środa, 20 marca 2013

Jak zostałem perkusistą (prawie) zawodowym.

Tak, tak panie i panowie... "Młody metalowiec" ( Szczerze wam powiem, że już od dawna nie lubię tego określenia, ale używam bo wciąż ma szerokie walory komercyjne ) dołączył do swojej pierwszej w życiu kapeli. Albo zespołu, to w tym przypadku dużo trafniejsze określenie ( tak wiem panie Miodek nie zaczyna się zdania od "albo"). Zostałem - tu się pochwalę swoją angielszczyzną - drummerem! No, w końcu te sześć lat szkoły muzycznej na tym zacnym instrumencie na coś się przydało.

Zaczęło się jak zwykle w tego typu sprawach... Czyli zupełnie niewinnie. Jakiś czas temu na PKS poznałem pewną dziewczynę, koleżankę mojej kumpeli. Nicola się nazywała ( po raz kolejny - bez nazwisk, choć w tym wypadku to akurat chybaby nie było zbytnim przestępstwem ). Całkiem miła nawet, no niech będzie że ją pochwalę. Pogadaliśmy, pośmialiśmy się chwilę i potem dosyć długo się nie widzieliśmy ( Tak, też uważam że ta historia wyjątkowa nudno się zaczyna. Nie wiem, czy to efekt wyczerpania po całym dniu czy może utraciłem dziś wenę? )... No, ale po jakimś czasie dostałem informację, że szuka perkusisty do zespołu i, znając ten muzyczny epizod mojego życia, zapytała mnie czy bym nie chciał z nimi pograć. Pewnie, żebym chciał! Dobrze będzie wpisać w CV, że w pierwszym bandzie grało się już w wieku 17 ( no dobra, prawie 18 ) lat. Liczyliście na jakąś zapierającą dech w piersiach opowieść, jak to wykminili moje filmiki na yt, zadzwonili do mnie z opcją podpisania lukratywnego kontraktu i zaoferowali mi swoje bębny, cobym se mógł poćwiczyć? Też bym chciał o czymś takim napisać, ale tak jak mówię - zaczęło się to wszystko nadzwyczaj zwyczajnie ( ukłony dla profesora Miodka raz jeszcze ). Co wcale nie znaczy, że źle!

Głupio bym jednak zrobił, jeśli pojechałbym na tę próbę nie znając muzyki jakiej grają. Wypytałem więc skrzętnie Nicolę o wszystkie szczegóły... I na początek trochę się skonsternowałem. Okazało się bowiem, że grają rocka, ale chrześcijańskiego! W dodatku nie ma z tego żadnych wpływów. Otworzyłem swojego bloga, szybko przeanalizowałem swoje posty - a więc i moje wszystkie myśli i przekonania - i doszedłem do wniosku, że według mojej filozofii gra w takim zespole wcale nie uwłacza mojej godności, a nawet ją podbudowuje! At first, muzyk gra z serca i z pasji, a nie dla pieniędzy. Naczelna zasada, którą zawsze wyznawałem, wyznaję, i wyznawać będę. Secondly, chrześcijański rock to genialna odskocznia od trudów codzienności... Może pojadę teraz po przekonaniach większości zaglądających tu rockmanów czy metalowców, ale dla mnie możliwość uwielbienia Jezusa w taki sposób jest rzeczą wręcz mistrzowską! Humor poprawia jak nic innego ( Oprócz: większości utworów Freedom Call, Disneyowskich komiksów z Kaczorem Donaldem, Sknerusem, siostrzeńcami i innymi kaczkami w roli głównej, niektórych bajek z dzieciństwa oraz książek Zbigniewa Nienackiego i Edmunda Niziurskiego < Kto nie czytał "Księgi Urwisów", powinien jak najszybciej nadrobić ten poważny brak z młodości >  )! Dobra, rzecz jasna nie wytrzymałbym tak nawalać ciągle, ale od czasu do czasu takie coś jest potrzebne. Ok, skoro określiliśmy na jaką kapelę się porwałem, przejdźmy do samego składu i pierwszej próby.

Miejscowość, w której miał się zebrać skład, jest oddalona od mojej wiochy o kilkanaście kilometrów. Początek próby zaplanowano na 19:30 ( mówimy cały czas o wczoraj, tak w gwoli jasności ). Dojechałem więc z tatą na tamtejszy rynek, gdzie miała na mnie czekać Nicola ( Nie, nie serio moja wena dzisiaj postanowiła chyba wyjść na piwo. Nawet ja, kiedy to czytam czuję się znudzony. Ale jak zacząłem, to już skończę no ). Dobra, tata pojechał z powrotem a ja z koleżanką udaliśmy się do tej sali. Po drodze dowiedziałem się od niej o bardzo istotnym fakcie... Otóż powiedziała mi, że śpiewa w chórku. Szybka kalkulacja: Dziewczyna, chórek... Ha, czyli tam też będą inne dziewczyny! No, no od razu zapał do grania wzrasta. 
Gdy przybyliśmy na miejsce, ten mój zapał aż gwizdnął z podziwu ( zastanawiam się, czy to aby nie nazbyt obcesowe? ). Okazało się, że tam w chórku nie było zwykłych dziewczyn.... Tam były piękne dziewczyny! Panowie, w takim towarzystwie to ja bym i disco polo chętnie zagrał. Wspomniana już Nicola, Manuela, Agata, Karolina, Iza, Agnieszka i rodzynek w cieście - czy może wisienka na torcie - Kasia. Nie dość że świetnie śpiewa ( jak wszystkie z resztą ), to i na skrzypcach jeszcze pięknie gra! Normalnie cud, miód i orzeszki ( Mogłem coś chyba pokręcić z tymi imionami, za co z góry przepraszam - jestem tylko pewny że Kasia jest dobrze :p ). Oprócz pięknych wokalistek w składzie byli też Boguś - basista, całkiem równy gość ( przepraszam, pan; Mieliśmy my wszyscy chyba być na ty, ale szacunek dla starszych też trza mieć ) oraz (pan) Mariusz - gitarzysta, podobnie jak i Boguś pełen życia facet. Aha, i jedna z wokalistek była jakoś w wieku Bogusia czy Mariusza. Co wcale rzecz jasna nie znaczy, że ustępowała reszcie dziewczyn. Miła pani całkiem.
Po zwyczajowych uśmiechach, powitaniach ( cześć, kasia jestem - cześć, paweł, cześć, manuela - paweł itd. ), zaczęliśmy wyciągać z aut sprzęt. Rozłożenie się zajęło kilkanaście minut. Tak na marginesie, to całkiem przyjemną salę tam mają. Dobrze, że im w tak małej miejscowości w ogóle pozwalają na takie granie.

Po krótkiej rozgrzewce zostałem zapoznany z częścią granych przez zespół utworów. Wiadomo, na początku trza się było trochę osłuchać, wczuć, ale potem już jakoś poszło. Naprawdę, chciałbym to opisać w swoim zwyczajowym stylu, posługując się metaforami, parafrazami i dziwnym humorem ale mój umysł odmawia dziś ze mną jakiejkolwiek współpracy. Generalnie wszystko sprowadza się do tego, iż ta próba to było genialne wręcz przeżycie. Świetna atmosfera, mili ludzie, pełen luz po prostu. Utworki niczego sobie, tak ( jak już wspomniałem ) na poprawę humorku. Rockowa energia i chrześcijański feeling to całkiem niezłe połączenie, wbrew pozorom.

Nie, ja już dzisiaj naprawdę dzisiaj wysiadam.... Serio. Gdyby było inaczej, to w pierwszym zdaniu tego akapitu nie napisałbym dwa razy słowa "dzisiaj". 

Liczcie więc na to, że kolejny opis mojej przygody z zespołem - Belle Co tak apropo się nazywa - napiszę z duszy, bo przecież jest ona odbiciem absolutu ( tak, Młodą Polskę właśnie przerabiamy w szkole ). Tymczasem pozdrawiam cali zespolik: Basistę, piękne wokalistki, gitarzystę, piękne wokalistki, klawiszowca którego akurat nie było no i nie mogę rzecz jasna zapomnieć o pięknych wokalistkach ( dobra, powieliłem patent, przyznaję ). Jeśli będą na tyle łaskawi i nie wywalą mnie ze swoich szeregów, to myślę że za jakiś czas możecie nas wypatrywać na koncercie ( - tach? )... A wtedy opis w stylu pana Krzywińskiego gwarantowany :)

2 komentarze:

  1. Takiej prowokacji już dawno nie czytałam, gratuluję z mojego czystego, chrześcijańskiego serduszka! Dzięki za rozrywkę, pisz więcej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahaha, życzę powodzenia!! I weno proszę cię wracaj!!!

    OdpowiedzUsuń

Napisz, co o tym wszystkim sądzisz:) Zapisz się w tym szalonym blogu:)

P.S Zachęcam do reklamowania swoich blogów w komentarzach, ale w zamian za to oczekuję reklamy mojego bloga na waszych;) Zachęcam również do dodania bloga do obserwowanych, jeśli spodobały się wam te wypociny:) Z prawej strony pojawiła się także zakładka " Dodaj do " - możecie pomóc w promocji bloga dodając go do takich serwisów jak np. wykop.pl czy gwar.pl:) Również się nie obrażę:D