środa, 1 stycznia 2014

Wystrzałowo - Oskarżycielski Sylwester part Second

No, w końcu nadeszła pora na to, co misiaczki lubią najbardziej, że tak powiem. Kolejny rok walnął się do lamusa... Tak jak i sylwester. Myślę więc, że pierwszy post w nowym roku nie może być o niczym innym, jak o kolejnej zabójczej imprezie...

Mimo iż w porównaniu z zeszłym rokiem ( "Czamu ona je sebleczonoł?!" Ach, po prostu tekst mojego życia ) mniej padło w naszą stronę oskarżeń i nie zanotowano przypadków robienia z nieletnimi rzeczy których nieletnim w świetle prawa ( zarówno cywilnego jak i moralnego ) robić nie wolno, nie znaczy wcale że imprezowe balety były w jakiś sposób gorsze. Ba, może i nawet lepsze, w pewnych momentach. No, ale - jak zwykle - po kolei.
Impreza rozpoczęła się gdzieś koło dziewiątej. Na wstępie trzeba zaznaczyć, iż mieliśmy genialną wręcz miejscówkę: Schowana w gęstych zaroślach skanciapiała altana, znajdująca się na tyłach ogródka wujka jednego z imprezowiczów ( Wujek, notabene, nic o party nie wiedział. Na narty z rodzinką wyjechał. ). Tak że z idąc ulicy nijak nie dało się tego domku dostrzec, a i od potencjalnych wnerwionych sąsiadów też byliśmy dobrze odgrodzeni. Przerażała mnie jedynie z początku mnogość niebezpiecznych urządzeń na powietrzu, typu zardzewiała, rozpadająca się huśtawka czy oczko wodne. A bo to wiesz, co komu walnie do łba po pijaku? Na szczęście urządzenia nie przyczyniły się w żaden sposób do czyjegoś uszczerbku na zdrowiu...
Generalnie ( nie lubię używać tego słowa, no ale czasami trzeba ) było nas sześciu chłopa ( w innej niż zeszłoroczna konfiguracji ). I mieliśmy zdecydowanie za dużo alkoholu... No bo ja rozumiem sobie popić, rozwalić coś i nic nie pamiętać. Ale jak zobaczyłem ilość tych flaszek to aż mi we łbie na samą myśl zaszumiało ( I nie wliczam teraz szampana, który o 12 jest must be ). Wiedzieliście na przykład, że jest coś takiego jak arbuzówka? Kto to robi, ja się pytam?! Śliwowica, cytrynówka, orzechówka to jeszcze normalne - chyba - trunki, ale żeby wytwarzać arbuzowy alkohol? Kurde, za niedługo to już te smaki będą lecieć jak w tymbarku, czy innych koncernach i tylko patrzeć, kiedy w sklepie postawią kaktusówkę, granatówkę albo eukaliptusówkę. No ale nic, nie będziemy przecież picia marnować. 
Po wypiciu na początek jakichś trzech kolejek udaliśmy się po - żeby uniknąć kolejnych ocenzurowań - wyroby mogące kojarzyć się z nazwiskiem jednego z polskich bramkarzy, które po odpaleniu wprowadzają do człowieczego organizmu siwą substancję. Ja ich nie używam, żeby nie było. W życiu może dwa, trzy razy pociągnąłem, jakoś mi to nie podchodzi. Z resztą u nas też tylko symbolicznie - dwie osoby ledwo coś odpaliły. Taak, tylko że najpierw musieliśmy te wyroby dostać... 
Sklepy już były zamknięte, wskazówki mówiły, że jest gdzieś przed dziesiątą. Poszliśmy więc w sprawdzone miejsce, gdzie ów wyroby są droższe, ale miejsce to jest - prawie -  wiecznie otwarte. Tym razem mieliśmy kurna pecha... No nic, sprawdziliśmy kolejną knajpę. A, tam to była impreza. Grupka gorących imprezowiczów złożona z ludzi których status społeczny w rankingach naszego miasta oscyluje wokół " dzień dobry ci mogę powiedzieć, ale to nie znaczy że nie żywię do twojej żałosnej osoby pogardy" ( niektórzy to już z urodzenia za nazwisko nie mają lekko ) ostro brylowała na parkiecie. Chociaż nie, było też sporo osób o statusie wyższym niż u innych person. Co by jednak nie mówić, balet wspaniały. Jeden z tych od niższego statusu społecznego ( Ja tam nigdy do nich nic nie miałem, tak po prawdzie. To zawsze weseli ludzie są. ) miał nawet szykowny garniak na sobie i witał się ze mną jak ze starym przyjacielem. Miłe. Pożądany towar otrzymaliśmy i czym prędzej udaliśmy z powrotem do naszej kanciapy. Ach, nie, moment. Zdążyliśmy wstąpić jeszcze po pizzę. Dzięki błyskotliwemu poprowadzeniu rozmowy otrzymaliśmy nawet jedną gratis, ty. 
Po przyjściu do kanciapy znowu wychyliliśmy parę kolejek i... No, co niektórym zaczęło z leksza walić na łeb. Nie wiem, kto tam przyniósł tabakę - i to trzy paczki - ale fakt faktem, że nie był to pomysł z gatunku tych najlepszych. Tabaka niby nic. Chyba że wyskakujesz kozacko z tekstem " Dawaj to!" ( Jakie to typowe dla Polski ) i wysypujesz na talerz całą paczkę z przekonaniem, iż uda ci się wszystko na raz wciągnąć. Przyznaję, że nie zachowałem się jak przystało na przykładnego obywatela i zamiast odwodzić od szalonego pomysłu gorąco gościa dopingowałem. Nawet fajny filmik z tego powstał. Ale kurde, nie dał rady chłopak. Z czterech kresek wciągnął dwie i padł na kanapę z załzawionymi oczami. Niby fajnie, że ostatecznie nic mu się nie stało, ale niedosyt pozostał. Do dwunastej było już w miarę normalnie. Kolejne kolejki, potłuczona szklanka, chóralne zaśpiewy "O,o,o, o o,o,o,o" w rytm imprezowych hitów dudniących w głośnikach. Ale o dwunastej...
Cała bandą wyskoczyliśmy z kanciapy jak dziki z dziczy z normalnie. Pobiegliśmy prosto w stronę centrum miasteczka, gdzie odpaliliśmy całkiem pokaźną wyrzutnię rakiet i poskładaliśmy ludziom życzenia. Co tam poskładaliśmy... Naszła mnie myśl w tamtym momencie, że jednak wszyscy ludzie są moimi braćmi. To i też zrobiłem rundę po rynku i przytulałem każdego, kogo tylko spotkałem, składając mu życzenia. Kit, że połowy ludzi nie znałem. Gest się liczył! Spotkałem też rzecz jasna mnóstwo znajomych gęb. Jedna kumpela to mi nawet dobrotliwie pożyczyła, cytuję ( albo prawie cytuję ): "Żebyś nauczył się jeszcze lepiej grać na gitarze i nagrał płytę w końcu ". Phi! Przecież ja już dobrze gram, "Wlazł kotek na płotek" to tappingiem jadę ( dobra, może lekko się zapędziłem ). A, i jeszcze jedną ciekawą "kumpelę" spotkałem. Pamiętacie jeden z postów o letnim basenie, gdzie opisywałem pewne dziewczyny? No, to była jedn z nich, o ile się nie mylę. Nie wiem, czy wciąż żywi do mnie uraz po tamtym tekście czy też była mocno nachlana, fakt faktem że skomentowała moją osobę - bądź też rzuciła w mą stronę niekoniecznie miłe słowo. Nie odparłem, bo i po co. Choć może nawet nie wiedziała, że to ja? Nie wyglądała na taką, która wie co się w okół niej dzieje...
Chwilę później zeszliśmy z rynku i kontynuowaliśmy rajd po miasteczku. Kurde, w życiu nie wypiłem tylu bruderszaftów i innych.... szaftów. Co krok kogoś spotykałem, kto zawsze miał szampana i mówił "Pij!", nie chcąc usłyszeć z mych ust odmowy. Ach, no i jeszcze trza by wspomnieć o pewnej koleżance, co by się nie obraziła. Akurat przebywała na sylwka w tym mieście, to i zadzwoniła co słychać. Nie wiem, czy zabierze stąd dobre wspomnienia, zważywszy na to iż dostała potężną petardą pod nogi i musiała rozmawiać z moim nie do końca ogarniętym w tamtym momencie umysłem. Ale odprowadziłem ją szarmancko, pełna kulturka. 
Gdzieś przed pierwszą znaleźliśmy się znowu w naszej kanciapie, tym razem zasileni obecnością dwóch uroczych dziewcząt. Nie pamiętam do końca, kto je tam zaprosił i jak się tam znalazły ( chyba ktoś po prostu do nich napisał ), ale chciałbym temu komuś z tego miejsca serdecznie pogratulować świetnego pomysłu. Chociaż jedna z nich to była siostra obecnego z nami imprezowicza, więc to tak raczej rodzinnie przyszło, że tak powiem. Dziewczyny wypiły z nami niewielką ilość szampana ( kolejne mało pijące - plus dla nich ), zjadły pizzę ( której, kurna, trzy kartony jeszcze zostały! ) i ogólnie fajnie się pobawiły. Jedna z nich stwierdziła, że bardzo jej się podobał ubiegłoroczny post... Nie mogłem więc dziewczyny zawieść i dlatego tłukę teraz w tą klawiaturę, no. Niepokoił mnie tylko stan jednego kolesia. Odkąd wróciliśmy przed pierwszą do kanciapy nie odzywał się, tylko patrzył tępym wzrokiem przed siebie. Nikt nie wie, w którym momencie stracił się z imprezy ani jak tego dokonał. Gdy to sobie uświadomiliśmy, w pierwszym momencie przyszło nam nawet na myśl że leży w stawie. Ale na szczęście tam nie egzystował... Odezwał się rano. Stwierdził, że to najlepszy sylwester na jakim był. 
Koło trzeciej impreza zaczęła się zwijać... Odprowadziliśmy kulturalnie dziewczynki do domów, siebie też poodprowadzaliśmy nawzajem. Po drodze zaliczyliśmy jeszcze lekką wjebkę na jakieś party. I na koniec z jednym kumplem przeprowadziliśmy czterdziesto minutową rozmowę o wszystkich naszych życiowych miłościach... I szlag jasny trafiły dobry humorek. 
Pocieszyła mnie tylko późniejsza wypowiedź jednego z kumpli, tego od tabaki. Opowiadał, że jak wrócił po imprezie i walnął się na swoje łóżko, to zdawało mu się żeśmy poszli z wszystkimi za nim i przenieśli party do jego pokoju. Podobno nawet mnie tam widział, choć w tamtym momencie byłem na drugim końcu miasta. Kurde, zaczynam zazdrościć, że sam se nie pociągnąłem tej tabaki... 

1 komentarz:

  1. Ha ha to się uśmiałam :) Niezły Sylwester :)
    Fajnie piszesz, będę częściej zaglądać. I dziękować za konstruktywną krytykę :P

    OdpowiedzUsuń

Napisz, co o tym wszystkim sądzisz:) Zapisz się w tym szalonym blogu:)

P.S Zachęcam do reklamowania swoich blogów w komentarzach, ale w zamian za to oczekuję reklamy mojego bloga na waszych;) Zachęcam również do dodania bloga do obserwowanych, jeśli spodobały się wam te wypociny:) Z prawej strony pojawiła się także zakładka " Dodaj do " - możecie pomóc w promocji bloga dodając go do takich serwisów jak np. wykop.pl czy gwar.pl:) Również się nie obrażę:D