piątek, 14 listopada 2014

PCIS stjudent party

Nadaję do was w ten nieco chłodnawy, mglisty ( W każdym razie taki jest u mnie, nie wiem jak u was. Ostatnio skminiłem, że pojawiają się tutaj nawet ludziska z Australii czy Jamajki, więc pewnie co poniektórzy mają pewnie nieco lepsze widoki za oknem i większą chęć do zwleczenia członków z wyra. ) poranek z poziomu człowieka, którego zbuntowane receptory mózgowe przeszły w stan wegetatywny, odmawiając jednocześnie jakiejkolwiek konstruktywnej współpracy, nie licząc nieregularnych postukiwań w wewnętrzną część płatu czołowego. Skacowanego, znaczy się. Wiecie, dość częsty przypadek w życiu przeciętnego studenta. Nie żebym ja tam codziennie ubzdryngolony chodził, ale jednak raz na jakiś czas tego rodzaju poranki zdarzyć się muszą. Standardowy element młodocianej egzystencji.

Muszę wam rzec po szczerości, iż naprawdę nie mam zielonego pojęcia, w jaki sposób zabrać się dziś do złożenia tego tekstu. Czasami tak się zdarza, jak impreza była dobra. Człowiek próbuje wykrzesać z siebie ostatnie rezerwy zasobów weny, zmusić umysł do wzniesienia się na wyżyny swoich artystycznych umiejętności ( O ile takowe posiada... Ja tam zawsze twierdziłem, że mój nie posiada. Po prostu wali na pałę kolejne zdania, a potem powstają z tego teksty. Kurna, toż to ze mnie swoisty malwersant artystyczny jest, a nie artysta żaden... ), a tu puf, totalna pustka. Czarna dziura, rów mariański, kotliny Saturna, czeluści wszechświata... No, wiecie, o co się rozchodzi. Znak to ( kretyńskie przestawienie szyku wyrazów, jak tak się teraz zastanawiam ), że te wczorajsze party naprawdę było dobre.

Pod względem płynności, tudzież odpowiedniej kompozycji ( Cóż za bufoniasta gloryfikacja, nie uważacie? Pisząc "płynności: i "kompozycji" sugeruję jednocześnie, że do każdego tekstu podchodzę profesjonalnie, znam się na rzeczy i jestem obyty z panującą w środowisku terminologią. Otóż, nie znam się i niej jestem. ) ów tekst z pewnością nie będzie w dniu dzisiejszym wybitnie klarowny, postaram się wam jednak w miarę przystępnie wyłuszczyć, co mi leży na mojej skacowanej wątrobie. W dniu wczorajszym, wraz z paroma osobnikami, którzy podobnie jak ja postanowili zamknąć sobie drogę do kariery i  pracy, wybierając kierunek studiów o nazwie "publikowanie cyfrowe i sieciowe" walnęliśmy się na małe integrejszyn ( ach, ta angielszczyzna ) party. Wiecie, miało być piwko, przyjemny klimacik, rozmowy o życiu, ognisko, gitara i dziewczyna u boku ( dobra, z  tymi trzema ostatnimi to nieco przesadziłem. ). To się zawsze tak zaczyna. Każdy chce dobrze, każdy tylko kulturalnie a potem wychodzą prawdziwe dzikie zwierzęta z człowieka. Na szczęście z nas nie wyszły, co w zasadzie dobrze wpłynęło na ogólny kształt bibki. Wyobrażacie sobie, jakby dziesięciu ludzi wzięło się narąbało i nagle zaczęło ujawniać swoje pierwotne instynkty? Toż to istny Armageddon by był, albo jakiś Tajfun z najwyższym stopniem zagrożenia przynajmniej. W każdym razie spotkanko rozpoczęło się około godziny dwudziestej. Ominęły mnie wprawdzie pierwsze jego minuty, gdyż musiałem jeszcze wysłuchać narzekań paru nieżyczących sobie kontaktu ludzi na słuchawce, po pewnym czasie udało mi się jednak do ekipy dołączyć. Nie byli w aż tak złym stanie, jak myślałem. Wypili tylko jedno piwo. Miło, że postanowili na mnie zaczekać, zanim zaczną przelewać się te grubsze trunki. Całą watahą - a było nas, o ile mnie jeszcze moja lekko podpita pamięć nie myli, dziewięciu, w tym dwoje chłopa - ruszyliśmy na podbój wrocławskich miejscówek. Po dziesięciu minutach marszu ostatecznie zakotwiczyliśmy na jednym z głównych placów, gdzie młodzież do woli może oddawać się uciechom właściwym temu okresowi życia ludzkiego. Wybraliśmy dość przyjemny, klimatyczny klubik. No i, rzecz jasna, potem zaczęliśmy trochę pić. Pozytywnie zaskoczyła mnie jedna z dam, czarnowłosa taka, która po wychyleniu półtorej mniej więcej kufla piwka jak z armaty wystrzeliła z propozycją kolejki. No dobra, czemu nie, skoro już tak nalegasz... Pięć minut później okazało się, iż barmanki postanowiły przeprowadzić akcję wdrażania w środowisko studenckie nowej jakości wieloowocowych alkoholi, wskutek czego załapaliśmy się na kolejną darmową kolejkę. Czyż życie nie jest piękne? Po wlaniu w siebie odpowiedniej ilości potrzebnych do osiągnięcia przyjemnego stanu napojów dziewczyny zaproponowały, że pójdziemy pobansować się na parkiecie. No, i to jest właśnie moment, w którym z człowieka wychodzi zwierzę, aczkolwiek nie stanowi to zagrożenia dla otoczenia, a nawet jawi się jako pewnego rodzaju naturalność. Ja, z racji tego iż lubię czasami sobie pozwierzakować ( hm, twierdzą, że nie ma takiego słowa. Już ja się oto postaram, żeby znalazło się w najnowszym wydaniu słownika języka polskiego. ), wydobyłem z siebie swoją dziką naturę i ruszyłem na parkiet. Co prawda nie wyglądało to może w tak spektakularny sposób, jak zasugerowałem wyżej, niemniej jednak ogólny obraz mojej osoby w oczach współkierunkowiczów ( nie, no znowu nie ma takiego wyrazu?! Kto odpowiada za kształt języka w tym kraju?! ) mógł zostać nieco zmieniony, a momentami nawet i przewrócony o 720 stopni ( wiecie, chciałem być oryginalny, te 360 jest takie oklepane dosyć. ). Liczę tylko, iż po tym wszystkim będę mógł wrócić na zajęcia bez konieczności zakładania papierowej torby na głowę. 
No, i rzecz ogólnie w takich klimatach się działa. Mógłbym jeszcze parę słów skrobnąć, pojechać jakimiś humorzastymi tekściorami, ale naprawdę, moja wena dzisiaj grzecznie odpoczywa sobie w łóżeczku i nie chyba zamiaru wstać. Czeka na dogodny moment, żeby eksplodować. 

Na sam koniec tych krótkich dzisiejszych rozważań chciałbym złożyć wyrazy głębokiego współczucia dwóm osobnikom ( w tym jednym ode mnie z kierunku właśnie ), którzy niestety źle obliczyli czas powrotu do swojego akademika, wskutek czego musieli czekać przed nim czterdzieści pięć minut, aż go otworzą. A zimno wczoraj było, zimno...

P.S. Za jakieś dwa - trzy dni na blogu pojawi się prawdziwa petarda. Wyczekujcie więc, bo znacie dnia ani godziny...

Macie jeszcze tak na ten poranek, dla wszystkich tych, których dopadł stan podobny do mojego. 







2 komentarze:

  1. Tekst całkiem przyjemny, ale dlaczego te nawiasy tak wyglądają?! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. REKLAMA
    inna-black.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Napisz, co o tym wszystkim sądzisz:) Zapisz się w tym szalonym blogu:)

P.S Zachęcam do reklamowania swoich blogów w komentarzach, ale w zamian za to oczekuję reklamy mojego bloga na waszych;) Zachęcam również do dodania bloga do obserwowanych, jeśli spodobały się wam te wypociny:) Z prawej strony pojawiła się także zakładka " Dodaj do " - możecie pomóc w promocji bloga dodając go do takich serwisów jak np. wykop.pl czy gwar.pl:) Również się nie obrażę:D