryzjera i proszę o podcięcie trochę więcej niż końcówek ( gdyby chciało mi się wracać, to bym słowo "trochę" podkreślił ). Zadowolony siadam na fotelu, tym bardziej że fryzjerka w gruncie nie była brzydka ( choć nie mój typ ) i spokojnie czekam na podcięcie. Ja rozumiem, że u fryzjera milimetr centymetrowi równy, ale ona mi uwaliła pół głowy ( dobra, głowy to może nie, bo bym dopiero dziwnie wyglądał. Swoją drogą, ciekawe którą połowę głowy byłoby mieć lepiej, od uszu w górę czy od uszu w dół? Tak na makabryczne przemyślenia mnie wzięło ). Z tego miejsca pragnę więc zaapelować do rządu państwowego najwyższego i jego przedstawicieli z sejmem włącznie o zajęcie się reformą polskiego fryzjerstwa, bo to jest narodowa klęska i porażka! My się autostradami przejmujemy, a tu nasze włosy są w niebezpieczeństwie, z każdej strony zagrożone nieudolnością kadry, która tylko na papierze jest wykwalifikowana ( dobra, dobra być może trochę przesadzam, ale wzburzony jestem, to się wyładować próbuję )! 
Poza tym małym szczegółem to jeszcze warto by wspomnieć o półmetku chyba. A tak kurka, starzeję się i o to już nadchodzi półtorej roku mojego bytu w czymś, co zwykło się nazywać Liceum Ogólnokształcące. Krótkie podsumowanie tego minionego czasu? Hmm... To może inaczej, przedstawię mniej więcej stan, w jakim się znajdowałem w poszczególnych okresach. Więc:
- Początek szkoły: Super! Wow! Będzie dobrze, będzie fajnie! Tyle miejsc nowych, ludzi, nauczycieli, cud miód normalnie!
- Połowa I trymestru ( tak, ktoś, prawdopodobnie nie do końca w pełni władz umysłowych, wymyślił sobie u nas trzy trymestry zamiast dwóch semestrów jak w każdej normalnej cywilizowanej szkole ): Spoko, początki bywają trudne, muszę się wziąć w garść.
Końcówka I trymestru: Ku*wa, nie zdam.... Pierwszy raz w życiu nie zdam...
Końcówka II trymestru: Ktoś mnie chyba spytał wtedy, jakie mam plany na sierpień. Ledwo się powstrzymałem, by go delikatnie mówiąc nie poturbować. 
Początek III trymestru: Uff, zdałem! Dobra będzie lepiej, na pewno.
Końcówka III trymestru: Już w uszach dźwięczy " Hotel California ", przed oczami rajskie plaże, dziewczyny, drinki z palemką. a tu nagle nauczycielka staje przed nosem: " No, panie Pawle, wakacje macie już chyba zaplanowane, sądząc po ocenie z ostatniego sprawdzianu ". I tak oto miast The Eagles w umyśle rozbrzmiewała stara, nieśmiertelna rodzicielska wiązanka, która prawdopodobnie jest najbardziej znaną i powielaną pieśnią na świecie, trwająca nieprzerwanie od setek lat: " Synek, cholera, do pokoju marsz i uczyć się! Szlaban! Na komputer, internet, na wszystko! " Prawdopodobnie te kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu tekst zawierał trochę inne słowa, no ale sens ogólny został zachowany. Na szczęście, po wielu morderczych chwilach udało mi się jakoś przebrnąć. 
I trymestr drugiej klasy generalnie wyglądał podobnie do trzeciego, ale też jakoś się prześlizgnąłem. Dobrze, że wszystkie te chemie, biologie, geografie czy fizyki już odpadają bo bym psychicznie się wykończył. Teraz już na serio będzie lepiej, bo zostaną tylko te przedmioty które lubię. Więc nogi na ławkę i mogę spać ( he he ). 

Wracają jeszcze do półmetku... To się gruba impreza szykuje prawdopodobnie. Podobno mają być takie balety, że nawet Thomas Anders z Dieterem Bohlenem planowali się znowu do kupy złożyć i przylecieć, ale zdaje się że im samolot nawalił ( ha, Dreamlinera nie mieli! ). Za to będzie Oxygene, etatowa weselna kapela, które do spółki z paroma innymi kapelami w regionie objeżdża okoliczne wsie wzdłuż i wszerz, dając pokaz swych wirtuozerskich umiejętności ( co by nie pisać, kasę trzepią ). A, i na kolację pierogi zapowiedzieli. To grubo.
Jeśli chodzi o napoje ( nie, nie o coca - colę ), to każdy we własnym zakresie. Wbrew pozorom nie dlatego, żeby niepowołane do przechwycenia trunków osoby z kręgów zbliżonych do rodzicielskich ( nie chcą się po prostu przyznać, że słabe głowy mają! ) nie zrobiły dymu, ale żeby każdy był zadowolony. No bo jakby np. każdy przyniósł króla polskiego który dowodził w bohaterskiej bitwie pod Wiedniem w 1683 ( nie kapną się, jak to tak napisałem? ) albo północnego sąsiada kraju naszego zza morza, tego po prawej bardziej to przecież komuś mogłoby się to nie spodobać. A tak każdy przynosi co chce i wszyscy zadowoleni ( oj, będą zadowoleni pod koniec imprezy ). Obszerna relacja z pewnością się pojawi.

Kończąc więc już na dziś pragnę napisać, że tekst zacząłem pisać wczoraj, czekając na autobus, a kończę teraz, gdy go zaraz opublikuję, jakby ktoś nie skumał. Oczekujcie nowego posta niedługo! ( Cholera, ja wciąż tej piosenki dla dziewczynek nie mam... )

środa, 22 sierpnia 2012

Endorfina

Dziś chcę wam opisać mega super fajne bombowe i w ogóle obfitujące w tego typu radosne kolokwializmy wydarzenie. Mianowicie w Strzelcach Opolskich, jakże cudownym mieście, działająca tam grupa teatralna ( w której także jestem ) zorganizowała wieki happening, którego celem było wywołanie na twarzach ludzi uśmiechu. Głównym organizatorem i pomysłodawcą akcji był Patryk Smarski ( mam nadzieję, że mnie nie pozwie za bezprawne wykorzystanie jego nazwiska ), zajefajny ( zdaję się, iż ten post będzie aż kipiał od kolokwializmów, ale cóż, akurat w momencie jego pisania w mej głowie czają się same tego rodzaju zwroty) chłopak. Wsparcia udzieliła nam także policja ( ależ znajomości, czyż nie? ) na czele z panią Jolantą Dec ( niestety nie pamiętam teraz jej stopnia - ufam że mi wybaczy ), które jednocześnie trzyma pieczę ( NIE PROWADZI ) nad całą grupą. No, ale dość tych wstępów, czas opisać zabawę!

Wszystko zaczęło się około godziny ósmej trzydzieści rano, kiedy to zaspany i zmordowany poranną rowerową jazdą ( do strzelec mam 15 km, nie tak znów dużo na rower, ale to jednak był środek nocy ), ale w gruncie rzeczy szczęśliwy perspektywą spędzenia całego dnia w gronie najfajniejszych i najbardziej zwariowanych ludzi pod słońcem. Wjechawszy na plac Żeromskiego, główny ośrodek naszych działań z daleka ujrzałem machających do mnie kompanów. Podekscytowana Daria Skóra ( dobra, jak wymieniać z nazwiska wszystkich, to wszystkich - nawet jeśli nie będzie to poprawiało przyswajalności niniejszego tekstu) od razu wyskoczyła z pozycji siedzącej którą propagowała na murku i przytuliła mnie, najprawdopodobniej chcąc mnie udusić. Głupio by jednak było uczynić podobną rzecz przy kręcących się wokół ludziach, więc po kilku minutach mnie puściła. Mniej entuzjastycznie, ale równie radośnie na moje przybycie zareagowali koczujący wraz z Darią wspomniany już Patryk, Kasia Ludwig i Regina Hurek. Odstawiając do domu kultury rower, spotkałem tam Tosię Bielak, także świetną dziewczynę oraz Karolinę Kuczerę, za której sprawą ( no i jej posiadającej zabójczy śmiech koleżanki ) miałem mało co nie zwrócić jedzenia. Ale o tym może później...:)
Ludziska zaczęli powoli się zbierać ( nie będę ich teraz po kolei wymieniał, bo bez sensu - każdy zostanie wymieniony przy okazji opisu jakiejś akcji ) i cała impreza stopniowo nabierała rozmachu. Cała impreza została ochrzczona tytułem "Endorfina" - dla nie wtajemniczonych - jest to hormon szczęście ( dobra, też nie wiedziałem, biologia to zdecydowanie moja bolączka ). Warto byłoby też napisać, na czym to wszystko miało polegać. W najkrótszym skrócie ( takie nie mające sensu zestawianie wyrazów miało zdaje się jakąś fachową nazwę, ale jej nie pamiętam - w każdym razie na polskim jeszcze w pierwszej gimnazjum obcięto mi za podobną rzecz punkty na wypracowaniu ) - zadaniem okołu dwudziestu osób zebranych na Placu Żeromskiego było sprawienie, by ludzie zaczęli się uśmiechać. Patentów na to mieliśmy mnóstwo - postaram się wszystkie opisać. 
Najsampierw podzieliliśmy się na grupy, każda miała inne zadanie. Mnie wraz z Darią przydzielono do stworzenia plakatu, na którym umieściliśmy nazwę naszego teatru, żeby było wiadomo, kto to organizuje. Obok Kamilla John oraz miłe dziewczę w okularach, której nazwiska za Chiny ( to stwierdzenia w dzisiejszych czasach zaczyna nabierać coraz to większego znaczenia ) sobie nie mogę przypomnieć ( również liczę na wyrozumiałość ), stworzyły transparent z napisem " Uśmiechnij sie! ", który posłużył później jako narzędzie do rozbawiania ludzi i po prostu zwrócenia na siebie uwagi. Aha - Daria twierdzi że nie ma talentu plastycznego za grosz, a ja uparcie twierdzę że jest inaczej - świetnie przecież ten nasz plakat stworzyła ( ja byłem tylko asystentem ). 
Gdy już rozstawiliśmy się na dobre i  z głośników zaczęły płynąć taneczne przeboje ( aż mnie skręca, że muszę tak o tych mainstreamowych wyrobach pisać - ale jakby nie było ludzi bujało < mnie także, jak zawsze, gdy świruję > ) a dzieciaki obległy plac, postanowiliśmy z kolegą Michałem Grinerem, jakże zacnym wodzirejem ( rym niezamierzony ) przeprowadzić w okół kilka wywiadów. Podchodziliśmy do ludzi, pytaliśmy o to czy często się uśmiechają i co państwo na temat śmiechu sądzą. Po skończonych rozmowach wręczaliśmy im także karteczki, na których widniały napisy typu "Uśmiechnij się", "Ładnie dziś wyglądasz" czy "Śmiech to zdrowie". Zazwyczaj ludzie byli bardzo ucieszeni i gratulowali nam pomysłu, ale zdarzali się też zgorzknialcy, dla których śmiech to pojęcie abstrakcyjne. Tak było z chociażby z pewną przemiłą staruszką.
- Dzień dobry. - przywitał ją Michał. - Czy mogę pani zadać dwa pytanka?
- Nie. - odburknęła starsza kobieta z odrostami na głowie i zielonej, spranej sukience ( sorry za brutalność, ale takie są fakty ).
- Proszę się uśmiechnąć! - podpowiedział kulturalnie Michał.
- Czemu niby? Siedemset złotych emerytury mam, muszę jeszcze chodzić do apteki po leki za trzy stówy i jak tu potem żyć?! Nie ma się z czego śmiać!
- Spokojnie, proszę pani. - wtrąciłem się do rozmowy. - Po co się tak denerwować? W życiu mimo wszystko śmiech jest potrzebny!
- A dajcie wy mi spokój. - ucięła staruszka i tyle z tego było.
Tego typu persony to klasyczny przykład niedoboru endorfin w organizmie. 
No ale zostawmy już tę panią i jej ciężkie życie i przejdźmy dalej. Po przeprowadzeniu tych paru rozmów, wraz z Kasią Ludwig oraz Justyną Wroną, wiecznie uśmiechniętą dziewczyną, ruszyliśmy do parku w celu ozdobienia chodników radosnymi hasłami i malunkami oraz wręczenia napotkanym dzieciom cukierków. Fajnie było widzieć ich rozradowane twarze. 
Jeszcze lepiej jednak było, gdy z tymi samymi dziewczynami, uzbrojeni tym razem w balony dla dzieciaków oraz radosne karteczki wyruszyliśmy na podbój całych Strzelec. Po prostu zatrzymywaliśmy przechodniów, życząc miłego dnia i wręczaliśmy hasła, a do tych po drugiej stronie oraz w autach machaliśmy i uśmiechaliśmy się. To był niesamowite uczucie, gdy odchodziliśmy kawałek, a ludzie zaczynali się śmiać przeczytawszy karteczki. Genialną rzeczą jest świadomość tego, iż właśnie zrobiło się dla drugiej osoby coś miłego i że sprawiło jej to przyjemność.
Wróciwszy z obchodu strzelec poszliśmy na obiad do pobliskiej restauracji. Do stołu zasiadłem wraz z Justyną, Karoliną, Tosią ( tak na marginesie - genialne kręcone włosy ), Martą Bury ( to właśnie ta od zabójczego śmiechu ) oraz Marzeną Rakowską. Podczas mojej konsumpcji hot - dogów prowadziliśmy jeszcze rozmowę w miarę normalną. Gdy jednak Tosia i Justyna dostały swoje obiadowe zestawy tematy do rozważań zaczęły ewoluować w nieco inną, bardziej idiotyczną ( w pozytywnym tego słowa znaczeniu < już tak kiedyś o czymś chyba pisałem > ) stronę. Mianowice Marta z Karoliną zaczęły się zastanawiać jakby to był hodować w mieszkaniu w bloku krowę i co by się stało gdyby się ocieliła. Doszło nawet do tego, że chciały kupić drugie mieszkanie dla tych cielaków co by się urodziły. Później ktoś rzucił ( Marta lub Karolina ) hasło, które z pewnością nie w pomagało Tosi i Justynie w delektowaniu się posiłkiem. Chodzi mianowicie o kupę. Przepraszam wszystkich czytelników bloga którzy patrząc na te słowa właśnie coś jedzą, ale opisuję wszystko tak jak było. No dobra, może szczegółów sobie podaruję, bo wyraz "kupa" sam w sobie jest już dość niehigieniczny ( choć to też w sumie w zależy od kontekstu, w jakim jest użyty ). Mogę jeszcze tylko wspomnieć o stronce www.ratemypoo.com, którą Karolina z pewnością odwiedzi. Kto odważny niech wbija. 
Po obiedzie podzieliliśmy się na dwa obozy, z których jeden wyruszył do urzędu gminy, a drugi do starostwa. Ja zaciągnąłem się do pierwszego. Justyna Mania ( nie Wrona, taka mała uwaga ) oraz Daria poszły do burmistrza z kwiatami i karteczkami jako delegacja, a my w tym czasie porozklejaliśmy hasła na lusterkach stojących wokół aut. Burmistrz był nieobecny, ale co tam - przekaże mu asystentka ( czy kogo on tam ma ). Gdy już w urzędzie większość urzędników została obskoczona, przyszła druga grupa i wszyscy wyruszyliśmy do miejscowego szpitala. Oj, nie było łatwo...
W bodajże dziesięciu wbiliśmy się do windy ( szczęście, że maksymalny jej udźwig wynosił czternaście osób ) i jako pierwszy odwiedziliśmy oddział dziecięcy. Kolejne niesamowite uczucie. Mimo iż trafiliśmy tylko na jedną panią z malutkim dzieckiem i dziewczynką może jedenastoletnią, sprawiliśmy im mnóstwo przyjemności. Mama tego malucha to chyba nawet miała łzy w oczach. Aż mnie dreszcze przeszły.
Na innych oddziałach już tak różowo było. Odwiedziliśmy sporo staruszków, którzy ( kto mógł ) także się cieszyli. Jednakże widząc co niektórych, wymęczonych i zmarnowanych, czekających już na to kiedy wkroczą w to drugie życie, robiło się smutno. No ale na to przecież nic poradzić się nie da. Dobrze, że udało nam się choć trochę osłodzić im życie. Pielęgniarki i lekarze również od nas kwiaty otrzymali, im przecież także się należy, a co. 
Szpital to była nasza ostatni akcja tego dnia. Na polecenie pani Joli, która stwierdziła że już padamy na twarz ( my < chyba > czuliśmy inaczej ) zakończyliśmy zmagania. Czekała mnie jeszcze mnie jeszcze podróż do domu... Wybrałem drogę dłuższą, ale bardziej z górki. Z psychologicznego punktu widzenia tak chyba zrobiłaby większość zmordowanych ludzi, sprawiających wrażenie jakby zaraz miały walnąć plackiem na środek ulicy i krzyczeć " Dajcie mi kanapę i coś do picia! ".
Podczas dnia drugiego ( czyli dziś ), kiedy to miał odbyć się finał, byłem nieobecny. Nie z mojej winy, lecz warunków atmosferycznych. Rano strasznie lało i wypogodziło się  zbyt późno abym mógł dotrzeć tam na moim wysłużonym rowerku na czas.

Jak to wszystko ma się do metalowej ideologii? A no nijak. Post ten jest formą podziękowania dla wszystkich ludzi z którymi dane było mi tę imprezę przeżyć i zarazem apelem do tego, aby się więcej uśmiechać:)
Wszystkich tych, których nie wymieniłem w tekście serdecznie przepraszam, ale dziś o tej godzinie ( a piszę już około półtorej ) nie mam siły na ogarnięcie wszystkich. Kiedy indziej wam wynagrodzę - na bank, jak to mówią:)

Aha, i w Teleexpresie nawet wczoraj byliśmy. Taka mała uwaga... Zdaję się, iż zaczynamy wkraczać na salony.

Choć bardzo bym chciał, nie wrzucę zdjęć, bo już mi coś dzisiaj net przymula...

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Fotki dziewcząt

Tak jeszcze w ramach poprzedniego posta wklejam fotki dziewcząt, które zapomniałem wkleić wcześniej. Za błąd przepraszam:)

Magda Jakimowicz, vel Demetria

     


Ania Głuchowska, vel Victoriaax13


Dragona


Kerynia zdjęcia nie przysłała, ale chyba mam ją na fb w znajomych i tam ma zdjęcia jakieś, ale nie jestem pewien czy to ona...:D

Wracam do życia! Pierwsza częśc nagrody.

Po wielu dniach mojej nieobecności, kiedy to wypoczywałem od wszelkiego internetowego i w ogóle miastowego ( tak jakby miejsce w którym mieszkam było miastem ) zgiełku powracam, może w nie do końca wielkim, ale zawsze stylu. Raz jeszcze przepraszam za tak długi brak mojej aktywności na blogu. No, ale wakacje są, jakby nie było. Pisanie, nawet jeśli sprawia przyjemność, to też forma pracy, wcale nie tak łatwa jak mogłoby się wydawać, a na pewno żmudna i wymagająca poświęcenia jej trochę czasu. Niemniej jednak cieszę się, iż znów mogę nadawać. Jasna cholera, brakowało mi tego:)

Przejdźmy więc od razu do konkretów. Rzecz tyczy się tego nieszczęsnego konkursu... A konkretniej jego nagród. Przepraszam was, szanowne dziewczęta, że musiałyście tak długo na nią czekać. Za chwilę część z nich się pojawi:) Piosenki jeszcze nie nagrałem, za co powinnyście mnie już chyba ubiczować. Jednakże żywię cichą nadzieję, że tlą się w waszych sercach resztki cierpliwości oraz wyrozumiałości przede wszystkim i dacie mi jeszcze troszeczkę czasu:) Zasiadłem kilka dni temu do gitary, podłączyłem do pieca i z bólem serca ( a także palców, dokładniej ich opuszek ) stwierdziłem, że mam totalnie za słaby warsztat. Chcę, by utwór który nagram w ramach nagrody nie był kolejną banalną pioseneczką, tak jak to było w przypadku " Piosenki o Weronice ". Chcę, by był kompozycją na miarę największych osiągnięć prog - rockowych wykonawców, z kilku lub nawet kilkunastominutową solówką ( no, może trochę przesadzam )!

Kimże jednak są dziewczyny, dla których pragnę poświęcić tyle swojej energii i czasu?

Kerynia, właściwe imię: Karolina

Więc wychodzi na to że jest kobitą całkiem przebojową i utalentowaną. Pisze wiersze ( hm, będzie musiała mi jeden < co najmniej > wysłać), kocha perkusję i taniec. Zatrudnia się też jako wolontariuszka, pomagając zwierzętom. Z bardzo prostego powodu - po prostu je kocha. Trenuje piłkę nożną ( bardzo ciekawe) i unihokeja (jeszcze ciekawsze). Od urodzenia zamieszkuje naszą piękną Polską krainę, swego czasu zawzięcie walczącą o miejsce w szeregu siedmiu nowych cudów świata, czyli Mazury. Nie dziwi więc, że kocha też wszelakie sporty wodne.
Niestety, blogu dziewczyna nie posiada ( a przynajmniej żadnego adresu nie napisała ), ale to w żaden sposób nie zmienia iż jest fajną, pozytywnie nastawioną dziewczyną ( trudno coś wnioskować z pobieżnych opisów, ale czasami w człowieku odzywa się szósty zmysł i w takich sytuacjach zwykło się mówić: "Mam nosa").

Victoriaax13, właściwie Anna Maria Głuchowska ( prawie jak Wesołowska w sumie )

Nie no, ta to się rozpisała.... Nawet walnęła dokładną datę urodzenia 23.03.1998 (pewnie liczy że jej kartkę przyślę). Bardzo muzykalne dziewczę, można rzec. Gra na gitarze, śpiewa i uczęszczała też na lekcje perkusji. No i czuję te cudowną muzykę, jaką jest metal. Słucha praktycznie wszystkich jego odmian. Ale muza to nie wszystko... Lubi także film. Mało tego, nawet i pisze ich recenzje. Dla własnego użytku, ale sądząc po stylu jej pisania zdradzającym drzemiące w niej pokłady energii w niedługim czasie się to zmieni. A teraz największa bomba: Kocha sporty walki i motoryzację. Tak, tak, panowie, nic tylko walić do niej drzwiami i oknami. Na dokładkę, jeśli komuś jeszcze mało, czyta kobita książki. Przede wszystkim literaturę grozy i Stephen Kinga ( podzielam uzasadniony zachwyt ).

Dziewczyna prowadzi także własne blogi. Pierwszy o adresie www.victoriaax13.blogspot.com, właśnie przestał istnieć. Właśnie teraz to skumałem, bo ostatnia moja wizyta na nim była, jak można łatwo i w prosty sposób wydedukować, przed jego zdjęciem z internetowej społeczności. Chciałem parę komplementów o nim napisać, a tu pstryk i skasowany...
Z kolei drugi, http://www.metale-glany-czarnebandany.blogspot.com/, dopiero zaczyna podbijać świat... Nie chcę pisać na jego temat żadnych ochów i achów tylko dlatego że obraca się w zagadnieniach ściśle powiązanych z metalem ( chyba tak długie zdanie, szczególnie druga jego część nie było aż tak potrzebne - adres bloga mówi wszystko, no ale nie będę już kasował ), bo to by było nieobiektywne. Dobra, powiedzmy sobie szczerze: jeszcze nic na nim nie ma. Jednakże jeśli dziewczyna się postara, to, po raz kolejny wnioskując ze stylu pisania, ta stronka będzie całkiem popularna. Tylko cholera musi tam się coś znaleźć!

Dragona, właściwie Mother of Rock. No co, jeśli chce się tak tytułować, to niech jej będzie.

No cóż, kobieta strasznie nie lubi siebie opisywać. Stwierdziła tylko, że jest niewyżyta i szurnięta. Dobrze, że potrafi mieć do siebie dystans. Jakby się tak zastanowić, to ja też chyba zalatuję lekko szurniętym usposobieniem....
No, ale wszelkie braki w opisach swojej osoby nadrabia dziewczyna własnym blogiem. 
Na tej właśnie szanownej stronce kobita opisuje swoje życie. Z początku może to przywodzić na myśl blogową plagę w ostatnich czasach, czyli krótkie posty zawierające niby to śmieszne opisy z życia okraszone duża ilością buziek i uśmieszków, do tego czasami jakieś zdjęcie. Brak w tym jakichkolwiek nakładów większej roboty czy jakichś oryginalnych pomysłów... O inwencji twórczej nie wspominając. Jednakże blog panny Mother of Rock nie wpisuje się w sztywne, jakby nie było, ramy rzeczonej plagi. Jej blog zawiera wiele refleksji, stawia też wiele pytań. Dragona jest również wielbicielką ciężkiej muzy, co także odbija się na jej postach. Polecam!

Na koniec Demetria. Zdaje się, to tylko jeden z pseudonimów, którym się posługuje... W każdym razie jej właściwe imię nazwisko: Magdalena Jakimowicz.

Dlaczego zostawiłem ją sobie na koniec? Z prostego powodu... Dziewczyna chodzi ze mną do szkoły. Ona do gimnazjum, ja do liceum. bo u nas te dwie instytucje połączone są w jednym budynku. Od czego by tak zacząć jej opisywanie... O! Najsampierw trzeba odnotować dużymi literami jedną rzecz: MAGDA NAPISAŁA KSIĄŻKĘ! Tyle tylko że nie chce jej nikomu pokazywać... Toż to zbrodnia przecież! Ale spokojnie, już ja przekonam żeby próbowała ją wydać... No a z charakterku to całkiem miła osóbka. Nie wadzi nikomu, jest wesoła, lubi nosić glany ( to ostatnie chyba do charakteru nie należy ). Poza tym ma również w sobie wiele pozytywnej energii, co raz okazała mi podstawiając haka na pół korytarza i uważając to za zabawne... 
No i masz jeszcze dziewczę bloga.   http://mrsnobody.blog.onet.pl/ - z racji tegoż iż kocha ciężkie brzmienia, jest to blog powiązany właśnie z tą najszlachetniejszą ( ależ określenie ) odmianą muzyki. Coś długo chyba nie publikowała postów, ale to nic. Wystarczy że powiem jej kilka słów do słuchu i od razu zacznie pisać na zawołanie całe opowiadania... 


No, to tę część mamy za sobą... Teraz zmuszony będę opisać tematy, które w konkursie zostały zaproponowane. Dlaczego nie chcę nosić glanów, moje najgorsze kapele i wykonawcy, ulubione rodzaje metalu i przykłady kapel, satanizm i krakersy. Trochę tego jest, ale spoko, zaraz się zrobi.

Więc na pierwszy ogień idą glany. To wcale nie jest tak, że nie chcę ich nosić. Choć nie, może jest. Chodzi właściwie o to, że nic do nich nie mam i szanuję że mają wiele zalet. Ale jakoś mnie od nich odrzuca... Trampki są chyba o wiele bardziej praktyczne. Zakładając je, dopiero czuję moc!:) Jednakże ostatnimi czasy sporo osób, nawet jeden wielbiciel hip - hopu, polecali mi zakup glanów. No i zaczynam też trochę inwestycję w ten produkt roztrząsać... Oczywiście noszenie takich butów w lato uważam za totalny idiotyzm, przynajmniej w moim wydaniu. Nie potrafiłbym założyć czarnego, grubego obuwia kiedy za oknem lampa grzeje sprawiając iż termometr krzyczy "Error!" bo nie zaprogramowanego pokazywania tak wysokich temperatur. Wbić się w takim czymś na basen to czyste szaleństwo... W zimę to co innego. Same plusy. Ciepło w stopy, nic nie przemaka, po prostu cud miód. No, ale póki co zakup ten zostaje odłożony na czas nieokreślony.

To teraz najgorsze kapele i wykonawcy... Nie sprecyzowano tylko, czy chodzi o muzykę ogólnie, czy stricte o metal. Jeśli ogólnie, to chyba wiadomo. Nie potrafię ścierpieć miałkich, przesłodzonych, robionych w pięć minut pod panujące trendy mainstreamowych piosenek. Puszczanych z resztą na tak zacnych stacjach jak VIVA Polska czy też w radiu RMF i innych. No ale, te radia jeszcze jakąś różnorodność i poszanowanie dla starych światowych klasyków zachowują... Gorzej właśnie z telewizją. W każdym razie strasznie mnie te wszystkie mainstreamy wnerwiają. Spójrzcie tylko na takiego gościa nazwiskiem Gustavo Lima - facet "śpiewa" pół piosenki "tchetchereretche" i do końca życia nie będzie musiał pracować. To jest chore...
Jeśli chodzi o metal, to nie lubię z pewnością przesłodzonego power metalu. W gatunku tym chodzi o zachowanie heavy metalowego ciężaru połączonego z duża ilością klawiszy i melodii. Nie o same klawisze i melodie. Są bowiem kapele, które parając się tym gatunkiem kompletnie zatracają korzenie, z jakich się gatunek wywodzi i gitara schodzi u nich na trzeci plan, bo na pierwszym i drugim brylują perkusyjna galopada oraz słodkie klawisze. Przykład poniżej.
Wkurza mnie też ( już chyba nawet o tym pisałem ), gdy dobra kapela łupiąca jakiś konkretny gatunek zaczyna uderzać w stronę mainstreamu, byle tylko przebić się na salony. Co tam wyznawane idee, co tam filozofie, liczy się sława i kasa, cholera.

Jeśli zaś o ulubione gatunki chodzi... No cóż lubię każdy gatunek metalu. Najlepiej więc chyba będzie, jeśli napiszę za co.

Power metal - uwielbiam głównie za melodie, połączone z chwytliwymi riffami. W tym gatunku świetnie też sprawdzają się wszelkiego rodzaju chórki. Tylko że, tak jak mówiłem, nie można tego przesładzać i trzeba to łupać z głową.
      
                                                        

Heavy metal - za ciężar, energię, moc i tego niesamowitego kopa, którego dostarcza mi ta muza ilekroć jej słucham. Po prostu. W tym gatunku lubię wiele kapel... Iron Maiden, Judas Priest, Saxon,, Turbo, DIO, Black Sabbath... no i wiele, wiele innych, wymieniłem tylko trochę klasyki:)

                                           

Gothic metal - tu przede wszystkim poszukuję tej magii i niesamowitego czaru. Smutek i melancholia to także nieodłączne części gatunku, które sprawiają że jest on wyjątkowy. Jeśli o ten rodzaj chodzi, to nie będę oryginalny jeśli napiszę że najlepszym bandem jest Nightwish. Na drugim miejscu mam chyba Xandrię, również świetną niemiecką kapelę. 

                                                     

Death metal - no, tego nie słucham aż tak dużo, ale szacunek mam, jak najbardziej. Zawsze powtarzam, że growl to najtrudniejszy technicznie rodzaj wokalu na świecie. No i ta brutalność... Chcesz się wyładować, to nie wal na ustawkę, tylko puść sobie w odtwarzaczu jakiś death metalowy kawałek i już. Z kapel to najwięcej chyba Hypocrisy słucham, znam też Grave, Entombed, Death i Morbid Angel. No i Behemoth i Vader, rzecz jasna.

                                                 

Thrash metal - za to samo, co w heavy metalu, tylko podane w ostrzejszy i troszeczkę bardziej ekstremalny sposób. I tu także powiem jeszcze tylko: Po prostu. Z kapel to STARA Metallika rzecz jasna, oczywiście Slayer, Anthrax i Megadeth, czyli cała wielka czwórka, a także Kreator, Exodus czy też Annihilator.

                                                

Black metal - no, tego nie słucham praktycznie wcale. Troszeczkę lepiej znam tylko dwie kapele - Immortal i Keep of Kalessin. Ci ostatni mieli zajęli nawet trzecie miejsce w krajowych eliminacjach Eurowizji w Norwegii dwa lata temu. 

                                                

Viking/pagan metal - No ten gatunek kocham przede wszystkim za epickość i patos. Zdecydowanym numerem jeden w tym temacie jest dla mnie Bathory i nieodżałowany Qhuorton. Bezwzględna klasyka nie tylko metalowej, ale i światowej muzyki. 

                                                  

Folk metal - Tu jak dla mnie chodzi przede wszystkim o dobrą zabawę i umiłowanie tradycji zaczerpniętych z danego regionu. Gwiazdy tego gatunku to z pewnością fiński Korpiklaani, Ensiferum, Equilibrium czy Alestorm ( taki bardziej heavy metalowy, trochę jak Running Wild ). 



                                           

Chyba już wszystkie te podstawowe gatunki wymieniłem i opisałem:)

Jeśli zaś chodzi o okultyzm i magię, to nie po drodze mi z tymi rzeczami. Nie chcę czerpać z wikipedi jakichś suchych informacji o których nawet nie mam pojęcia. Kopalnią wiedzy w tym temacie jest mój kumpel, ten sam który zrobił mi tę prawie dziarę na ręce. Jeśli ktoś zainteresowany, mogę podać na niego namiary:)

Co zaś się tyczy krakersów... To lubię, czemu nie. Pamiętam jak zawsze z prababcią je jadłem w dzieciństwie, no i z babcią też, po dziś dzień, najlepiej zamoczonych w Dżemie. Pycha!:)

Tak więc raz jeszcze za brak piosenki przepraszam. Jestem pełen nadziei, że uda się ją stworzyć w przeciągu najbliższych kilku dni. Bądźcie więc cierpliwe:)     


sobota, 28 lipca 2012

Wybaczcie:)

Z tego miejsca (fotela, troszeczkę niewygodnego, ale cóż) chciałbym wszystkich poinformować i przeprosić. W szczególności dziewczyny, które zwyciężyły w konkursie i które z niecierpliwością czekają na nagrodę:) Otóż ostatnimi czasy pracowałem ostro nad opowiadaniem na konkurs i nie miałem zbytnio czasu na inne teksty... Nie mam więc nic na kolejnego posta (prócz pomysłu). Z racji tego, iż o godzinie 01:00 (w nocy, tak jakby się ktoś nie kapnął) wyjeżdżam na dwutygodniowe wakacje, nie będę miał żadnej sposobności, żeby go napisać. Musicie się więc uzbroić w cierpliwość i trochę poczekać... Wybaczcie:)

                                                                                                                   Z poważaniem, wyczerpany pracą nad tekstem przeznaczonym na konkurs "Horyzonty Wyobraźni" i jednocześnie podekscytowany wyjazdem nad morze (nasze, Polskie!) metalurg:)

piątek, 20 lipca 2012

Rozwiązanie konkursu

Z racji tego, iż zorganizowany przeze mnie konkurs doczekał się trzech ( właściwie czterech ) sensownych odpowiedzi, postanowiłem wszystkie je zaakceptować i każdą z nich wyróżnić:) Tak więc proszę Sz.p Demetrię, Victoriaax13, Dragona oraz Kerynia o napisanie do mnie na mejla w celu przekazania mi swoich niektórych danych ( tych, które zechcecie rzecz jasna ) i zdjęć, a także adresów blogów ( jeśli posiadacie ). Poza tym, piosenka już się tworzy, więc wyczekujcie jej niedługo!

P.S Dziękuję szanownym dziewczynom za wsparcie!:)

niedziela, 15 lipca 2012

1 Mini konkurs - Jak powinien wyglądać kolejny post?

Dziś przyszłą mi do głowy kolejna myśl... Mianowicie spytać was o wasz myśli :) Ogłaszam więc mini - konkurs dla wszystkich: Napiszcie w komentarzach o czym mógłbym napisać kolejnego posta i jak mogłoby to wyglądać. Ocenię wszystkie propozycję, a najlepszą wyróżnię w postaci napisania o autorze kilku słów w poście, dodania jego zdjęcia ( jeśli na to pozwoli ), opisania jego bloga ( jeśli go posiada ) oraz ( w przypadku dziewczyn ) napisania o nim piosenki... To ostatnie przyszło mi do głowy przed chwilą i zastanawiam się czy to dobra myśl... No, ale słowo się rzekło:) Tak więc dziewczyny ( panowie też, czemu nie! ) skumulujcie swoje wszystkie pomysły i piszcie! Mała to może nagroda z mojej strony, ale to w sumie dopiero pierwszy konkurs... Od czegoś trzeba zacząć:)

Konkurs potrwa od teraz aż do środy włącznie. W czwartek ogłoszę wyniki ( jeśli w ogóle ktoś to skomentuje;p ). Liczę na całe morze pomysłów i patentów!:)

sobota, 14 lipca 2012

Dlaczego ja wciąż piszę na tym blogu...

Wszedłem sobie właśnie na chwilkę na kompa i postanowiłem zajrzeć, co tam w tym moim blogu słychać... Nic nowego, bo od tygodnia nic nie pisałem:) Patrzę jednak na te wszystkie pozytywne komentarze i stwierdzam że byłoby trochę nie fair wobec lubiących moje wypociny, gdybym przestał nagle ni stąd ni zowąd publikować. Taka głupia, wydawać by się mogło niepozorna myśl, skłania mnie w tym momencie do kolejnych troszeczkę głębszych przemyśleń. Mianowicie dlaczego ja wciąż prowadzę tego cholernego bloga, skoro jeszcze nawet na nim nie zarabiam ani nie mam żadnych korzyści? 

Stronkę tę założyłem w zeszłe wakacje - uległem ogólnokrajowemu boomowi na posiadanie własnych kątów w internecie, gdzie każdy może zostawić część siebie i dowiadywać się co o tej cząstce sądzą inni. Dodałem wtedy kilka postów, żeby pod koniec sierpnia zawiesić działalność na dwa miesiące. Wtedy aklimatyzowałem się w nowej szkole i zapoznawałem ludzi - o blogu po prostu zapomniałem ( inna sprawa że byłem też wtedy lekko znudzony ). Wznowiłem publikacje pod koniec listopada - w nieregularnych odstępach co prawda, ale zawsze. Cóż... Wtedy dopiero kształtował się wygląd stronki a także styl prezentowanych na niej treści. Szukałem, zmieniałem, dodawałem, usuwałem. Przyrzekłem sobie, że od przyszłego roku ruszę pełną parą.
No, nie do końca wyszło mi tak jak chciałem, fakt faktem jednak że blog jakąś tam nikłą popularność zdobył. Przede wszystkim powinienem być zdecydowanie bardziej aktywny. Nie ma co jednak płakać nad rozlanym mlekiem... Co było, nie wróci. 
Dobra, ale dlaczego ja robię to wszystko? Dlaczego piszę te teksty, których napisanie zajmuje mi czasami grubo ponad godzinę albo i nawet dwie? Przecież nie mam z tego zupełnie nic. Żadnych pieniędzy, spotkań z prezydentem ani reklamy na billboardach. Czas, który poświęcam na prowadzenie bloga spokojnie mógłbym wykorzystać do robienia tysiąca innych, ciekawszych rzeczy. Moment... Ciekawszych? Ha! Tak może powiedzieć osoba w ogóle nie rozumiejąca istoty pisania. Ja nie mam prawa! Bo pisanie dla mnie samego jest szalenie ciekawe i interesujące, a przy tym sprawia mi ogromną przyjemność i satysfakcję, tak jak wokaliście radość sprawia śpiewanie a górnikowi wydobywanie węgla ( może trochę zły przykład, ale wiecie o co mi chodzi ). Tak jest! Gdybym tego nie lubił, w życiu bym się za to nie zabierał... Kiedy zaczynałem, w ogóle nie myślałem o potencjalnych nowych znajomościach czy komentarzach pod moim adresem ( oczywiście, zawsze się chce żeby o nim mówiono, ale jak już mówią, to zazwyczaj czuje się zaskoczenie :) ). Pisałem dla siebie... Cholewka, dla siebie! Żeby móc się pośmiać, wyrazić swoje myśli i opinie na temat świata. A myśl, że ktoś jeszcze może to przeczytać, ba, mało tego, może mu się to spodobać? Bezcenne po prostu. Skąd tematyka mojego bloga? Ano, ta rzecz przyszła bardzo naturalnie. Po prostu zauważyłem, że dość ciekawym pomysłem byłoby opisywanie zwykłego, codziennego życia przez pryzmat metalowca, za którego notabene się nie uważam. Bo metalowcy słuchają tylko metalu, a ja się nie ograniczam, słucham także hard rocka, czasami punka, bluesa, progresji, czy nawet indie rocka lub jazzu. Choć oczywiście metal przeważa. Nazwę "Dziennik Młodego Metalowca" wymyśliłem w okresie największego buntu przeciwko światu. Wiecie, chciałem się wyładować... Z czasem jednak młodzieńcza werwa i ( czasami nie do końca ) ułańska fantazja powiązana z wałem dla ludzkości poszła się paść, a ja na powrót stałem się zwykłym kolesiem, tyle tylko że z długimi włosami i słuchającym ciężkiej muzy. 

Pisząc te słowa, uśmiecham się niemalże bez przerwy. Wspominam stare czasy... Tak, wiem, te czasy nie wrócą, ale dobrze jest czasami powspominać:) Rad jestem, że mogę to wszystko opisywać i komuś pokazać. Nie przebije to co prawda wspominania ze starymi kumplami przy jakimś dobrym trunku, ale na pewno sprawi o wiele większą satysfakcję. Tak więc walić zyski, walić pieniądze. Piszę, bo to kocham!
 ( w tym miejscu aż prosi się aby zakończyć charakterystycznie wypowiadanym przez jednego z moich kumpli "I h*j!", ale nie wiem czy to trochę nieestetyczne będzie, więc sobie daruję:) )  

czwartek, 5 lipca 2012

Jubileuszowy pięćdziesiąty post

Oto, panie i panowie, nadszedł na jubileusz! Bowiem ten post ( nie licząc poprzedniego oczywiście ) jest pięćdziesiątym tekstem opublikowanym na tym blogu! 
Ostatnimi czasy zarówno na facebooku, jak i tutaj ( głównie jeśli chodzi o komentarze ) zrobił się niezły młyn... I to nie tylko za sprawą wakacyjnej przygody, w której to opisywałem te nieszczęsne ( no ale trzeba też być obiektywnym - niektóre były całkiem całkiem :) ) dziewczęta. Pojawiło się mnóstwo krytycznych uwag, głównie od osób próbujących zrobić na złość. Większości nawet nie znam, ale za uwagi dziękuję :) Jak chcą, niech piszą. Wiadomo: Nieważne jak piszą, ważne żeby pisali:) Oprócz tej krytyki pojawiło się chyba jeszcze więcej uwag przychylnych i parę nowych znajomości, za które rzecz jasna dziękuję jeszcze bardziej:) 
Jednakże byłbym idiotą, składając wyrazu szacunku osobom, które aktywnie udzielały się przy dyskusji o tym blogu tylko w ostatnich czasach. Tak, tak... W tym właśnie momencie ( mam nadzieję że to dobry moment ) nadszedł czas na prawdziwe podziękowania! 

Dobrze więc. Najsampierw trzeba by złożyć wyrazy wdzięczności wszystkim tym osobom, które przyczyniły się ( choć najczęściej nieświadomie ) do powstawania nowych postów i dawały inspirację do ich tworzenia. Panu L, za materiał na " Jak wygląda prawdziwy metal? - Ave, Ku*wa! ", który to przecież jest jednym z najpopularniejszych postów na blogu. Później podziękowania należą się Klaudii, która swoją upartą chęcią umieszczenia jej postaci na stronie doprowadziła do powstania tekstu, który był tu chyba najczęściej czytany. Mówię oczywiście o " Dlaczego dziewczyny lecą na metalowców? Kilka słów o miłości także" ( post ma prawie 600 odsłon ). Głupotą by było, gdybym nie uniżył się także przed moją rodzinką, która dała impuls do stworzenia kultowej, 4 - częściowej już " Rodzinnej wojny " ( myślę, że na tych czterech nie poprzestanę ). Nie mogę również zapomnieć o tych wszystkich dziewczynach: wspomnianej Klaudii, szalonej paczce z basenu, czy wymyślonej przeze mnie Weronice, którą podpiętą pod jedną z lasek w mojej szkole o tym samym imieniu i wywołał się z tego niezły dym:) Podziękowania należą się także Michałowi Grinerowi - za to że udzielił mi pierwszego w moim życiu wywiadu! Kogoś pominąłem? Ach, pan Fah rzecz jasna jeszcze został, bardzo wylewny komentator, który nie bał się otwarcie mówić o swoich przekonaniach i tym samym wręcz zmusił mnie, bym odpowiedział na jego poglądy w osobnym poście:) Kurde, przecież jest jeszcze Adam Soroski! Właśnie, Adam... Jemu należą się szczególne podziękowania - za genialny tatuażo podobny rysunek na moim ciele i stworzenie oficjalnego loga " Dziennika Młodego Metalowca "! Składam jeszcze wyrazy wdzięczności wszystkim tym o których zapomniałem i których nie wymieniłem  - najgorętsze z resztą - za to że ich nie wymieniłem właśnie.

W tym akapicie chciałbym podziękować innym osobom, bez których to wszystko sensu najmniejszego by nie miało, czyli wam - czytelnikom. W szczególności paniom: MissDebauchery, PoisonValentine, Monika Płóciennik, Ulka, Dragona i Agrafka oraz chłopakom: Santiago's Records i Yami - za to że sami od siebie zaobserwowali mojego bloga, tym samym wyrażając dla niego szacunek i czyniąc popularniejszym:) Także i wszystkim anonimowym, którzy aktywnie komentowali bloga składam wyrazy szacunku ( a mój szacunek to znaczy wiele hehe:) ). No i oczywiście znajomym ( i nie tylko znajomym ), którzy polubili fanpage stronki na fb.

W ostatnim akapicie muszę złożyć jeszcze ogromne podziękowania serwisowi wykop.pl dzięki któremu moja popularność znacząco wzrosła, a który to jakiś czas temu permanentnie zbanował moje konto ( że niby rzekomo spamowałem )... 

Na koniec jeszcze trochę statystyk: 
Odsłon: 6291
Liczba komentarzy: 76 ( w tym TYLKO I WYŁĄCZNIE jeden mój, napisany w jednym z pierwszych postów i przeze mnie podpisany. Nie komentuję własnych tekstów podając się za anonimowego - nie jestem idiotą:) ).
Najpopularniejszy post: " Dlaczego dziewczyny lecą na metalowców? Kilka słów o miłości także " ( 10 komentarzy i 557 wejść ).
Blog odwiedzony został w dziesięciu krajach świata: Polsce ( 5471 wejść ), Stanach Zjednoczonych ( 238 wejść ), Rosji ( 184 wejść ), Wielkiej Brytanii ( 115 wejść ), Niemczech ( 61 wejść ), Irlandii ( 13 wejść ), Hiszpanii ( 13 wejść ), Francji ( 9 wejść ), Norwegi ( 7 wejść ) i Belgii ( 5 wejść ).   

Tak więc jeszcze raz ogromne dzięki wszystkim ludziskom, którzy chcą dalej czytać moje kolejne wypociny i dzięki którym to wszystko wciąż trwa:) Czekajcie na kolejny jubileusz - do setki niedaleko!:)

niedziela, 1 lipca 2012

Basenowej komedii ciąg dalszy

No nie no kurde to już się zrobiło tępe. Nie wiem, czy tak trudno zauważyć co jest motorem napędowym moich postów : prześmiewczość, ironia, sarkazm, wyolbrzymianie a nie rzadko i groteska. Dlatego nie pojmuję jak można na poważnie wziąć stwierdzenia typu: " Czułem się jak niewolnik w klatce, który zaraz miał wstąpić na arenę i zostać rozszarpany przez wygłodniałe lwy ", " poszły obgadać, jak to "łowczynie" ", "Jednakże jest też grupa osób, która jeździ w takie miejsca w zupełnie innym celu - mianowicie żeby popatrzeć i "zapolować" na płeć przeciwną" czy " Wtem jedna "ofiara" ( no dobra teraz już jasno trzeba powiedzieć " łowca " ) odeszła. ". 
No popatrzcie tylko sami jak to brzmi! Idiotycznie, czyż nie? Tak właśnie miało być! Głupio i do śmiechu. Nie miałem żadnych dalekosiężnych planów... Ani też niczego na myśli. Cholera jasna, że ja to niby na serio wziąłem... No nie no ( często w stanach emocjonalnego wzburzenia używam tych słów ) ludziska ogarnijmy się i bądźmy poważni. Dobra, ok, co niektóre zdania mogą również sugerować powagę i to jest chyba mój błąd. Jednakże pisząc " zobaczymy co z tego wyniknie " myślałem raczej o nowych kumpelach, z którymi od czasu do czasu będzie się można spotkać na basenie czy gdzieś indziej, ale nic poza tym... Choć oczywiście nigdy nie wiadomo ( nie chcę tu cholera znowu czegoś sugerować - po prostu wychodzę z założenia że życie jest nieprzewidywalne i tyle - co będzie to będzie ). A że jedna dziewczyna powiedziała " przystojniak "? Cóż, takie stwierdzenia, nawet jeśli będą moooocno prześmiewcze, zawsze chłopaka podbudują! Chyba mam rację, panowie?:)
Podsumowując te krótką wypowiedź, którą musiałem napisać po ostatnim komentarzu, niczego GŁUPIEGO na myśli nie miałem. Idiotyzmem byłoby jednak tego wakacyjnego posta nie napisać, bo (panowie) przecież jak często macie sytuację że podchodzi do was i zagaduje kilka dziewczyn naraz?! No ludzie! Mimo wszystko z tego miejsca będę też zmuszony złożyć przeprosiny, gdyż niektóre z moich wywodów mogły zostać odebrane w zły sposób. W szczególności te przeprosiny należą się dziewczętom oczywiście, jeśli ktoś znowu nie zajarzyłby aluzji...

Cholera, chyba będę musiał zacząć oznaczać te posty - żeby było wiadomo co piszę na poważnie a co dla jaj.

P.S To nie liczy się jako post - gdyż byłby to post pięćdziesiąty, a ja na post pięćdziesiąty szykuję jakieś małe podsumowanie albo niespodziankę:)

niedziela, 24 czerwca 2012

Początek wakacyjnej przygody

Wczorajszym dniem rozpocząłem wraz z kumplami letni sezon - mianowicie wybraliśmy się do pobliskiej miejscowości ( Zdzieszowice, może znacie, słynne Zakłady Koksownicze ) na basen. Od bodajże zeszłego roku wyremontowany, a więc stylowy, szałowy i w ogóle full wypas. Na basenie, jak to na basenie - skacze się do wody, wygłupia, gra w siatkę. Jednakże jest też grupa osób, która jeździ w takie miejsca w zupełnie innym celu - mianowicie żeby popatrzeć i "zapolować" na płeć przeciwną. Głupio to brzmi, wiem ale tak mniej więcej wygląda.
Nasza męska 3 - osobowa grupka z pewnością nie jechała tam żeby tylko leżeć na ręczniku i zachowywać się tak jak to napisałem wyżej. Chcieliśmy się po prostu fajnie pobawić, jak to zwykle bawią się kumple czy kumpele, albo jedno i drugie. Jednakże czasami zdarzają się sytuacje, w których okazuje się, że "polowanie" na kogoś nie było konieczne, bo "ofiary" ( ależ określenie ) przychodzą same :) ( notabene one myślą w odwrotny sposób niż ja teraz - to moja osoba jest dla nich zdobyczą ).
Słoneczko przyjemnie przygrzewało, a my właśnie leżeliśmy na  ręcznikach, mniej więcej od kwadransa bo wcześniej byliśmy w wodzie. Chłopaki rzucili tylko jedno hasło i znów ruszyli w kierunku basenu. Ja co prawda poszedłem za nimi ale nie zamierzałem póki co ponownie się zamaczać, gdyż po prostu było mi zbyt przyjemnie (  w sensie przyjemnie ciepło ). Założyłem swoją czapkę ( daszkiem do tyłu ) na której widniało wojskowe moro i logo przywodzące trochę na myśl GunS N' Roses, nie mające z nimi jednak nic wspólnego. Usiadłem wygodnie na ławce, rozkładając na boki ręce i obserwowałem pływających ludzi. Nagle po swojej prawej ręce zauważyłem "ofiary", które patrzyły na mnie i śmiały się. Już od jakiegoś czasu na mnie spoglądały ( i być może nie tylko na mnie ), ale teraz szykowało się coś więcej... W każdym razie coś wisiało w powietrzu.
Nie myliłem się, a jakże. Ani się obejrzałem, a już we trzy do mnie podeszły i usiadły obok mnie. Śmiały się jak nie wiem, ale to raczej można było uznać tylko za plus ( chyba ). Już chciałem nawet zapytać, czy panie do mnie, ale się powstrzymałem. Zamiast tego zacząłem rozpaczliwym wzrokiem spoglądać na kumpli, którzy stali w wodzie na drugim końcu basenu i lali się ze mnie niemiłosiernie. Doszło nawet do tego, że ukradkiem machałem rękami i robiłem miny, oczekując jakiejś pomocy. Czułem się jak niewolnik w klatce, który zaraz miał wstąpić na arenę i zostać rozszarpany przez wygłodniałe lwy.
Wtem jedna "ofiara" ( no dobra teraz już jasno trzeba powiedzieć " łowca " ) odeszła. Zostały dwie. Nie żeby to poprawiło moje położenie, w żadnym razie. W pewnym momencie pomyślałem nawet, że skończę jak ci żeglarze co to zostawali zaczarowani przez piękne syreny w starych morskich legendach.  Z tego co pamiętam, żaden z nich długo nie pociągnął po spotkaniu z taką istotą.
Nagle usłyszałem że z mojego prawego boku dobiega jakiś dźwięk. Po chwili zdałem sobie sobie sprawę, iż jest to dźwięk kierowany do mnie. Mało tego, to były słowa!
- Hej, moja koleżanka chciałaby do ciebie zagadać, ale się wstydzi. - powiedziała " łowczyni " siedząca najbliżej mnie. Poznajcie się, Klaudia ma na imię. - " łowczyni " rozchyliła jeszcze usta, najpewniej licząc na omotanie moje duszy swoim zniewalającym uśmiechem. W tamtej chwili porównanie do syreny było jak najbardziej wskazane i trafne.
"Dobra tam,  kit z tymi morskimi stworami! Właśnie tu do ciebie ktoś zarywa! Obudź się, obudź! Zrób coś, tylko nie rżnij głupa! " - tak w telegraficznym skrócie zaczęły kształtować się moje myśli. Nie byłem do końca pewien, jak się zachować. Musiałem przyswoić wpierw do swego umysłu pewną dozę informacji, a dopiero potem działać. Tylko weź tu kurde zrób to wszystko w ułamku sekundy...
Przyjąłem więc wpierw najpewniejszą z możliwych strategii, czyli spokojne i kulturalne przedstawienie się. To chyba nie mogło wywołać nic złego.
- Witam, Paweł jestem. - podałem rękę Klaudii, a zaraz potem to samo uczyniłem z drugą " łowczynią " której na imię było Martyna.
Jak można się było spodziewać, od razu zleciały się wszystkie koleżanki z którymi po kolei się witałem. Zaczynałem czuć się coraz bardziej komfortowo, nie powiem. Choć nadal do końca nie wiedziałem co czynić mam ( takie przestawianie szyku wyrazów w zdaniu podobno kiedyś było bardzo popularne ). Ale cóż tam ( dobra wiem, nie zaczyna się od "ale" ), brnąłem dalej. Dowiedziałem się, że są ze Zdzieszowic i są rok czy dwa młodsze ( czyli tak akurat ).
Po krótkiej wymianie grzecznościowych zwrotów i przełamaniu pierwszych lodów ( dobra, trzeba walić prosto z mostu - to one je przełamały, to one w ogóle wszystko zainicjowały ) powiedziały "pa" i poszły obgadać, jak to "łowczynie", nowo zawiązana znajomość ( i najpewniej także mnie ).
Moment, moment! We wcześniejszym fragmencie pominąłem jeszcze jedną istotną rzecz. Mianowicie wypowiedź Martyny, która określiła mnie mianem " przystojniak " ( i to wcale nie zostałe wyrwane z kontekstu ). No cóż, nie powiem, miło mi wtedy było, nawet bardzo. Tym bardziej że usłyszałem to z ust "łowczyni", która prawdopodobnie zna się na rzeczy. No, w końcu płeć przeciwna zaczęła dostrzegać że jestem atrakcyjną partią ( leję się z tego określenia, a jednocześnie myślę że jestem idiotą pisząc o sobie w ten sposób :) )!
Dobra, koniec tych komplementów, jak na razie. Musiałem oczywiście zdać kumplom relację, co i jak. W sumie żałowali, że nie podeszli. Ujmując rzecz ściślej - Jeden z nich zamierzał wtedy podejść ale drugi odwiódł go od tego pomysłu, argumentując swoje stanowisko jednym z najbardziej wyświechtanych frazesów w historii: " Chcę zobaczyć, co zrobi ". Nie no, naprawdę ładnie z jego strony zostawiać tak kumpla na pastwę losu.
Po jakimś czasie we trzech walnęliśmy się na tę ławkę. One patrzyły się na nas ciągle, ja tylko czasami zerkałem. Ci dwaj nie robili podobnych rzeczy nie chcąc najpewniej podpaść już na starcie. No i poza tym już później nic się nie wydarzyło. A, jak wychodziły z basenu to nam pomachały i znów promiennie się do nas uśmiechnęły.
Szybki koniec wakacyjnej przygody? A jednak nie...
Dziś wchodzę sobie kulturalnie na fejsa, jak gdyby nigdy nic. Nagle patrzę: " Ola taka i taka " (  reszta danych utajniona, wiecie jak to jest ) zaczepiła cię, odpowiedz na zaczepkę. Taa... Wygląda więc na to, że wrócimy na ten basen prędzej niż planowaliśmy. Ot tak, zobaczyć co z tego wszystkiego wyniknie...
Widać metalowcy nie grający w żadnej kapeli też mogą być pożądani ( o kurde, ale suchar < bo to o mnie > ). Kolejny dowód na to, iż moje długie włosy mają prawo się komuś spodobać... ( Słyszysz rodzinko, słyszysz?! ) I wcale nie musi to być uchlany w trzy... tyłki stary metal krzyczący przy każdej okazji " Slayer Ku*wa " tylko zwyczajna, miła i ładna dziewczyna ( wybaczcie, musiałem się dowartościować :) ).   

wtorek, 19 czerwca 2012

Piosenka o Weronice ( Dziewczyno, dziewczyno, dziewczyno.. )

No i macie zapowiadaną drugą niespodziankę! Telefonem komórkowym nagrałem swoją własną piosenkę, która ot tak przyszła mi do głowy. Wszystko nagrywałem jeden jedyny raz, niczego nie poprawiałem i nie robiłem od nowa - stwierdziłem że to totalny bezsens. Nie dziwcie się więc, jak wkradną się tam jakieś błędy - pamiętajcie że całość piosenki wymyśliłem wczoraj i od razu wziąłem się za nagranie:) Trzeba też zaznaczyć że gitarę ( elektryczną nie podłączoną do pieca, bo w klasycznej akurat pękła mi struna ) miałem nie do końca dobrze nastrojoną ( mogła brzmieć trochę lepiej ), podobnie jak mój głos ( pozwoliłem sobie na taki mały żarcik - wiadomo przecież że skrzeczę jak żaba ). No ale przecież w całym tym "show" chodzi przecież tylko i wyłącznie o jedno: zabawę! Stwierdziłem że nie poprzestanę na jednym filmiku. Będę to robił ( podobnie z resztą jak pisał ) dopóki, dopóty będzie mi to sprawiać przyjemność - czyli prawdopodobnie do końca życia:) A więc wsłuchajcie się w dźwięki piosenki o Weronice! ( imię wybrane zupełnie przypadkowo, żeby nikt sobie czegoś nie pomyślał:) ).

P.S Wracając jeszcze do komentarzy z poprzedniego posta ( o EURO ) - ależ napisałem o weteranach z Helloween w Niemczech:) Co do Hate to przyznaję, najzwyczajniej w świecie zapomniałem. Bardzo dobrze jednak, że ktoś o tym przypomniał - przecież Hate to klasyka brutalnego grania!






Poniżej przedstawiam jeszcze tekst piosenki wraz z chwytami:

                                                                                                                 a                                                            d
Spotkałem cię wczoraj na mojej ulicy, i nagle dostałem w oczach 
                       G         e
jakiejś ćmicy, oj tak, ćmicy
Takiej cudownej dziewczyny nie widziałem, w całym swym życiu nigdy nie spotkałem, oj nie, nie spotkałem
Kocie ruchy i figurka cudna, piękna zgrabna a do tego schludna, oj tak, schludna

d                          G                             a               G        
W tym momencie oddałbym wszystko, za ten cud natury!
Pojąłbym ją, za żonę rychło, z nią przenosił góry!

       C
Ref. Dziewczyno, dziewczyno, dziewczyno
       a
       Bez ciebie nie ma nic, nie będzie jak w niebie
       d
       Proszę pozwól dotknąć swej ślicznej twarzy, 
       G
       Tylko o tym marzę...

       Utonąć w twych pięknych niebieskich oczach, 
       Zanurzyć dłoń w twych czarnych włosach,
       Potrzymać cię trochę za ręce,
       Tak niewinnie i pięknie!

       Proszę, tylko nie odrzucaj mnie od siebie,
       No bo tęsknie cholernie no i tęsknić będę,
       Dla ciebie przepłynę kresy mórz,
       Oddam tysiąc róż!

2. Powiedziała mi, że jej imię Weronika, i na punkcie chłopców z gitarą ma bzika, oj tak, bzika
    A ja wielce tymi słowami zachęcony, zaprosiłem ją do kina na pokemony, oj tak, na pokemony
    Co ja zrobiłem, dotarło do mnie później, lecz ona się śmiała no i było super, oh yeah! Było super!
    
    Piękne były to czasy, jakże się chciało żyć!
    Jedliśmy wtedy dużo kiełbasy, a ja nawet zacząłem się myć!

Ref.

3. To już koniec tej zawiłej opowieści, o mojej miłości no i mojej boleści, oj oj oj... boleści...
     Moja Weronika sobie w końcu poszła, powiedziała: to koniec no i kropka, oj nie, kropka
    Nie będę płakał nad rozlanym mlekiem, będą inne lepsze na tym dużym świecie, oj tak! Będą inne na tym świecie!

    Widać że nie była mnie godna, choć piękne było to dziewczę
    Wypiję za jej życie do dna, zatęskni za mną jeszcze!

Ref. 

:)
  

Oficjalne logo Dziennika Młodego Metalowca

Dziś mam dla was dwie niespodzianki: Pierwsza pojawi się w tym poście, druga zaś BYĆ MOŻE pojawi się po południu. Mówię być może, gdyż znając możliwości mojego wolnego neta raczej mi się to nie uda. Jeśli nie dziś, to jutro będzie na pewno:

Wracając do tej pierwszej niespodzianki: Przedstawiam teraz oficjalne logo mojego bloga, narysowane przez coraz bardziej popularnego w kręgach kulturowych ( tak o se napisałem żeby fajniej wyglądało no ) Adama Soroskiego. Tak, tak to ten sam człowiek który ozdobił jakiś czas temu moje ciało pięknym tatuażem. Logo nie jest pokolorowane i brak mu jakiejkolwiek komputerowej obróbki. Po prostu chłopak narysował je na kartce ( nie mówiłem mu żeby to zrobił; sam po prostu przyszedł do mnie pewnego dnia i powiedział że narysował to z nudów - jak chcę to niech biorę :) ) i tak jak było żywcem je przeskanowaliśmy. Liczę na pochlebne opinie, gdyż jak dla mnie talent pana Soroskiego ( który notabene myśli o ASP ) jest niepodważalny:)







Fajne, nieprawdaż? Wracając jeszcze na chwilkę do drugiej niespodzianki: Będzie to pewnego rodzaju debiut z mojej strony, coś co zrobiłem pierwszy raz ( i chyba zrobię kolejne ). To tak odnośnie przyszłych komentarzy... Z resztą szczegóły opiszę gdy dodam tę drugą niespodziankę:)