wtorek, 16 grudnia 2014

Sukces. Po prostu.

Leżę sobie właśnie na swoim ( no, może nie do końca swoim, wszak to jednak wynajmowane mieszkanie jest, aczkolwiek postrzeganie pewnych rzeczy w kategoriach wartości posiadanych często wzmacnia człowieczą psychikę, tudzież podnosi jego pewność siebie czy też wytwarza lepsze postrzeganie swojej marnej persony. Taak, sam to przed chwilą wymyśliłem, rzecz jasna. Ale i tak uważam to za ze wszech miar głęboką i trafną sentencję. ) łóżku, zastanawiając się nad swoim życiem. Kurde, ciężki temat. Moje życie nigdy do lekkich nie należało, jakby się tak przypatrzeć, ale myślenie o nim to już w ogóle kosmos, z tym wszystkim czego nasi ziemscy naukowcy używający jedynie określony procent swojego mózgu jeszcze nie odkryli. Przypuszczam, że prawie każdy z was postrzega własną egzystencję w podobny sposób. Szczególnie, jeśli jesteście w wieku zbliżonym do mojego, czyli takim, podczas którego uświadamiasz sobie, że ten cholerny czas zmusza cię do coraz szybszego wkraczania w coś, co dorośli zwykli nazywać dorosłością właśnie. Nie wiem, kto wymyślił, aby tak to tytułować. Przecież fakt, że masz tam 17,18,19,20,21 lat, wcale nie musi oznaczać, że wkraczasz w jakąś poważniejszą fazę swojego życia. Osobiście znam ludzi pod pięćdziesiątkę, którzy wciąż egzystują jako wolni, łaknący dzikiego życia wolni rockmeni, jakimi normalne osobniki bywają w wieku lat szesnastu. Nie muszę chyba dodawać, że pojęcie rodziny i odpowiedzialności jest im cokolwiek obce? Bujać więc to se możecie. Żaden wiek nie jest wyznacznikiem wkraczania w fazę dorosłości, jeśli sam w nią nie zaczniesz wchodzić. A tak ten świat jest zbudowany, że w końcu w nią zacząć wchodzić trzeba... No, i na tym głównie skupia się mój dzisiejszy problem ( Nie jedyny, dodać trzeba, bo jest jeszcze z tysiąc innych, ale ten  akurat na ich tle nieco się wybija. Co chyba nie rokuje zbyt dobrze. ).
Lat już tyle moje karczycho obciążyło, iż ta rzekoma dorosłość w końcu zajrzała mi w oczy. Po prostu stanęła przede mną, uśmiechnęła się sarkastycznie i bezczelnie rzuciła: "Co, ku*wa, nie spodziewałeś się mnie tak wcześnie, co?!". No jak w mordę strzelił, że nie. Liczyłem, że pozwoli mi jeszcze trochę pobalować, napawać się przyjemnościami wynikającymi z bezstresowego życia nie obarczonego zamartwianiem się o własną emeryturę, której i tak nie będę miał. Dobra, może to i zbyt dalekosiężne rozwarstwianie typowych problemów związanych z materialną egzystencją człowieka, ale jakieś ziarnko niepewności w każdym z was na pewno jest zasiane ( Ale się uśmiałem! Ziarnko niepewności na pewno jest! ). Musi być, patrzą na to, co się dzieje z dzisiejszym światem, a przynajmniej z coraz bardziej socjalistyczną Europą. Dlatego też pani dorosłość zasugerowała, że powinienem zacząć myśleć o czymś, co pozwoli mi zachować się jak na zadeklarowanego patriotę przystało i zostać w tym kraju. Wkurzyła mnie tym ponaglaniem, no ale chcąc nie chcąc musiałem jej przyznać rację. Dlatego też, mimo iż mój umysł gorąco protestował przeciwko przeprogramowaniu swojego dotychczasowego sposobu kondensowania myśli na bardziej dojrzalszo - przyszłościowaty ( Litr Blue Labela dla tych, którzy znajdą te słowa w słowniku. Ja nie znalazłem. Kurde, a taką miałem ochotę na tego whiskacza. ), nalałem sobie herbatki i zacząłem zastanawiać się, co ja tak naprawdę mogę w życiu robić i co, do cholery, jest celem mojego istnienia.
Jeżeli chodzi o to ostatnie, wpadłem tylko na jedno: osiągnąć sukces. Genialne! Zaraz sobie jednak pomyślałem, że przecież prawdopodobnie każdy, albo przynajmniej prawie każdy wpadł na koncepcję podobną do mojej. Bardzo demotywujące ( wy kminicie, że pomimo wieloletniej już popularności słowa "demotywujące" nadal nie ma go w słowniku? Ja się tam chyba pofatyguję do tych językoznawców narodowych, czy kto to tam wydaje. ), patrząc na ogół społeczeństwa. Większość ludzi, nawet jeśli ma poukładane życie, rodzinę i wszystko to, co potencjalnie powinno lokować ich w podgrupie osobników szczęśliwych, zawsze jest z czegoś niezadowolonych. Wszyscy zgodzą się chyba, że w 90% są to przypadki powiązane z finansami. Wiecie, standardowy schemat: Nudna, nieciekawa praca, niskie zarobki, brak perspektyw na poprawienie własnej sytuacji materialnej. Każdy z nich chciał osiągnąć sukces, a prawie nikt go nie osiągnął. Z tego wynika, że osiągnięcie sukcesu jest domeną tylko nie licznych kosmitów, ludzi, którzy zostali do tego powołani, którzy urodzili się z "tym czymś". Bzdura kompletna!
Zawsze wychodziłem z założenia, że jeśli chcesz kogoś do czegoś przekonać, nigdy nie możesz go przekonywać. Z prostego powodu: ten ktoś pomyśli, że nie robisz nic innego ponad próbę narzucania mu własnego sposobu myślenia, który twoim zdaniem jest lepszy od jego. Jeśli chcesz kogoś do czegoś przekonać, musisz  najpierw wytłumaczyć mu, dlaczego ty uważasz tak a nie inaczej a potem uświadomić - najlepiej konkretnymi obrazami - że twój tok rozumowania już kiedyś się sprawdził, i sprawdza się nadal. Nie możesz przekonywać go do podjęcia decyzji, musisz pomóc mu w tym, aby on sam taką decyzję podjął. Dlaczego o tym mówię? Ponieważ niemalże na własnej skórze przekonałem się, że osiągnięcie sukcesu jest możliwe. Co prawda zawsze uważałem, że dojście do czegoś więcej niż tylko marny ośmiogodzinny etat czy spełnienie dziecięcych marzeń jest możliwe, jakiś czas temu jednak po raz pierwszy doświadczyłem tego osobiście. Otóż kumpel, z którym dzielę ten łez padół już od przedszkola, nie poszedł w moje ślady i nie podjął studiów. Dureń, pomyślicie. Skądże znowu. Geniusz wody najczystszej! Otóż zajął on się biznesem, który pozwolił mu na osiągnięcie takich miesięcznych zarobków, które ja osiągam w tym swoim call center w przeciągu co najmniej miesięcy trzech, zakładając że katuje tych biednych ludzi od poniedziałku do soboty po osiem godzin, robiąc odpowiednią ilość umów. A to dopiero początek! Jak chłopak przewiduje - a ja wiem, że mu się bez problemu uda - za kilka miesięcy osiągnie takie zarobki, że wyjedzie sobie do Meksyku i będzie egzystował obok słonecznej plaży, wynajmując dom z basenem, siłownią i innymi bajerami. W moim wieku koleś. No kurna, jak się nie da, jak się da! Powiecie, że on od dziecka musiał mieć jakieś wybitne predyspozycje? Otóż błąd. Razem rżnęliśmy w gałę pod blokiem, doprowadzając do białej gorączki sąsiadów, razem bywaliśmy na basenach, wycieczkach i nic zupełnie nie zapowiadało, że ten przeciętny ktoś może stać się kimś. Aż tu nagle się chłopak wycwanił, i zamiast przygotowywać do matury, cisnął w biznes. Co prawda egzamin zdał, ale nie jakoś wybitnie dobrze. Po prostu zdał. A potem już sobie mógł rozwijać swoje finanse! Nie wszyscy muszą w to rzecz jasna uwierzyć, ale - jak wyżej napomknąłem - przekonywać nikogo nie będę. Mam nadzieję, że chociaż odpowiednio wam całość zobrazowałem i kilka rzeczy uświadomiłem. 
Dobra tam jednak, porzućmy suszenie kolejnymi przykładami, których na tym świecie jest przecież mnóstwo, a wróćmy do meritum dzisiejszego posta, czyli moich rozterek na temat wkraczania w odmęty dorosłości ( strasznie samolubnie to zabrzmiało, nie uważacie? ). Ten tam wyżej mógł sobie właściwie budować swoje małe finansowe imperium, bo w odpowiednim momencie wpadł na konkretny pomysł, któremu poświęcił się w stu procentach. Dla mnie jest już chyba za późno. No bo na co niby wpaść w wieku 19 lat, kiedy już tylko studiować musisz, a studia to ważna rzecz przecież, najważniejsza właściwie. A jak chcesz studiować, to i robotę musisz jakąś podłapać, co byś przetrwać sensownie mógł. I tak to się kręci, brak czasu, perspektyw... Wy też uśmialiście się, czytając tamte zdania? Ja bawiłem się setnie. Otóż ( Hm... Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek użył w tekście aż tylu zwrotów "otóż". Nie wiem właściwie, czy dobrze to, czy źle też może? ) nieważne, czy mam lat 19, 40 czy 50 - zawsze mam możliwości. Właściciel KFC założył je dopiero po sześćdziesiątce, więc dyrdymałów mi tu nie wciskajcie. Możesz mieć nawet osiemdziesiątkę i zaistnieć na arenie międzynarodowej. Ta tancerka z ( nie pamiętam dokładnie, czy brytyjskiego, czy amerykańskiego ) Mam Talent, miała już chyba pod dziewięćdziesiątkę. 
Sweet. To wiemy już, że jako człowiek dziewiętnastoletni możliwości mam. Teraz tylko pojawia się pytanie, jak je wykorzystać? Logicznie rzecz biorąc, jeśli przykładów jest tysiące, to sposobów ich wykorzystania też jest tysiące. Z tymże w tym miejscu pojawia się pewien problem: Odpowiednie zagospodarowanie możliwości może odbyć się tylko za pomocą nabytych umiejętności. A co, jeśli - weźmy mnie na ten przykład - komuś tych umiejętności brak? Wtedy znowu powinniśmy się załamać, spuścić głowę i stwierdzić że do niczego nie dojdziemy. Ależ ja mam dzisiaj łeb do żartowania, ty! Jeśli nie masz umiejętności, to musisz je zdobyć, proste. Ty myślisz że Bill Gates od razu umiał składać komputery? Albo czy Titus od razu umiał grać na basie? Przecież on się zaczął uczyć dopiero w wieku dwudziestu kilku lat! Bo wiecie, na naukę nigdy nie jest za późno. Nie wiem, czy ktoś wam kiedyś o tym powiedział, ale chcąc osiągnąć jakikolwiek sukces w życiu, musisz na niego zapracować, a jednym z głównym czynników tej pracy jest właśnie nabywanie kolejnych umiejętności, które mogą przybliżyć cię do celu. Nie musi to być wcale nic wielkiego. Nawet głupie uświadomienie sobie, że uśmiech pozwoli ci jako handlowcowi sprzedać określony produkt większej grupie odbiorców, może zmniejszyć dystans dzielący cię od osiągnięcia sukcesu i sprawić że zostaniesz lepszym marketingowcem. Odpowiednie wyćwiczenie uśmiechu to też nabycie umiejętności!
Bomba! To teraz mamy już możliwości, umiejętności i nic nie stoi na przeszkodzie aby uczynić sobie to życie takim, jakim chcemy. Dlatego też... Nie, no kurde. Jak niby możemy to zrobić? Przecież nie mamy żadnego pomysłu! Pozwolę przemilczeć sobie to zdanie i nie skrajać apropos niego kolejnego żarciku. Jak, do cholery, nie masz pomysłu?! Ty, który przelizałeś setki dziewcząt na setki sposobów, zawsze miałeś wymówki na brak zadania domowego, wynajdywałeś najlepsze kryjówki w chowanego, w wieku piętnastu lat zbierałeś butelki i oddawałeś je do skupu, najszybciej spierdzielałeś przed sąsiadem któremu razem z kumplami podwędziliście jabłka z najwyższego drzewa w okolicy?! Nie mów mi więc proszę, że nie masz pomysłu. Bo osobiście przyjdę i palnę cię w ten durny łeb. 
Ale jazda! Umiejętności są, możliwości też, nawet pomysłów trochę. Czemu w takim razie dalej siedzę przed tym kompem i zamartwiam się na swoją marną egzystencją? Spójrzcie wyżej, przeczytajcie raz jeszcze, a zrozumiecie. Sukces nie przyjdzie z niczego. Trzeba na niego zapracować, pomagać mu, aby było mu łatwiej zagościć w twoim życiu. Dlatego też ja, siedzę i piszę, a to kolejne teksty na bloga, a to opowiadania, a to powieść. Mam pomysł, przez kilka lat pisania nabyłem trochę potrzebnych umiejętności, możliwości też mam nieograniczone. Zobaczymy, co mi z tego przyjdzie, ale nie mam zamiaru się poddać. Nie możesz się poddać, bo nigdy do niczego w życiu nie dojdziesz. Będziesz tak samo przeciętny jak reszta osób w twoim otoczeniu. Ja osobiście już zauważam plusy takiej postawy: Przeprowadziłem wywiady z Grzegorzem Kupczykiem czy Piotrem Brzychcym, mój prototyp ( bo tak to nazwać trzeba ) powieści ściągnęło ze strony wydaje.pl siedemset osób, a tenże blog zarobił niedawno na siebie swoją pierwszą dwucyfrową kwotę. Niewiele, ale przecież każdy tak zaczynał... Kończę więc, i wracam do powieści! Sukcesie, nadchodzę!

Macie jeszcze na koniec, jakby ktoś nie wiedział, kimże jest ten genialny człek nazwiskiem Mateusz Grzesiak. Naprawdę warto obejrzeć.




A tak z innej beczki: Freedom Call szóstego czerwca zagra w Polsce! I jak tu nie mówić, że życie jest piękne?




1 komentarz:

  1. Kocham Cię. Tak właśnie postanowiłam.
    .
    .
    .
    Hmn.
    A tak na poważnie, naprawdę świetny blog. Taki prawdziwy i życiowy, co jest teraz raczej rzadko spotykane. Pisz dalej, aby moje glany nadal tupały z radości.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Napisz, co o tym wszystkim sądzisz:) Zapisz się w tym szalonym blogu:)

P.S Zachęcam do reklamowania swoich blogów w komentarzach, ale w zamian za to oczekuję reklamy mojego bloga na waszych;) Zachęcam również do dodania bloga do obserwowanych, jeśli spodobały się wam te wypociny:) Z prawej strony pojawiła się także zakładka " Dodaj do " - możecie pomóc w promocji bloga dodając go do takich serwisów jak np. wykop.pl czy gwar.pl:) Również się nie obrażę:D