środa, 22 sierpnia 2012

Endorfina

Dziś chcę wam opisać mega super fajne bombowe i w ogóle obfitujące w tego typu radosne kolokwializmy wydarzenie. Mianowicie w Strzelcach Opolskich, jakże cudownym mieście, działająca tam grupa teatralna ( w której także jestem ) zorganizowała wieki happening, którego celem było wywołanie na twarzach ludzi uśmiechu. Głównym organizatorem i pomysłodawcą akcji był Patryk Smarski ( mam nadzieję, że mnie nie pozwie za bezprawne wykorzystanie jego nazwiska ), zajefajny ( zdaję się, iż ten post będzie aż kipiał od kolokwializmów, ale cóż, akurat w momencie jego pisania w mej głowie czają się same tego rodzaju zwroty) chłopak. Wsparcia udzieliła nam także policja ( ależ znajomości, czyż nie? ) na czele z panią Jolantą Dec ( niestety nie pamiętam teraz jej stopnia - ufam że mi wybaczy ), które jednocześnie trzyma pieczę ( NIE PROWADZI ) nad całą grupą. No, ale dość tych wstępów, czas opisać zabawę!

Wszystko zaczęło się około godziny ósmej trzydzieści rano, kiedy to zaspany i zmordowany poranną rowerową jazdą ( do strzelec mam 15 km, nie tak znów dużo na rower, ale to jednak był środek nocy ), ale w gruncie rzeczy szczęśliwy perspektywą spędzenia całego dnia w gronie najfajniejszych i najbardziej zwariowanych ludzi pod słońcem. Wjechawszy na plac Żeromskiego, główny ośrodek naszych działań z daleka ujrzałem machających do mnie kompanów. Podekscytowana Daria Skóra ( dobra, jak wymieniać z nazwiska wszystkich, to wszystkich - nawet jeśli nie będzie to poprawiało przyswajalności niniejszego tekstu) od razu wyskoczyła z pozycji siedzącej którą propagowała na murku i przytuliła mnie, najprawdopodobniej chcąc mnie udusić. Głupio by jednak było uczynić podobną rzecz przy kręcących się wokół ludziach, więc po kilku minutach mnie puściła. Mniej entuzjastycznie, ale równie radośnie na moje przybycie zareagowali koczujący wraz z Darią wspomniany już Patryk, Kasia Ludwig i Regina Hurek. Odstawiając do domu kultury rower, spotkałem tam Tosię Bielak, także świetną dziewczynę oraz Karolinę Kuczerę, za której sprawą ( no i jej posiadającej zabójczy śmiech koleżanki ) miałem mało co nie zwrócić jedzenia. Ale o tym może później...:)
Ludziska zaczęli powoli się zbierać ( nie będę ich teraz po kolei wymieniał, bo bez sensu - każdy zostanie wymieniony przy okazji opisu jakiejś akcji ) i cała impreza stopniowo nabierała rozmachu. Cała impreza została ochrzczona tytułem "Endorfina" - dla nie wtajemniczonych - jest to hormon szczęście ( dobra, też nie wiedziałem, biologia to zdecydowanie moja bolączka ). Warto byłoby też napisać, na czym to wszystko miało polegać. W najkrótszym skrócie ( takie nie mające sensu zestawianie wyrazów miało zdaje się jakąś fachową nazwę, ale jej nie pamiętam - w każdym razie na polskim jeszcze w pierwszej gimnazjum obcięto mi za podobną rzecz punkty na wypracowaniu ) - zadaniem okołu dwudziestu osób zebranych na Placu Żeromskiego było sprawienie, by ludzie zaczęli się uśmiechać. Patentów na to mieliśmy mnóstwo - postaram się wszystkie opisać. 
Najsampierw podzieliliśmy się na grupy, każda miała inne zadanie. Mnie wraz z Darią przydzielono do stworzenia plakatu, na którym umieściliśmy nazwę naszego teatru, żeby było wiadomo, kto to organizuje. Obok Kamilla John oraz miłe dziewczę w okularach, której nazwiska za Chiny ( to stwierdzenia w dzisiejszych czasach zaczyna nabierać coraz to większego znaczenia ) sobie nie mogę przypomnieć ( również liczę na wyrozumiałość ), stworzyły transparent z napisem " Uśmiechnij sie! ", który posłużył później jako narzędzie do rozbawiania ludzi i po prostu zwrócenia na siebie uwagi. Aha - Daria twierdzi że nie ma talentu plastycznego za grosz, a ja uparcie twierdzę że jest inaczej - świetnie przecież ten nasz plakat stworzyła ( ja byłem tylko asystentem ). 
Gdy już rozstawiliśmy się na dobre i  z głośników zaczęły płynąć taneczne przeboje ( aż mnie skręca, że muszę tak o tych mainstreamowych wyrobach pisać - ale jakby nie było ludzi bujało < mnie także, jak zawsze, gdy świruję > ) a dzieciaki obległy plac, postanowiliśmy z kolegą Michałem Grinerem, jakże zacnym wodzirejem ( rym niezamierzony ) przeprowadzić w okół kilka wywiadów. Podchodziliśmy do ludzi, pytaliśmy o to czy często się uśmiechają i co państwo na temat śmiechu sądzą. Po skończonych rozmowach wręczaliśmy im także karteczki, na których widniały napisy typu "Uśmiechnij się", "Ładnie dziś wyglądasz" czy "Śmiech to zdrowie". Zazwyczaj ludzie byli bardzo ucieszeni i gratulowali nam pomysłu, ale zdarzali się też zgorzknialcy, dla których śmiech to pojęcie abstrakcyjne. Tak było z chociażby z pewną przemiłą staruszką.
- Dzień dobry. - przywitał ją Michał. - Czy mogę pani zadać dwa pytanka?
- Nie. - odburknęła starsza kobieta z odrostami na głowie i zielonej, spranej sukience ( sorry za brutalność, ale takie są fakty ).
- Proszę się uśmiechnąć! - podpowiedział kulturalnie Michał.
- Czemu niby? Siedemset złotych emerytury mam, muszę jeszcze chodzić do apteki po leki za trzy stówy i jak tu potem żyć?! Nie ma się z czego śmiać!
- Spokojnie, proszę pani. - wtrąciłem się do rozmowy. - Po co się tak denerwować? W życiu mimo wszystko śmiech jest potrzebny!
- A dajcie wy mi spokój. - ucięła staruszka i tyle z tego było.
Tego typu persony to klasyczny przykład niedoboru endorfin w organizmie. 
No ale zostawmy już tę panią i jej ciężkie życie i przejdźmy dalej. Po przeprowadzeniu tych paru rozmów, wraz z Kasią Ludwig oraz Justyną Wroną, wiecznie uśmiechniętą dziewczyną, ruszyliśmy do parku w celu ozdobienia chodników radosnymi hasłami i malunkami oraz wręczenia napotkanym dzieciom cukierków. Fajnie było widzieć ich rozradowane twarze. 
Jeszcze lepiej jednak było, gdy z tymi samymi dziewczynami, uzbrojeni tym razem w balony dla dzieciaków oraz radosne karteczki wyruszyliśmy na podbój całych Strzelec. Po prostu zatrzymywaliśmy przechodniów, życząc miłego dnia i wręczaliśmy hasła, a do tych po drugiej stronie oraz w autach machaliśmy i uśmiechaliśmy się. To był niesamowite uczucie, gdy odchodziliśmy kawałek, a ludzie zaczynali się śmiać przeczytawszy karteczki. Genialną rzeczą jest świadomość tego, iż właśnie zrobiło się dla drugiej osoby coś miłego i że sprawiło jej to przyjemność.
Wróciwszy z obchodu strzelec poszliśmy na obiad do pobliskiej restauracji. Do stołu zasiadłem wraz z Justyną, Karoliną, Tosią ( tak na marginesie - genialne kręcone włosy ), Martą Bury ( to właśnie ta od zabójczego śmiechu ) oraz Marzeną Rakowską. Podczas mojej konsumpcji hot - dogów prowadziliśmy jeszcze rozmowę w miarę normalną. Gdy jednak Tosia i Justyna dostały swoje obiadowe zestawy tematy do rozważań zaczęły ewoluować w nieco inną, bardziej idiotyczną ( w pozytywnym tego słowa znaczeniu < już tak kiedyś o czymś chyba pisałem > ) stronę. Mianowice Marta z Karoliną zaczęły się zastanawiać jakby to był hodować w mieszkaniu w bloku krowę i co by się stało gdyby się ocieliła. Doszło nawet do tego, że chciały kupić drugie mieszkanie dla tych cielaków co by się urodziły. Później ktoś rzucił ( Marta lub Karolina ) hasło, które z pewnością nie w pomagało Tosi i Justynie w delektowaniu się posiłkiem. Chodzi mianowicie o kupę. Przepraszam wszystkich czytelników bloga którzy patrząc na te słowa właśnie coś jedzą, ale opisuję wszystko tak jak było. No dobra, może szczegółów sobie podaruję, bo wyraz "kupa" sam w sobie jest już dość niehigieniczny ( choć to też w sumie w zależy od kontekstu, w jakim jest użyty ). Mogę jeszcze tylko wspomnieć o stronce www.ratemypoo.com, którą Karolina z pewnością odwiedzi. Kto odważny niech wbija. 
Po obiedzie podzieliliśmy się na dwa obozy, z których jeden wyruszył do urzędu gminy, a drugi do starostwa. Ja zaciągnąłem się do pierwszego. Justyna Mania ( nie Wrona, taka mała uwaga ) oraz Daria poszły do burmistrza z kwiatami i karteczkami jako delegacja, a my w tym czasie porozklejaliśmy hasła na lusterkach stojących wokół aut. Burmistrz był nieobecny, ale co tam - przekaże mu asystentka ( czy kogo on tam ma ). Gdy już w urzędzie większość urzędników została obskoczona, przyszła druga grupa i wszyscy wyruszyliśmy do miejscowego szpitala. Oj, nie było łatwo...
W bodajże dziesięciu wbiliśmy się do windy ( szczęście, że maksymalny jej udźwig wynosił czternaście osób ) i jako pierwszy odwiedziliśmy oddział dziecięcy. Kolejne niesamowite uczucie. Mimo iż trafiliśmy tylko na jedną panią z malutkim dzieckiem i dziewczynką może jedenastoletnią, sprawiliśmy im mnóstwo przyjemności. Mama tego malucha to chyba nawet miała łzy w oczach. Aż mnie dreszcze przeszły.
Na innych oddziałach już tak różowo było. Odwiedziliśmy sporo staruszków, którzy ( kto mógł ) także się cieszyli. Jednakże widząc co niektórych, wymęczonych i zmarnowanych, czekających już na to kiedy wkroczą w to drugie życie, robiło się smutno. No ale na to przecież nic poradzić się nie da. Dobrze, że udało nam się choć trochę osłodzić im życie. Pielęgniarki i lekarze również od nas kwiaty otrzymali, im przecież także się należy, a co. 
Szpital to była nasza ostatni akcja tego dnia. Na polecenie pani Joli, która stwierdziła że już padamy na twarz ( my < chyba > czuliśmy inaczej ) zakończyliśmy zmagania. Czekała mnie jeszcze mnie jeszcze podróż do domu... Wybrałem drogę dłuższą, ale bardziej z górki. Z psychologicznego punktu widzenia tak chyba zrobiłaby większość zmordowanych ludzi, sprawiających wrażenie jakby zaraz miały walnąć plackiem na środek ulicy i krzyczeć " Dajcie mi kanapę i coś do picia! ".
Podczas dnia drugiego ( czyli dziś ), kiedy to miał odbyć się finał, byłem nieobecny. Nie z mojej winy, lecz warunków atmosferycznych. Rano strasznie lało i wypogodziło się  zbyt późno abym mógł dotrzeć tam na moim wysłużonym rowerku na czas.

Jak to wszystko ma się do metalowej ideologii? A no nijak. Post ten jest formą podziękowania dla wszystkich ludzi z którymi dane było mi tę imprezę przeżyć i zarazem apelem do tego, aby się więcej uśmiechać:)
Wszystkich tych, których nie wymieniłem w tekście serdecznie przepraszam, ale dziś o tej godzinie ( a piszę już około półtorej ) nie mam siły na ogarnięcie wszystkich. Kiedy indziej wam wynagrodzę - na bank, jak to mówią:)

Aha, i w Teleexpresie nawet wczoraj byliśmy. Taka mała uwaga... Zdaję się, iż zaczynamy wkraczać na salony.

Choć bardzo bym chciał, nie wrzucę zdjęć, bo już mi coś dzisiaj net przymula...

4 komentarze:

  1. Siema! Też jestem metalówą i właśnie idę ogarniać bloga :D plus zapraszam do siebie, a ja tu się rozejrzę :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Argh, co w tej ankciecie folk/viking metal taki mało popularny, no nieee, tak być nie może ;x + masz fajną 'pejntową' bródkę xD lepiej zapuść prawdziwą!

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć! Widzę że też jesteś Metalem więc jak masz czas to zajrzyj do mnie.
    http://howxuxfeelxlife.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Uśmiechać się jest czynnością zwykle przyjemną jednak nie każdemu daną...

    OdpowiedzUsuń

Napisz, co o tym wszystkim sądzisz:) Zapisz się w tym szalonym blogu:)

P.S Zachęcam do reklamowania swoich blogów w komentarzach, ale w zamian za to oczekuję reklamy mojego bloga na waszych;) Zachęcam również do dodania bloga do obserwowanych, jeśli spodobały się wam te wypociny:) Z prawej strony pojawiła się także zakładka " Dodaj do " - możecie pomóc w promocji bloga dodając go do takich serwisów jak np. wykop.pl czy gwar.pl:) Również się nie obrażę:D