Najsampierw trza by przeprosić za wyjątkowo długą nieobecność. Nie ma co się usprawiedliwiać jakimiś durnymi tekstami, po prostu nie pisałem i tyle. Ogólnie rzecz biorąc jednak stwierdziłem, że długo tak nie pociągnę. Po prostu pewne rzeczy z człowieka wyleźć muszą, a taki blog jest z na to najlepszym sposobem. Tym bardziej że sporo się tych rzeczy w mojej głowie ostatnio narodziło... Zarówno takich, które wynikły z moich osobistych przemyśleń, jak i takich, których kompletnie nie zamierzałem doświadczyć. Weźmy na ten przykład dzień dzisiejszy. Przychodzę sobie jak gdyby nigdy nic do kasy na naszym PKS, a tam kartka z napisem "Czynne w czterech ostatnich i dwóch pierwszych dniach miesiąca". Czyli że nie zdążyłem kupić biletu miesięcznego, znaczy się. :Laikom nie dojeżdżającym nigdy do żadnej szkoły oświadczam, że brak tego papierka skutkuje koniecznością kupowania codziennie biletów normalnych, co w konsekwencji da kwotę co najmniej dwa razy wyższą, niż jakbym nabył ten cholerny miesięczny. A wiadomo przecież, że na świecie kryzys. Trzeba będzie chyba zapieprzać rowerem, psia mać za przeproszeniem.
No, ale pomińmy moje dzisiejsze osobiste żale (aktualnie czwartek ), bo mam ogromną ochotę ten dzień zakończyć. Jak najprędzej. Chętnie za to trochę opowiem, co się działo, jak nie pisałem... A działo się sporo. Nie wszystko opiszę, bo nie ma rzecz jasna takiej potrzeby, ale postaram się wybrać co ciekawsze kawałki.
Ot, weźmy na przykład ostatni tydzień. Stwierdziłem, że rzucam karierę epistolograficzną. Kiedy ją w ogóle zacząłem? A no, właśnie gdzieś tydzień temu... Niestety, moje wypociny w tej formie zostały odebrane cokolwiek źle i nie spotkały się z uznaniem osoby do której były adresowane. Niektórzy to nie potrafią docenić ogromu pracy człowieka...
Dobra, nie brnijmy dalej w temat, bo zaraz zacznę znowu wybuchnę potokiem łzawych słów odzwierciedlających moje uczucia ( no serio, lepiej nie pytać ) i się zacznie. To może coś z przyjemniejszych tematów... O, właśnie. W poniedziałek zdałem prawko. Czad, nie? Fakt, iż dopiero za trzecim razem usłyszałem od egzaminatora "no, to dzisiaj pozytywny" nie jest może powodem do płaczu, wszak to dzisiaj norma, ogólnie rzecz biorąc jednak lepiej wygląda, jak mówię że tylko zdałem. No, to teraz czekamy dwa tygodnie na plastik, podprowadzamy ojcu auto, zapuszczamy w odtwarzaczu "Crazy" Aerosmith i walimy przed siebie!
Ogólnie rzecz biorąc, zacząłem pisać tego posta w czwartek, ale później zrąbał mi się net i musiałem jego dokończenie porzucić aż do dziś, czyli niedzieli. Niby trzy dni, ale już zdążyło się wydarzyć coś, co wybitnie wymaga tutaj skrupulatnego opisania... Pozwólcie więc, że rozważania na temat tego co się działo przez ostatni porzucę. Póki co.
Tak więc ( polonistka mi ostatnio powiedziała, żebym na maturze ustnej nie zaczynał prezentacji od "a więc" lub "tak więc"; Dobrze, że do maja jeszcze daleko, może zdążę się oduczyć ) cała rzecz wydarzyła się w piątek. Z braku lepszego pomysłu na spędzenie wieczoru ( propozycja piwa pojawiła się już po tym, jak zapłaciłem za autobus ) wybrałem się z paroma koleżankami, moją siostrą i jednym kolegą na "Rio w Opolu". Nie, to nie jest związane z nadchodzący mistrzostwami świata w piłce nożnej. W tym samym mieście bowiem, w minione wakacje odbyły się Światowe Dni Młodzieży, no i księża postanowili przenieść po trochu formułę tamtego spotkania do Polski. No cóż... Odrzuciłem myśl o tym, że był piątkowy wieczór i zakodowałem sobie we łbie że skoro kasę zapłaciłem, to i bawić się będę dobrze. Początek zapowiadał się obiecująco, trzeba przyznać. Z naszego miasteczka było nas siedmioro plus siostra zakonna, jak dobrze liczę. Bo ogólnie autobus wynajęli ludziska z miasta sąsiedniego. My mieliśmy ten komfort, że wsiadaliśmy pierwsi, a więc rzecz jasna zajęliśmy tyły. Było ok, dopóki nie dojechaliśmy do tego drugiego miasteczka... Nie dość, że większość tamtejszej "ekipy" to była po prostu regularna dzieciarnia ( że niby ja też w tym wieku byłem? Na pewno nie tak rozbrykany, rozpuszczony i dzikusowaty < nie, nie dziki, dzikusowaty > ), to jeszcze opiekowały się nimi osoby, którym w dzieciństwie nie dane było chyba nauczyć się podstawowych zasad kultury. No właśnie... Gadamy sobie spokojnie na tyłach autobusu, a tu wchodzi jakaś baba z taki ryjem jakby co najmniej kilo koki rurką po papierze toaletowym właśnie wciągnęła i każe mojej siostrze i jej koleżance wypierdzielać z miejsc, bo ona musi tam siedzieć. Ludzie, co to za zwyczaje?! Rozumiem, jakby tu Jimmy Hendrix wchodził, ale ta baba to chyba nawet na własnym osiedlu nie była znana, bo nikt nie chciałby jej poznawać. A najlepsze, że ona jeszcze jest katechetką. Po AWF. Nadążacie? Ja też nie. W każdym razie nie mogłem pozostawić jej głośnego ryja bez równie głośnej odpowiedzi i jej wygarnąłem. Nie będzie mi tu wchodzić i ludzi z miejsc wywalać! Myślałem, że załatwiłem sprawę, ale nie! Jeszcze miała czelność do mnie pyskować! Po kolejnej mojej odpowiedzi wkurzyła się i pojechała mi już konkretynmi argumentami. "Będziesz mógł ze mną dyskutować, jak skończysz osiemnaście lat!". A to dobre. Skończyłem, szanowna pani! Na moment ją zatkało, ale zaraz walnęła jakże genialną ripostę: "To przyjdź, jak skończysz studia adwokackie!". I tacy ludzie kończą studia? Kto ją tam w ogóle wpuścił? Powinni chyba sprawdzić wpierw papiery, czy czegoś tam nie ma. Koniec końców dziewczyny musiały się usunąć, a katechetko - wuefistka i tak na tym miejscu nie usiadła, tylko posiadła swoich. A jakże. Postanowiliśmy się jednak nie denerwować i jakoś dojechać do tego Opola... Choć z początku jeszcze jej pociskałem, że nikt mnie tak bezczelnie w życiu nie potraktował i że to skandal, który trzeba opisać na blogu ( co właśnie czynię ). Ogólnie cały event na szczęście przesiedziała daleko od nas, więc nie było źle. Tylko jeszcze powrót musieliśmy z nią przecierpieć... Żal mi był kolesia, którego opierdzieliła za to że że chciał coś pokazać na telefonie koleżance z sąsiedniego fotela i blaskiem urządzenia oślepił katechetkę. Zaczęła pierdzielić, że ten telefon zaraz za okno mu wywali. Rzucić taką groźbę w autobusie bez rozsuwanych okien to może tylko iście szatański umysł. Jak dojechaliśmy z powrotem i przewodniczka ( czy kto to tam był ) rzuciła: "Brawa dla pani katechetki" to, rzecz oczywista, nikt od nas nie pofatygował się nawet żeby podnieść którąkolwiek z kończyn.
Dobra, panie i panowie, na dzisiaj już niestety kończę... Daje wam gwarancję, że będę pisał częściej! I tak się szkoła zaczęła i nie ma co robić porankami...
P.S. Zastanawiam się, czy jak ta kobieta to przeczyta, to pozwie mnie do sądu... Choć właściwie nazwiska nie podałem, bo i też go nie znam... A, walić to. To już chyba nie komuna, żeby ludzi za pisanie prawdy zamykać, co?
Powiedz mi tylko co masz takiego do środowiska, a konkretnie kultury Hip-Hopu ? Zauważ że w przeciwieństwie do innych gatunków muzycznych, to hip-hop najbardziej pomaga wielu ludziom w życiu, nakierowywuje ich na właściwą ścieżkę, właściwą drogę. Hip-hop spośród wszystkich rodzajów muzyki niesie największy PRZEKAZ, to jest najważniejsze, nie jest bezsenownym techno, które polega na jak najszybszym tempie i basach, nie jest jak disco-polo z durnymi tekstami, nie jest jak rock czy metal z którego poza brzmieniem nie wychodzi raczej żadna większa treść, nie jest popem, którego w radiu słuchamy każdego dnia tzn. "Kochałam go, a on mnie zostawił..." i inne tego typu bzdury. Hip-hop to teksty o życiu, o ludzkich problemach, ma pomagać ludziom, a kojarzenie Hip-hopu z paroma ludźmi w kapturach siedzących przy bloku, popijając piwko i rzucając różne hasła jest błędne, Hip-hop to nie ludzie w kapturach, Hip-hop to nie jakaś patologia, Hip-hop pomaga wielu ludziom i liczy się w nim przekaz, a to że najczęściej słuchany teraz przez młodzież, która psuje jego wizerunek jest złe. Ty i tak masz za pewne swoje poglądy których nie zmienisz, ale mam nadzieję że chociaż częściowo Ci coś uświadomiłem, a stawienia Hip-hopu na tej samej pułce co techno jest złe, dzięki.
OdpowiedzUsuńUogólniasz i wykazujesz się taką samą ignorancją, jaką zarzucasz autorowi bloga. Rock i metal to nie tylko teksty o rozrywce (imprezy, seks, używki, itp.) i szatanie. Jest mnóstwo tekstów niosących znacznie głębszy przekaz - myślę, że co najmniej połowa utworów z tych gatunków zalicza się do tej grupy. Właściwie nie ma chyba tematu, który nie zostałby poruszony w kilku/kilkudziesięciu/kilkuset utworach rockowych/metalowych. Jedne są lżejsze, inne ciężkie, ogólnie rzecz biorą zróżnicowanie jest ogromne. Zresztą i w hip hopie przekaz jest różny, czasem nakłaniający do agresji (zwłaszcza przeciwko policji, czego efektem była śmierć przynajmniej jednego policjanta w Polsce, na świecie pewnie więcej), zdarzają się też banalne teksty miłosne (wielki hit Jeden 8 L sprzed kilku lat) czy prymitywne.
UsuńWłaśnie o tym miałem mniej więcej napisać... Dzięki, żeś mnie wyręczył :) Poza tym nigdy nie mówiłem, że uważam hip - hop za gorszy gatunek... Jeśli już, to banalniejszy, bo nikt mi nie wmówi że granie na gitarze jest trudniejsze niż robienie jakiegoś bitu... Przecież to można zrobić w pięć minut w prostym programie komputerowym. A, i twoim zdaniem ( panie anonimowy ) hip - hop to jedyna muzyka która w tak dosadny sposób niesie ze sobą jakieś konkretne wartości, tak? Oświadczam ci więc, że jest jeszcze ( chociażby ) coś takiego jak polski punk. Rozwydrzona gawiedź szalała przy tym, zanim nastał hip - hop. Posłuchaj sobie KSU czy Analogsów. A, i mówisz że hip - hop traktuje o życiu i o miłości... No właśnie. O niczym więcej. A metal podejmuje nie tylko te tematy, ale również sprawy wojen, religii, kryzysów, terroryzmu, przyszłości, władzy i wielu, wielu innych poważnych rzeczy.
UsuńOgólnie do hip - hopu nic nie mam, nawet słuchałem paru czarnych kawałków ( bo polski hip - hop delikatnie mówiąc nie stoi na najwyższym poziomie )... Dopóki ktoś nie zaczyna pisać tak jak ty. ( to wszystko do pana anonimowego, rzecz jasna :) )
Za każdym razem gdy ktoś mnie męczy hip hopem to nie widzę w nim żadnego przekazu... Może akurat te "głębsze" utwory gdzieś się pochowały. Ale według mnie nic tak w życiu nie pomaga jak punk. ;) Taki Plagiat199 nieraz ratował moją psychikę. Albo Ciemna Strona Pomidora. A KSU i Analogsów też uwielbiam. Chociaż Analogsi przez teksty czasami wydają się zbyt brutalni.
UsuńTak w ogóle, to po przeczytaniu tego tekstu na takim tle umierają mi oczy. :c
Do szanownego anonimka:
UsuńMi pomógł metal i rock,nie potrzebowałam hip-hopu.Myślenie w sposób ''hip hop jest the best a reszta nie'' ,nie ukazuje Cie z pozytywnej strony,a wręcz przeciwnie.Jeżeli sądzisz,że w metalu nie ma mądrych tekstów to to tylko ukazuje Twoją niewiedzę, jest on bardzo rozwiniętym gatunkiem,więc nie można oceniać go tak ogólnie.
Słucham metalu i rocka,ale często szperam wśród innych gatunków,więc widzę co sobą reprezentują.
Zabawne.. Całkiem. I tacy ludzie są, ale nie należy się nimi przejmować. Ja na codzień spotykam wielu gburów( ktorych nigdy nie moge ogarnać) i nie zwracam na to uwagi. Test z cierpliwości ;)
OdpowiedzUsuńCoolturalny-tygodnik.blogspot.com U mnie muzycznie o Gansach kochanych!
Hymmm... ciekawe, czy ta pani WDŻ też uczy?
OdpowiedzUsuńNie może Cię pozwać, bo nie podałeś nazwiska, ani z jakiej szkoły, ani z jakiego miasta. Zawsze możesz twierdzić, że to fikcja, a jak ktoś rozpoznał siebie, tym gorzej dla niego.
Co to za dziwni ludzie, którzy nie lubią listów dostawać? Dobrze, że Marysieńka Sobieska lubiła. I Delfina Potocka też.
Co do dyskusji powyżej, to stara łacińska maksyma głosi: De gestibus non disputandum" Słuchajcie czego chcecie i dajcie słuchać innym tego, czego chcą. Choćby tego: http://www.youtube.com/watch?v=9E67pLnpRVY
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń