piątek, 16 maja 2014

Elvenking - "The Pagan Manifesto"


W dniu dzisiejszym postanowiłem wziąć się za coś, czego dawno - a właściwie nigdy - na tymże blogu nie było. Otóż, z racji tego, iż tematy ostatnich postów obracały się w kręgach raczej mało zbliżonych do tych stricte metalowych, na myśl mi przyszło, aby skrobnąć recenzję któregoś z najnowszych metalowych albumów. Nie wiem, czy pomysł trafiony, w każdym razie spróbujemy coś z tej idei przelać na elektroniczny papier.

Szczerze powiedziawszy, długo myślałem, jakiż to album winienem zrecenzować. Bo w ostatnim czasie nastąpił istny wysyp całkiem smacznie zapowiadających się nowości; A to Sabaton z "Heroes", a to Stratovarius z "Nemesis Day", czy chociażby drugi album wywołującego ogromne ( co zrozumiałe ) emocje Vallenfyre - "Splinters" ( Wszak to band JE Grega Macintosha jest ). Ta. Tyle cudnych melodyjek wytwórnie na świat wypuszczają, a ja rzecz jasna musiałem się wziąć za coś... no, może nie jakoś katastrofalnie słabego, ale mimo wszystko, przeciętnego. Przynajmniej pod względem oryginalności.




Zespół: Elvenking
Kraj pochodzenia: Włochy
Album: The Pagan Manifesto
Styl: Power/heavy metal
Rok wydania: 2014
Wytwórnia: AFM Records



Elvenking to band z gatunku tych, które od lat łupią jedno i to samo i cepem ze łba im ten koncepcji nie wybijesz. Jeśli na przykład robiliby to w taki sposób, jak panowie z Exodus, którzy na każdym kolejnym albumie walą podobnymi patentami, a jednak wciąż chce się tego słuchać,  nie miałbym żadnych pretensji. Tymczasem Aydan i spółka nie dość, że w swej muzyce nie poważają thrashu pod żadną postacią ( no dobra, może coś tam lizną od czasu do czasu ), to jeszcze postanowili babrać się w odmętach słodkawego power/heavy metalu, z folkowymi wtrętami z resztą. Gatunek niby o zacnych tradycjach ( wyłączając folkowe naleciałości ), wystarczy wspomnieć takie bandy jak chociażby Helloween, Sonata Arctica, Edguy czy wymieniany wyżej Stratovarius. Z tą tylko różnicą, że przemielono go już na wszystkie możliwe sposoby i naprawdę ciężko jest w tym temacie powiedzieć cokolwiek odkrywczego. Dlatego też na najnowszym albumie - bez zaskoczeń z resztą - Elfi Królowie nie przedstawili niczego, czego już ktoś kiedyś - w takim czy innym wydaniu - nie zapodał. 
Rzec jednak trzeba, że "The Pagan Manifesto" to mimo wszystko jedno z lepszych ich dokonań. Bo mi tam  muzyka Elvenking nigdy jakoś specjalnie do gustu nie przypadała; ot, klasyczny do bólu,em miejscami przesłodzony power/heavy metal, zagrany raz lepiej, raz gorzej. Jednakże w porównaniu chociażby do takiego "Wyrd", to najnowszy album Włochów jawi się miejscami jako dzieło co najmniej bardzo dobre. Na uwagę zasługuje już pierwsza ( pomijając intro ), rozbudowana, trwająca prawie trzynaście minut kompozycja. Co prawda miejscami można odnieść wrażenie, że niektóre patenty posklecano trochę na siłę, przez co całość utworu wydaje się nieco niespójna, niemniej jednak jest całkiem w porządku. Plus za klasyczną, przyjemną akustyczną wstawkę pod koniec. Kolejny numer - "Elvenlegions" - wybrany został jako singiel promujący całą płytę. Taki wybór utwierdza mnie tylko w przekonaniu, że power metalowe kapele prawie nigdy nie potrafiły lansować dobrych singli. Bo przecież, jeśli się nie mylę, to numery promujące powinny być z gatunku tych lepszych na płycie, nie? Tymczasem "Elvenlegions" jest po prostu... słabe. Żadnych dobrych riffów, żadnej porywającej melodyki. Lepiej robi się w przypadku trzech kolejnych, pędzących do przodu utworów. Sprawnie zagrane, podane z klasyczną, power metalowa motoryką. Przyczepiłbym się jedynie do dwóch rzeczy: po pierwsze, panie wokalisto, to, że krzyczysz pan "Let's go!" w utworze nie znaczy, iż numer ten zyska większe poważanie na koncertach czy coś. W tym wypadku efekt może być nawet odwrotny od zamierzonego. Po drugie "Moonbeam Stone Circle" miejscami ( szczególnie w refrenie ) brzmi jak żywcem zerżnięty z Blind Guardian. 
Dalsza część płyty poziomem oryginalności również nie wybiega ponad przeciętną. Nadzieję na choć odrobinę powiewu świeżości daje bębnowy, doprawiony chórkiem wstęp w "The Solitaire", ale jak wiadomo, nadzieja matką głupich. Dalej utworek wali w standardowym, pół szybkim tempie. Choć z drugiej strony całkiem niezgorszy refrenik chłopakom tutaj wyszedł. "Towards the Shore" to z kolei przyjemna, acz całkowicie przewidywalna ballada z orkiestracjami w tle. Kolejny raz widać, iż Hansi i spółka stanowili dla Włochów całkiem pokaźne źródło inspiracji. W kontekście kolejnych numerów "Towards..." traktować można jako swego rodzaju przerywnik ( przerywnik, nie wypełniacz. To ogromna różnica. ) pomiędzy kolejnymi galopadami ( no, choć może to za duże słowo. ). "Pagan's Revolution", "Grandier's Funeral Prayer", "Twilight of Magic" i "Black Roses For the Whicked One " to kolejne mniej lub bardziej pędzące do przodu numerki. Najlepiej z tego zestawu zdaje się wypadać "Twilight..." z niezłą motoryką, całkiem dobrze skonstruowaną solówką i akustyczną końcówką. Całość wieńczy prawie dziewięciominutowy "Witches Gather". I rzecz trzeba, że jest to zwieńczenie przemyślane. Dobry klimat ( choć jak dla mnie za dużo niepotrzebnych, chóralnych zawołań ), w miarę znośna melodyka i mała nowość w postaci lekkiego growlu wokalisty. W poprzednich numerach ten rodzaj śpiewu również miał swoje krótkie epizody, ale dopiero w tym ostatnim został zastosowany na szerszą skalę. Czy był to dobry pomysł? No, konceptu albumu raczej nie zepsuł, więc nie ma źle. A, i miło, że w ostatnich sekundach płyty panowie szarpnęli się jeszcze, aby wzbudzić czymś zainteresowanie słuchacza. Ciekawie podali liryki.

Podsumowując, "The Pagan Manifesto" to album niezły, choć, rzecz jasna, bez żadnych rewolucyjnych rozwiązań. Fani klasycznego power/heavy metalu spod znaku Blind Guardian, wczesnej Avantasii czy nawet Sonata Arctica będą wniebowzięci, inni - niekoniecznie. Pogratulować należy chłopakom, że nie potopili się całkowicie w bagnach słodkawych melodii, a potrafili czasami przyłożyć całkiem ostrym pazurem.
Aha, a co do okładki albumu, to też nie jest zła, choć jak dla mnie zbyt komputerowa. Ja tam wolę klasycznie robione obrazki. Nie wiem jak wy.

Ocena: 7,5/10

2 komentarze:

  1. Czekaj, pogubiłam się: w końcu lubisz folkowe wstawki, czy nie? xD

    I co do tego życia jeszcze i wartości: katolik nie byłby katolikiem, patriota nie walczyłby za ojczyznę a ateista nie narażał życia dla żony, gdyby nie miał daru życia. Może nie doceniamy na co dzień, że żyjemy, ale bez tego nic byśmy nie osiągnęli, nie zrobili, bo nas by nie było.
    Ale to też zależy, jak na to patrzeć i interpretować. Więc fajnie, że są różne przemyślenia na ten temat ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. To zalezy, jak sa podane ;D w tym wypadku nie ma az tak zle. Ale np. takie rhapsody to juz sklania za przeproszeniem do wymiotow z tymi melodiami ;D pewno, fajnie jest podyskutowacc :) rozumiem twoj punkt widzenia. Ale kiedys to zycie trzeba bedzie oddac, nie? Warto bd oddac z pozytkiem dla innych :)

    OdpowiedzUsuń

Napisz, co o tym wszystkim sądzisz:) Zapisz się w tym szalonym blogu:)

P.S Zachęcam do reklamowania swoich blogów w komentarzach, ale w zamian za to oczekuję reklamy mojego bloga na waszych;) Zachęcam również do dodania bloga do obserwowanych, jeśli spodobały się wam te wypociny:) Z prawej strony pojawiła się także zakładka " Dodaj do " - możecie pomóc w promocji bloga dodając go do takich serwisów jak np. wykop.pl czy gwar.pl:) Również się nie obrażę:D