poniedziałek, 24 marca 2014

Szkolne problemy natury maturalnej

Długo żem coś się nie odzywał, nie? Ale jakbyście byli na moim miejscu, to jest sfrustrowanego, wpędzonego w depresję mizernymi wynikami wszelakich ( często dziwnych i niezrozumiałych ) egzaminów licealnych przed maturą ( Taa, przygotować nas mają. Wykończyć chyba! ), to też byście nie pisali. No ja wam mówię, większe z tą maturą świrowanie niż z połową wprowadzonych w Polsce podatków ( Wiem, mi też to porównanie wydaje się cokolwiek bezsensu, ale nie mam czasu błyskotliwie wpadać na inne ). Ja rozumiem, że chcą z nas zrobić ludzi, porządnie wyedukować, wychować i w ogóle stworzyć gotowych do życia w dorosłym, demokratycznym (tfu!) społeczeństwie obywateli. Nie sądzę jednak, aby matura z matematyka pisana jako ostatni sprawdzian może mi pomóc stać się takowym człowiekiem ( Dla tych, którzy nigdy nie zetknęli się z ewidentnym, bijącym po oczach i uszach geniuszem systemu oceniania w mojej szkole: Każdy trymestr < w ostatniej klasie semestr > przeliczany jest na 100 punktów. I tak np. ze wspomnianej matmy mamy dwa sprawdziany na 30 pkt, cztery kartkówki po 5 pkt < razem 20 >, odp. na 5, zadanie na 10 i... coś tam na jeszcze na 5, co w sumie daje 100. Tak wiem, chociaż z matmy ten system powinien być logiczny, a nie jest ), tym bardziej jeśli weźmiemy pod uwagę wyniki z ostatnie matury próbnej, które przyprawiły dyrektora jeśli nie o atak, to przynajmniej o porządne palpitacje serca. 
Wkurza również sam fakt, iż trzeba tę szkołę zdać. Niby tak wszystko jest ok, ale jak spojrzymy na całość sprawy, stajemy przed nie lada paradoksem. Otóż muszę zdać tę szkołę, aby móc napisać maturę. A teraz użyj swojego poetyckiego, metaforycznego zmysłu i przeczytaj: Najpierw muszę się nauczyć na to, co akurat jest z przedmiotu, żeby go zdać, a dopiero później mogę się zacząć uczyć na maturę. Mówią, że trza to wszystko pogodzić i zsyntetyzować ( bynajmniej nie chodzi tu o pojęcie z zakresu chemii ) oba toki wkuwania. Nie wzięli tylko pod uwagę, że maturę pisze się od początku podstawy programowej! Spójrzmy na ten przykład na historię. Jak ktoś mi powie, w jaki sposób uczyć się równocześnie ze starożytności i dwudziestego wieku, to jestem skłonny dać mu piwo. Że niby ja tę starożytność w małym palcu powinienem mieć? Ale przypomnieć sobie muszę, nie? O matmie nie wspominam, choć o tyle dobrze, że przez ostatnie dni przysiedliśmy do testów maturalnych, a nie nowych tematów. Szczerze wam więc powiem, że bardziej się obawiam, iż mnie do tej matury w ogóle nie dopuszczą niż tego, że jej nie zdam. Jak mnie dopuszczą, to będzie lajt, trzydzieści procent to pic na wodę przecież. Chyba. 
Wyobrażam sobie teraz pełne politowania ( albo nawet i niedowierzania ) wyrazy twarzy co poniektórych czytających to ludzi. Z pewnością oburza was lekkość, z jaką podchodzę do tego "egzaminu dojrzałości", z jaką ignorancją i wręcz obcesową arogancją ( brawo dla tych, którzy od razu wychwycili pleonazm ) odnoszę się do "jednego z najważniejszych testów mojego marnego życia". Cóż... Wystarczy, że mnie nie oburza, podobnie jak nie oburzała Steva Jobsa, Billa Gatesa czy Stephena Kinga ( to matka kazała mu iść do college'u, a on po prostu nie chciał jej zawieść ). Powiedzcie mi teraz: Skoro im żadne studia do osiągnięcia spektakularnego sukcesu nie były potrzebne, to czemu mają być potrzebne mi? Heh, i znowu te oburzone i prześmiewcze głosy... Że polska to kraj bez tego typu możliwości, że tu w ogóle pracę ciężko dostać, nie mówiąc już o osiągnięciu jakiegoś sukcesu. Powiedzcie to chociażby panu Zbigniewowi Hołdysowi, Andrzejowi Stasiukowi, Gunterowi Grassowi ( To zwykły kamieniarz! ) czy Stefanowi Banachowi ( Ten ostatni to w ogóle ciekawy przypadek. Nie ukończywszy studiów, za swoją pracę w dziedzinie matematyki otrzymał stopień doktora! ) .
Jednakże moim najulubieńszym z najulubieńszych przykładów jest jeden z najbardziej znanych wynalazców w historii, Thomas Alva Edison. Otóż w wieku siedmiu lat ( sic! ) usłyszał on od swojego nauczyciela, że jest tępym nieukiem który nigdy w życiu do niczego nie dojdzie i został z miejsca wywalony ze szkoły. A później wynalazł sobie te ( około ) 1000 gadżetów... I jak tu wierzyć w te wszystkie dyrdymały, które od lat wpajają nam nauczyciele? Ucz się, bo do niczego nie dojdziesz! Ależ dojdę, nauczyciele, dojdę, i to na sam koniec tęczy.
Podsumowując dzisiejsze - krótkie w zasadzie - rozważania, pozwólcie, że posłużę się znanym wszem i wobec numerem (nie)sławnej kapeli Farben Lehre, w którym to pada jakże trafny zwrot: "Nie matura, a chęć szczera, zrobi z ciebie oficera"



P.S. Freedom Call w końcu, do jasnej cholery, nagrali od początku do końca równy album, bez jakichś gównianych wtrętów typ "Rockin' Radio". Warto sprawdzić, w Czechach płyta zaszła wyżej niż One Direction i Katy Perry. 


2 komentarze:

  1. Znam ten ból,miałam dokładnie tak samo 2 lata temu ;)
    Co zdajesz na maturze?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiele dziwności, których wyboru sam nie do końca rozumiem. WOS ( rozszerzenie ) i historia ( podstawa ) - względnie normalnie jeszcze, ale jaki czort podkusił mnie do wzięcia filozofii i historii muzyki nie mam pojęcia. No i polski rozszerzony, gdzie trafić w klucz to jak w totka wygrać. :)

      Usuń

Napisz, co o tym wszystkim sądzisz:) Zapisz się w tym szalonym blogu:)

P.S Zachęcam do reklamowania swoich blogów w komentarzach, ale w zamian za to oczekuję reklamy mojego bloga na waszych;) Zachęcam również do dodania bloga do obserwowanych, jeśli spodobały się wam te wypociny:) Z prawej strony pojawiła się także zakładka " Dodaj do " - możecie pomóc w promocji bloga dodając go do takich serwisów jak np. wykop.pl czy gwar.pl:) Również się nie obrażę:D