poniedziałek, 1 grudnia 2014

Wywiad z Grzegorzem Kupczykiem!

Tak oto, ludziska moje najdroższe ( nie wiem, czy to aby nie nazbyt przesadna pieszczotliwość z mej strony, aczkolwiek trzeba starać się o odpowiednią interakcje z czytelnikami, nie? ), po wielu długich godzinach oczekiwania na szumnie ( nie wywieszałem co prawda billboardów na mieście, ale paru osobom zdążyłem o tym napomknąć ) zapowiadaną petardę, które - jak sądzę - osiemdziesiąt procent z was spędziło na nerwowym gapieniu się w ekran monitora, ciągłym odświeżaniu tegoż bloga i podpadającym pod klinicznie niezdefiniowany obłęd obgryzaniu paznokci ( hmm... chyba mam o sobie ciut za wysokie mniemanie ), w końcu nadeszła ta wiekopomna chwila. Chciałem w tym momencie dorzucić jeszcze kilka tajemniczych zdań, coby podbudować napięcie i przyprawić was o bezwiedne drżenie kończyn, zdałem sobie jednak sprawę, że tytuł odkrył już cały sekret. Pewnie i mogłem go zmienić, żeby niczego wyjaśniał. W takim układzie nadal siedzielibyście sobie wnerwieni, czytając ten bezsensowny wstęp nie wiedząc, po co tak na dobrą sprawę to robicie. Z drugiej jednak strony pomyślałem sobie, że jeśli przeprowadzasz wywiad, najlepiej zatytułować go właśnie "wywiad". Oryginalność mojego umysłu czasem mnie przeraża... 
Dobra już tam, utnijmy moje niekonieczne inteligentne filozoficzne wywody, bo jeszcze się rozpłynę i w ogóle do głównego dania nie dojdzie. W tym wielkim dla nas wszystkich dniu, po Bogusławie "Duval" Olszonowskim, Piotrze Brzychcym z Kruka, i Macieju Krzywińskim z polskiego "Metal Hammera", dziś zapraszam was na wywiad z jedną z największych legend w historii nie tylko polskiego rocka, ale i całej polskiej muzyki. Postacią, która była ( i jest! ) idolem tysięcy młodych ludzi, swoistą ikoną i jednym z filarów naszej rodzimej gitarowej muzy. Jego głos rozbrzmiewał na dziesiątkach płyt, współpracował z najznamienitszymi polskimi instrumentalistami, podnosił ilość słuchaczy setkom rozgłośni radiowych, wprawiał w zachwyt tysiące ludzi nie tylko w naszym kraju. Nie wspominając o tym, że on sam i zespoły, w których się udzielał w mniejszy lub większy sposób przyczyniły się do wzmożenia buntu wśród polskiej młodzieży dorastającej podczas komuny, dając tym sfrustrowanym czerwoną hołotą szczylom nadzieję na lepsze jutro ( Co prawda ma facet nieco inny punkt widzenia na sprawę, jak przeczytacie poniżej, no ale słuchając takich numerów jak choćby "Dorosłe dzieci"... Aczkolwiek z tym finansowym aspektem to też trzeba mu przyznać rację.) Panie, panowie i osobnicy trzeciej płci których obecność na tym blogu jest wielce niepożądana - przed wami Grzegorz Kupczyk!



Metalurg: Jesteś jedną z największych ikon w historii polskiego rocka, osobą współodpowiedzialną za sukcesy takich grup jak Turbo czy CETI, odznaczoną Złotym Krzyżem Zasługi za wybitny wkład w Polską kulturę, legendą inspirującą kolejne pokolenia młodych ludzi i teoretycznie mógłbyś osiąść na laurach i odcinać kupony od raz zdobytej popularności, tymczasem jednak nie zwalniasz tempa. Mało tego, wydaje się nawet że ostatnio przeżywasz drugą młodość – CETI wydało niedawno nowy, świetny album, gracie mnóstwo koncertów, udzielasz się w różnych wywiadach. Zawsze mnie ciekawiło, skąd te gwiazdy rocka czerpią na to wszystko energię?


Grzegorz: Skąd inni to nie wiem:) Ja po prostu tym żyję. To jest sensem mojego jestestwa. Od dziecka taki byłem. Kocham to co robię, kocham swój zawód, kocham sztukę, muzykę - ot co:)



M: Wróćmy na moment do czasów, kiedy zaczynałeś swą przygodę z zespołem Turbo. W tamtym okresie kapela dopiero raczkowała i nie była jeszcze zbyt popularna, mimo to domniemywam, iż musiałeś odczuwać sporą dumę z tytułu objęcia stanowiska wokalisty? Była to twoja pierwsze taka rola w życiu, czy miałeś już wcześniej jakieś własne kapele, w których śpiewałeś? Pytam, bo na tak na dobrą sprawę nie zdążyłem się jeszcze zapoznać z twoją oficjalną biografią, ale w najbliższym czasie zamierzam ten karygodny brak nadrobić.


G: Było mnóstwo inny zespołów, takich jak np (te ważniejsze) Kontrast, SEJF, Wbrew, Kredyt. Do Turbo trafiłem właśnie z Kredytu. Ja już znałem TURBO z radia Poznań. Zespół był dość często prezentowany przez tą lokalną rozgłośnię. Podobało mi się kilka nagrań, ale nie myślałem o tym, że kiedyś będę tam śpiewał:)



M: Jak wspominasz lata spędzone w Turbo? Z pewnością musiał być to fantastyczny czas, szczególnie kiedy przyszły sukcesy związane z wydaniem tak genialnych albumów, jak choćby „Dorosłe dzieci” czy „Kawaleria Szatana”. Osobiście bardzo ciekawi mnie też, jak w tamtych czasach wyglądały koncerty. Panujący wtedy ustrój uniemożliwiał ludziom normalny żywot. Występy rockowych kapel stawały się więc okazją do manifestacji swojego buntu, niechęci wobec socjalistycznego reżymu. Przeczytałem na ten temat wiele lepszych lub gorszych relacji, opisów czy starych materiałów prasowych, nigdy jednak nie miałem okazji zapytać o to osoby, która żywo uczestniczyła w tamtych wydarzeniach nie tylko z poziomu zbuntowanego fana, ale przede wszystkim muzyka.


G: No i tu się zawiedziesz:) Jako artysta wcale nie byłem zbuntowany. Nie interesowała mnie polityka i całe to świństwo. Cieszyłem się tym co robię. Każdy dzień był mi świętem. Książkom raczej bym nie wierzył bo są subiektywne i często podane w nich zdarzenia są baaardzo naciągane aby były politycznie poprawne. Ja osobiście nie miałem jakichś specjalnych afer związanych z poprzednim ustrojem. Nie jestem pewien czy w ogóle takowe były w moim otoczeniu. Teraz bardzo modne wśród artystów jest podpinanie się pod ideę "zwalczania systemu komunistycznego" Czy walka o niepodległość, bunt... Tak naprawdę to bzdura, bo jeżeli tak było to czemu wzorem niektórych aktorów czy innych artystów nie bojkotowano rynku, a czerpano z niego ile się da? Zespoły zarabiały wówczas masę kasy i bardzo wszyscy byli zadowoleni:)



M: W 1987 roku opuściłeś szeregi Turbo, a dwa lata później wraz z Marią Wietrzykowską założyłeś CETI. Czy wtedy takie rozwiązanie wydawało ci się naturalnym krokiem na drodze ku własnemu artystycznemu rozwojowi, czy może było to podyktowane innymi pobudkami?


G: Zostałem z zespołu usunięty ale w roku 1990 :) ( Tak to jest kiedy nie weryfikujesz raz zasięgniętych informacji i potem wychodzą ci takie wstydliwe wpadki - przyp.met. ) CETI już istniało i miało na swoim koncie pierwszy wielki przebój "NA PROGU SERCA". Byłem bardzo zmęczony wszystkim co się w TURBO działo (gonitwa za modą, brak kompetencji). Musiałem odpocząć, stąd CETI.



M: Przejdźmy teraz do lat współczesnych. „Brutus Syndrome”, najnowszy album CETI zbiera fantastyczne recenzje. Magazyny branżowe rozpływają się w zachwytach, fani ( w tym ja również! ) postrzegają płytę jako jedno z najlepszych dokonań w waszej karierze. A jak ty, z tytułu głównego kompozytora materiału i lidera zespołu, patrzysz na to wszystko? Starasz się dystansować od tych opinii, czy może z aprobatą im przytakiwać? Wiesz, ci wielcy artyści z reguły mają to do siebie, że są raczej krytyczni wobec własnej twórczości.


G: Owszem, bywam krytyczny ale zwykle jest tak, że nie wypuszczam na rynek byle czego. Zdarzyło mi się może raz, czy dwa, że wyszła płyta z której nie byłem zadowolony. Ale wypadki przy pracy się zdarzają:) Ja nie jestem głównym kompozytorem na BRUTUSIE. Komponowali i aranżowali wszyscy. Może właśnie dlatego wyszło tak dobrze. Tak, z pewnością jest to najlepsza płyta CETI:) Cieszą mnie też oczywiście te opinie i recenzje, byłbym kokieteryjnym kłamcą gdybym zaprzeczył. Każdy przecież artysta czy twórca w mniejszym lub większym stopniu oczekuje pochwały, aprobaty swojej sztuki.



M: W jaki sposób powstawał materiał na „Brutus Syndrome”? Braliście gitary i po prostu łupaliście codzienne po osiem godzin, czy może raczej oczekiwaliście „na ten moment”, w którym wena sama do was przychodziła i przynosiła gotowe numery?


G: Gdy stwierdziliśmy, że czas na nową płytę każdy miał już w zanadrzu jakieś pomysły, riffy więc po prostu je wykorzystywaliśmy. Potem razem aranżowaliśmy. Nie spędzaliśmy z sobą po kilkanaście godzin dziennie. Spotykaliśmy się co jakiś czas. Gdy coś nie szło, odkładaliśmy to na później. Zdarzyło się nawet, że któryś z kawałków (nie pamiętam już który) został podzielony i powstały z niego dwie różne kompozycje.



M: Od ładnych paru tygodni moje receptory słuchowe katowane są głównie przez singiel „Wizards of the Modern Worlds”. Skąd pomysł na tak zabójczy, świeży, a zarazem klasycznie brzmiący kawałek? Pomyślałem sobie, że gdyby wypuścić go gdzieś na przełomie lat siedemdziesiątych/osiemdziesiątych w Wielkiej Brytanii, dziś moglibyśmy wymieniać go jednym tchem obok takich sztandarowych petard jak choćby „Painkiller” Judas Priest, „The Trooper” Iron Maiden czy „Heavy Metal Thunder” Saxon.


G: O to trzeba by spytać głównego kompozytora, Tomka Targosza (bas). Ale z tego co wiem, to kawałek ma kilka lat:)



M: Udzielasz się na muzycznej scenie już ponad trzydzieści lat. Przez ten czas zdążyłeś nagrać mnóstwo albumów, zagrać setki koncertów, odpowiedzieć na tysiące wywiadów. Powiedz, czy kiedykolwiek żałowałeś tego, iż jako młody człowiek postanowiłeś na trwale połączyć swoje życie z rockiem? Czy był jakiś moment zawahania, w którym pomyślałeś sobie, że to wszystko jednak nie miało sensu?


G: NIGDY!! 



M: Chciałbym też zapytać cię o twoje osobiste inspiracje wokalne. Celujesz w klimaty bliskie stylowi, który uprawiasz, czy też może twoi główni idole parają się zupełnie inną odmianą muzyki? Wielu jest świetnych metalowych wokalistów, którzy jako główne inspiracje wymieniają przykładowo Freddiego Mercury, Roberta Planta czy nawet Jona Andersona.


G: U mnie to od lat jest nie zmienne - Plant, Coverdale, Gillan, Niemen, Paul McCartney



M: Co lubi robić Grzegorz Kupczyk, kiedy nie zajmuje się graniem koncertów ani nagrywaniem płyt?


G: Przyrodę, zwierzęta. Uwielbiam fotografować całe piękno świata jakie nam dano. Walczę o zwierzęta, breonię ich. Jestem też uznany za Przyjaciela Zwierząt - mam specjalne odznaczenie:) To moja pasja poza muzyczna. Słuchanie śpiewu ptaków, szumu morza czy wiatru jest dla mnie balsamem:)



M: Mniemam, iż spora część czytelników bloga marzy zapewne o zagrani swojego własnego koncertu na wypełnionym po brzegi Wembley, gdzie rozanielone fanki z dziką manią piać będą na widok członków kapeli, a w roli supportu wystąpi AC/DC. Dlatego też – jako iż jesteś żywą rockową legendą - rzuć proszę na sam koniec jakiś inspirujący tekst do czytelników bloga, porady odnośnie budowania własnej rockowej ścieżki kariery. Niech wiedzą, że się da.


G: Da się...tylko trzeba wiedzieć co i jak, znać swoje miejsce w szeregu, szanować się ale z pokorą. Trzeba pamiętać (szczególnie wokaliści), że wystarczy dosłownie kilka sekund żeby stracić wszystko. Przy czym WSZYSTKO w tym kontekście oznacza głos. Zawód wokalisty to bardzo ciężka  odpowiedzialna praca, wymagająca wielu wyrzeczeń.




I na koniec, jakby ktoś jeszcze nie skminił ( mam nadzieję, że nikt taki nie splamił swoim jestestwem tegoż bloga ), z jak wielką legendą w dniu dzisiejszym mamy do czynienia ( chyba powinienem zluzować nieco z tą całą ekscytacją, nie uważacie? ), jeden z największych przebojów grupy Turbo:



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz, co o tym wszystkim sądzisz:) Zapisz się w tym szalonym blogu:)

P.S Zachęcam do reklamowania swoich blogów w komentarzach, ale w zamian za to oczekuję reklamy mojego bloga na waszych;) Zachęcam również do dodania bloga do obserwowanych, jeśli spodobały się wam te wypociny:) Z prawej strony pojawiła się także zakładka " Dodaj do " - możecie pomóc w promocji bloga dodając go do takich serwisów jak np. wykop.pl czy gwar.pl:) Również się nie obrażę:D