poniedziałek, 6 stycznia 2014

Kolejne szalone osiemnaście...

Wolny dzionek mamy, za oknem przyjemnie grzeje słońce a z komputerowych głośników dobiegają mnie dźwięki hard rockowych ( i rockowych ) klasyków, które postanowiłem sobie właśnie zapuścić ( w momencie, gdy piszę te słowa Axl Rose krzyczy w mikrofon słowa, które 3/4 żeńskiej populacji tego globu wypaczają na chwilę racjonalne postrzeganie otaczającego nas świata, a stawiają jedynie wizję gorącej randki z blondwłosym wokalistą - "Don't Cry" ). No kurde, nic tylko siedzieć i pisać... Dlatego też piszę.

Ze dwa dni temu jakoś zaliczyłem kolejną gorącą imprezę, których - jak to w życiu nastolatka - bywa sporo ( Chyba, że twoja matka jest taka jak ta w "Carrie" Kinga. Wtedy masz przesrane, a nie sporo. ). Z racji tego, iż był to kolejny balet z gatunku tych, które można podpiąć pod udane - a czytelnicy tegoż blog lubią karmić umysły udanymi baletami - walnę wam kilka słów na jego temat.

Impreza rozpoczęła się w okolicach dziewiętnastej. Sądziłem, że przybywając pięć minut przed zaplanowaną godziną popiszę się punktualnością ( rzadko u mnie spotykaną, szczerze powiedziawszy ) i będę jednym z pierwszych, tymczasem prawie połowa gości już się bawiła. Widać każda dodatkowa sekunda imprezy jest im bardzo cenna. Co w sumie nie dziwi... Dziwiło tylko - tak na chłopski rozum - czemu z początku wszyscy wegetowali na dworze, zamiast siedzieć w ciepłej i całkiem wysmakowanie przygotowanej sali. Chociaż drewniane stołki na dworze też źle nie wyglądały, jak - na moje oko - dwugwiazdkową restaurację ( czyli taki przyjemny standardzik ). W każdym razie przywitałem się na początek z obecnymi, wszak kultura takiej postawy wymaga. Oprócz znajomego jubilata, jego dziewczyny oraz wiecznie ekspresyjnego i przepełnionego czasami nie przez wszystkich rozumianym humorem kumpla reszta imprezujących person była mi obca. Ale na party, jak to na party, wychylasz parę kielonów i wszyscy są twoimi braćmi.
 Ogół biesiadników zebrał się gdzieś koło wpół do ósmej. Nawet nie zadawano zbędnych pytań, tylko od razy przystąpiono do pierwszego ( a zaraz potem drugiego i trzeciego ) głębszego. I znowu, tak jak to na każdej podobnej balandze bywa bawili się ludzie o lepszej lub gorszej umysłowej tolerancji napoi wysokoprocentowych ( Chciałem napisać "wysokobiałkowych" w pierwszy momencie. Już mi te co niektóre prozdrowotne kampanie żywieniowe bokiem wychodzą. ) Co wcale nie znaczy, że ludzie ze słabszym łbem są gorszymi kompanami do picia, wręcz przeciwnie. Weźmy na ten przykład dziewczynę jubilata. Ledwo przyszła, a już wyglądała jakby była ciuciubabką, którą kręcono przez czterdzieści minut i zaraz potem posadzono na krześle. Panowie Paranienormalni w razie jakiejś kontuzji Igora powinni do niej zadzwonić, bo Mariolkę Crejzolkę zagrałaby jak nikt, serio.
Gdyby tam były jeszcze tylko same spirytualia, ale nie. Część osób obecnych bawiła się w ciągnięcie pary wodnej z tytoniem - nigdy nie wiem jak to się nazywa - i wypuszczania z ust kłębów białego dymu. Wszystko jest ok, dopóki ktoś nie zaczyna wmawiać sobie, że da radę wypuszczać statki jak Gandalf w "Władcy Pierścieni". Na chęciach się rzecz jasna skończyło... Ale dziewczynie jubilata po paru próbach udało się zrobić mleko ( Z tego, co widziałem, "mleko" oznacza wypuszczenie dymu w chustę czy coś, tak żeby dym tam pozostał i sprawiał wrażenia mleka właśnie ). Strasznie była z tego dumna. W ogóle z tą panną to jest dopiero historia... Kurde, bawiła się jak nikt. Na przykład jednym z celów jej egzystencji na biesiadzie stało się docieknięcie, dlaczego mój kumpel obok jest łysy ( No, prawie, jakieś włosy se jeszcze zostawił. Ale nie przyszedł w bluzie z kapturem i nie słucha hip - hopu.) Nie jestem przekonany, czy usatysfakcjonowała ją odpowiedź "On jest łysy, bo ja mam długie włosy", w każdym razie na jakiś czas odwiodła od kolejnych podobnych zapytań. Co nie znaczy, że odwiodła od gadki w ogóle. A gdzie tam! Bardzo ciekawe rozmowy prowadziła chociażby z owym ekspresyjnym kolesiem ze specyficznym, ale w gruncie rzeczy często śmiesznym i nieco sowizdrzalskim humorem. Facet ma talent plastyczny, zamierza uderzać na ASP. Mówię wam, ludzie, nigdy go o to nie pytajcie, tym bardziej po pijaku. Koleś ma kompletnego fioła na tym punkcie - co mu się chwali - ale w kontekście obszernego wysłuchiwania jego artystycznych wywodów niekoniecznie. Choć, jedna laska na imprezie na jego gadkę poleciała. Zostawmy jednak parkę w spokoju, w końcu niektóre sprawy leżą w sferze prywatnej. Nie będę przecież pisał, że z początku jedynie się całowali a skończyli na imitacji końskiego ujeżdżania. Nie jestem świnią.
Dobra, ale ja tu tak tylko o tej dziewczynie jubilata i artyście... A co z pozostałymi członkami biesiady? A no, też się bawili. Jedni bardziej kulturalnie, inni mniej. Weźmy na ten przykład panów z Krakowa, Wrocławia, czy skąd oni tam byli. Wespół z paroma ludźmi z lokalnej miejscowości postanowili porobić parę napojowych miszmaszów, wlewając na przykład komuś ocet z colą, albo do pustej 2 litrowej butelki oranżady wlewając całą połówkę towarzysza Vladimira i zalewając tylko tyle, żeby się kolor pojawił. Niby standard, nic śmiesznego. Przecież i tak nikt nie jest na tyle głupi, żeby to wypić. Haha... Błąd. Wypił jeden chłopak. Udało mu się to tak zręcznie podstawić, że ni w ząb nie podejrzewał żadnego chytrego podstępu. Nie jestem pewien, ale chyba zaczął coś podejrzewać w momencie gdy postanowił pojechać do Rygi ( Znalazłem kiedyś w necie takie właśnie określenie na wymioty. Nie mam pojęcia, skąd się wzięło. ). Nie pozostało mu nic innego, jak tylko wrócić, powiedzieć "Ku*wa!" i bawić się dalej, a co.
W sumie zabawa mogłaby być nieco lepsza, gdyby ktoś pomyślał - jak to koleżanka z Krakowa określiła - o zarzuceniu "chamskiego popu". Disco Polo, mówiąc po młodzieżowemu. A tak z głośników waliły głównie rastamańskie kawałki ( Co, nawiasem mówiąc, przypadło do gustu jednemu kolesiowi, który poczuł się chyba jak na Jamajce w latach siedemdziesiątych ). Sytuację uratowała miła kelnerka, którą ładnie zagadaliśmy i która użyczyła nam zasobów swojej komórki ( Pozdrawiamy! ). Właśnie, nie można pominąć też roli gości nieproszonych, którzy wystarali się o bardziej taneczne dźwięki. Bowiem zaraz przy restauracji znajduje się bar, gdzie często egzystują ludzie o wspomnianym w part Second sylwestra statusie społecznym. Tym razem wbiła nam się na imprę grupka dwudziestoparolatków. Chłopaki mieli już mocno w czubie, co było widać szczególnie w postawie jednego z nich. Niemniej jednak też się chcieli zabawić... Kulturalnie wypalili z nami fajki na dworze ( Gdzie, nawiasem mówiąc, przeprowadziłem z Podwawelską koleżanką ciekawą rozmowę na temat palenia i rozstrzygnięcia kwestii, czy papierosy a te długopisy z parą wodną i tytoniem to podobne rzeczy. ), wypili po kielonie. Co prawda żaden z nich na parkiecie Johnem Travoltą nie był ( Mimo iż przecież mieliśmy Sobotę ), ale nikt też nie postulował wywalenia ich z imprezy, więc zostali.
Pominę w tym momencie kolejny opis kolejnych ekscesów przytaczanej gdzieś wyżej artystycznej parki i dziewczyny jubilata, bo centralnie mnie w budzie dopadną i będzie źle. A mogłaby być z tego jeszcze cała powieść... Albo cykl humorystycznych filmików na yt z wielomilionową oglądalnością.
Na koniec wspomnę jeszcze o tej podwawelskiej dziewczynie... (  Były dwie podwawelskie, psiapsióły takie ) Otóż okazało się, że też lubi metalu i rocka posłuchać, choć kompletnie nie wyglądała. A tu ziuuum, zapuszcza ci w głośnikach System of a Down i Three Days Grace. Choć w sumie nawet większości imprezowiczów muza przypadła do gustu.
Ach, i jeszcze jedno. Łysy kolesiu - jak to dziewczyna jubilata określiła - żal mi, że musiałeś wysłuchiwać całego burzliwego życiorysu jednego z tych dwudziestoparolatków. Ale zawsze to jakieś doświadczenie.

P.S.W tym miejscu miało być zdjęcie, ale nie wszyscy się zgodzili na jego publikację. Wolny kraj, mają prawo.


            
  

2 komentarze:

  1. Podoba mi się to ;) Dodaję do obserwowanych.

    Pozdr,
    http://zirytowany-pingwin.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. to ja nie będę gorszy o swojego bloga zareklamuję:)
    mojehardnheavy.blogspot.com pozdrawiam \m/

    OdpowiedzUsuń

Napisz, co o tym wszystkim sądzisz:) Zapisz się w tym szalonym blogu:)

P.S Zachęcam do reklamowania swoich blogów w komentarzach, ale w zamian za to oczekuję reklamy mojego bloga na waszych;) Zachęcam również do dodania bloga do obserwowanych, jeśli spodobały się wam te wypociny:) Z prawej strony pojawiła się także zakładka " Dodaj do " - możecie pomóc w promocji bloga dodając go do takich serwisów jak np. wykop.pl czy gwar.pl:) Również się nie obrażę:D