sobota, 4 października 2014

Przemyślenia natury śniadaniowej

Jak żem obiecał ( Taak, wiem, często obiecywałem nawet i jabłka na modrzewiu, czy jak to się tam mówi i marnie mi to dość wychodziło. Tym razem mam nadzieję jednak być bardziej stanowczy w swym postanowieniu... chyba. ), częstotliwość publikacji kolejnych, okraszonych hektolitrami potowych kropli postów ulega czasowej poprawie i tak oto na przestrzeni dwóch dni jawi się przed wami następny tekścior. Z mojego punktu widzenia - to jest tzw. "autora" - wypełnianie postanowienia odnośnie przerzucania się na system dwu - trzy dniowy wymagać będzie ode mnie restrukturyzacji swoich narządów wennych ( Myślałem nad użyciem słowa "wenowych". Bez różnicy w zasadzie, i tak język polski nie przewiduje żadnego z nich. ), co by każde skrobnięcie pozostawiało was w co najmniej takim samym zachwycie, jak przy czytaniu najlepszych książek Agaty Christie ( Ależ tępe porównanie. Nawet jak na mnie. ). Dobra, kończąc ten wpisujący się w poczet tych najbardziej kretyńskich i niezrozumiałych początek, pozwólcie, że przejdę do właściwej części posta. Jest to chyba niezbędne do tego, aby móc cokolwiek więcej napisać, nie?
W każdym razie, jak zdążyliście się pewnie domyśleć po umieszczonym wyżej tytule ( Tak, wiem, tytuły z reguły są wyżej niż niżej. Po to jest chyba tytuł. ), w dniu dzisiejszym naszły mnie przemyślenia natury jedzeniowej, a konkretnie sposobów konsumpcji najważniejszego posiłku dnia, który nierzadko formuje człowiekowi cały jego, dwudziestoczterogodzinny obraz. Zastanawialiście się kiedyś, po co jest właściwie śniadanie? No, ja też nie. Sądzę, że nikt właściwie tego nie do końca nie wie. Mamy co prawda całe hordy różnego rodzaju doktorów, dietetyków, food profesorów albo blogerów kulinarnych, wpajających ludziom że nikt nie jest w stanie wpaść na tak genialne dania jak oni i że ich kluski w sosie własnym są własne jak żadne inne twierdzących, że śniadanie to najważniejszy posiłek dnia, bez niego to ani rusz i zapominając o nim dążymy do nieuchronnej śmierci ( Dobra, być może nieco przesadziłem, aczkolwiek z co poniektórych elaboratów żywieniowych można takie wnioski wyciągnąć ), ale ci ludzie nigdy tak na dobrą sprawę nie wgłębili się w temat, bo nigdy bez śniadania dnia nie zaczynali ( Właśnie zaliczyłem chyba jedno z najdłuższych zdań w swej blogowej karierze. Zastanawia mnie, czy to aby zdrowy jest objaw... ). No pomyślmy. Cóż może się stać, jeśli nie zjesz śniadania? Właściwie nic. Co najwyżej nie będziesz miał energii na egzystowanie przez resztę dnia, wysłuchiwania dogłębnie durnowatych kazań nauczycieli, szefów i panów policjantów na skrzyżowaniu, którzy będą próbowali ci wlepić mandat za spowodowanie  kolizji, ponieważ nie jedząc śniadania nie wypiłeś także kawy i zasnąłeś przed kierownicą. No, ewentualnie może ci jeszcze burczeć w brzuchu, przez co skompromitujesz się pod tablicą i dostaniesz pałę, ewentualnie zszargasz dobre imię firmy na wybitnie ważnej konferencji i zostaniesz wylany z roboty z taką reputacją, że w swojej branży to już roboty nie znajdziesz. To nic takiego przecież.
Jeśli już jednak postanowisz uznać rady dietetyków za słuszne i zdecydować się na spożycie śniadania, warto zastanowić się, jaki dobór produktów będzie dla ciebie najodpowiedniejszy. Pominę w tym momencie uwarunkowania natury fizycznej, gdyż wtedy musiałbym stworzyć ze czterysta podkategorii uwzględniających wiek, masę ciała i wzrost petenta szykującego się do konsumpcji. Przeanalizuję jedynie kilka najpopularniejszych zestawów śniadaniowych i ich wady oraz zalety.
Na pierwszy ogień weźmy klasyczny klasyk ( Notatka w dzienniku: 04.10.2014 - zaliczyłem kolejny pleonazm. Wybitnie wręcz rzucający się w oczy nawet. ) - płatki z mlekiem. Danie o tyle smaczne, co bardzo niebezpieczne. Bardziej dla środowiska, niż dla samego siebie. Zastanawialiście się kiedyś, ile ta biedna krowa musiała wycierpieć, jak ją szarpali za to wymię, żebyś ty sobie mógł zjeść płatki z mlekiem? Nie, bo was nie obchodzi cierpienie zwierząt. Ale dobra, powiedzmy że to jednak ma marginalne znaczenie, bo nauczona krowa oddanie litra mleka traktuje raczej jak rytuał niż bolesną konieczność. Spójrzmy teraz na aspekty bardziej praktyczne. Robienie śniadania złożonego z mniej lub bardziej gęstego ( O procent chodzi, nieuki. Nie, nie taki alkoholowy... Mówiłem, żeby tu gimbów nie wpuszczać... ) białego płynu ( Nie, to też nie o to... Z resztą, co ja się będę produkował... ) i nafaszerowanie go płatkami nie mającymi żadnych właściwości antypoślizgowych, a nawet i zwiększających takowe zakrawa pod ogromne wręcz ryzyko. Postawisz sobie talerz z takim daniem na stole, potem niechcący strącisz go ręką i rzeka śmierci gotowa. Zauważ, że jeśli wziąłeś się za śniadanie, najprawdopodobniej wziąłeś się zań w kuchni. Płatki więc musiały się rozlać wokół setek przedmiotów, z którymi niewłaściwy kontakt doprowadzić może do trwałego uszczerbku na zdrowiu, a nawet i zgonu. Jeśli teraz poślizgniesz się na rozlanym mleku z zupełnie nie antypoślizgowymi płatkami, możesz wpaść w istną turbinę nieszczęśliwych wypadków. A to wpadasz na kuchenkę, na której gotowałeś mleko a której nie wyłączyłeś i doznajesz poparzeń trzeciego stopnia. Możesz również wylecieć przez okno, bo jak wstawałeś rano to chciałeś wpuścić do pomieszczenia wpuścić trochę świeżego powietrza, co - jak sobie w locie uświadomiłeś - nie było za dobrym pomysłem. Nie wspominając o wszelkiego rodzaju kantach stołu, kontaktach elektrycznych, krzesłach, lodówkach ( przecież możesz w nią uderzyć, drzwi się otworzą i przygniecie cię fala produktów spożywczych, z całą blachą ciasta truskawkowego twojej mamy włącznie ) czy parapetach. Sami widzicie, konsumując płatki z mlekiem trzeba być bardzo ostrożnym. Jeśli zaś chodzi o ekonomiczny punkt sprawy, to takie jedzenia może bardzo korzystnie wpłynąć na poprawę sytuacji politycznej w kraju, serio. Bo przecież kupując płatki - nieważne, czy to owsiane, czy to kukurydziane czy jakiekolwiek, które kończą się na -ane - wspierasz polskich rolników, tym samym zmniejszając ich straty w obrębie sprzedaży uprawianych zbóż i zapobiegasz potencjalnym protestom pod gmachem sejmu. Co prawda finansowo tracisz na tym wtedy ty, narzekając na horrendalne ceny i suma summarum wychodzi na zero, niemniej jednak sama świadomość wspomożenia zacnego grona rolników polskich ( Sarkazm, rzecz jasna. Tym razem mówię to z pełnym przekonaniem. ) może być budująca. No, a jeśli zaś sprawy tyczą się tylko i wyłącznie właściwości odżywczych płatków z mlekiem, to jeśli krowa nie była zarażona jakąś krowią grypą a zboża nie zżarte od środka przez różnego rodzaju robactwo, to są one całkiem spore. Minus tylko taki, że jednym talerzem się nie najesz. Tym bardziej, jeśli go wylałeś.
Na drugi ogień pójdzie następny klasyk, acz mniej chyba klasyczny niż rzeczone płatki ( Zależy, kto co lubi ). Jajecznica ( używając gwary śląskiej - smażonka ). Najczęściej podawana z chlebem i wkrojonym weń boczkiem, ewentualnie jakimś szczypiorkiem do smaku. Jeśli by spytać tylko - większości - kubków smakowych przeciętnego człeka uzyskalibyśmy zapewne odpowiedzi ze wszech miar pozytywne. Bo to dobra rzecz jest. Nikt jednak nie pomyślał, że przygotowanie jajecznicy wymaga wielu wyrzeczeń i stwarzać może większe problemy niż w wypadku wyżej opisywanych płatków. Aby przygotować jajecznicę, trzeba przecież wyciągnąć patelnię, najlepiej czystą, postawić ją na piecu i dodać jakiegoś oleju czy masła, co by się fajnie rozpuściło. Z pozoru niewinna czynność okazać się może dość problematyczna. Wszak często, idąc do kuchni nie orientujemy się za bardzo, co gdzie leży. Przygotowując więc tę patelnię tracimy mnóstwo czasu i nerwów. Dobra, ale wliczmy to wszystko w koszty. Teraz, aby zrobić jajecznicę - jak sama nazwa wskazuje - musimy użyć jajek. W tym miejscu dopuszczamy się jeszcze większego sadyzmu, niż w wypadku mleka. Przecież w przeliczeniu krowa oddaje więcej litrów mleka dziennie niż przeciętna kura sztuk jajek. Co prowadzi do oczywistej konkluzji, iż krowie przychodzi to wszystko łatwiej. Ale nikt o tym nie pomyśli. Po co myśleć o biednych kurach... Okey, powiedzmy, że jajecznica jest już gotowa. Jeśli ją wysypiemy, nic właściwie wielkiego się nie dzieje. Poślizgnąć się raczej nie poślizgniemy, acz zawsze jest taka możliwość, co najwyżej pies skonsumuje owoc naszych kilkunastominutowych, morderczych starań. Gorzej, jeśli wysypiemy ją na kogoś. Może się okazać, że ma wyjątkowo wrażliwą skórę i kolejne poparzenie gotowe. Może również okazać się człowiekiem o wyjątkowo gwałtownym charakterze, wskutek czego, widząc jajecznicę na swoich nowych, wyprasowanych spodniach podniesie się z kanapy i centralnie da ci w mordę, łamiąc nos w pięciu miejscach. Najgorzej jednak, jeśli zacznie to z siebie zjadać. Wtedy okaże się, że masz wśród rodziny albo znajomych kompletnych idiotów. Powiedzmy jednak, że udało ci się wszystko bezpiecznie donieść do stołu i zasiadłeś do jedzenia. No, teraz to dopiero musisz uważać. W wypadku jajecznicy bowiem ryzyko udławienia jest ze trzysta razy większe niż w wypadku płatków z mlekiem. A łyżka ( A czemu niby nóż? To takie banalne... ) wkroiłeś sobie za dużo boczku, stanie ci w gardle i zgon gotowy. Toż to wygląda jak jazda jednokołowcem na cienkiej linie rozwieszonej nad Wielkim Kanionem bez zabezpieczenia. Nie wspominając o tym, że znacznie bardziej prawdopodobne jest, iż kura będzie chora na ptasią grypę niż krowa na krowią ( Być może dlatego, że nikt jest krowiej grypy nie wymyślił. ). I weź tu człowieku normalnie skonsumuj śniadanie... Jeśli jednak wszystko przebiegnie bez większych zakłóceń, rzec trzeba, iż taka jajecznica dać może człowiekowi także dużo wartości odżywczych, a i nasyci bardziej niż jakieś tam płatki z mlekiem. Chyba nawet sobie pójdę zaraz zrobić. Mam nadzieję, że moje jajka są zdrowe ( Gimby... Ja wam już coś mówiłem o tych waszych skojarzeniach... )...
Dobra, kończę na dziś z tymi jedzeniowymi przykładami, bo zaraz bym tu każdemu obrzydził celebrację tego królewskiego posiłku, jakim jest śniadanie. Zapamiętajcie: Zabierając się za przygotowywania śniadania, zawsze pozamykajcie wszystkie okna, wyłączcie kuchenki, zbadajcie jajka, mleko, odkaźcie ręce, uważajcie na wszelkiego rodzaju wystające kanty stołu, krzeseł, parapety a wszystko powinno przejść bez zakłóceń. No, chyba że... Nie, naprawdę już dzisiaj skończę...

P.S. Pamiętacie jeszcze taki zespół? Właśnie sobie o nim przypomniałem. Całkiem energetyczne mieli przeboje.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz, co o tym wszystkim sądzisz:) Zapisz się w tym szalonym blogu:)

P.S Zachęcam do reklamowania swoich blogów w komentarzach, ale w zamian za to oczekuję reklamy mojego bloga na waszych;) Zachęcam również do dodania bloga do obserwowanych, jeśli spodobały się wam te wypociny:) Z prawej strony pojawiła się także zakładka " Dodaj do " - możecie pomóc w promocji bloga dodając go do takich serwisów jak np. wykop.pl czy gwar.pl:) Również się nie obrażę:D