środa, 21 maja 2014

Belle Co - Back on Tour

Tak jest, panie, panowie i Conchito Wurst, w wielu kręgach ( co wielokrotnie było już przeze mnie podkreślane ) legendarny chrześcijański band Belle Co, konsekwentnie budujący swoją markę w kraju i stanowiący coraz większą konkurencję dla takich tuzów religijnego grania jak TGD czy New Life M znowu wziął się za intensywną promocję koncertową. Taki stan rzeczy sugerować może, iż popularność kapeli wzrasta z miesiąca na miesiąc, a nawet z sekundy na sekundę. Bo myśmy tak na dobrą sprawę nie planowali aż tylu koncertów ( chyba ). My nie jesteśmy tego rodzaju ludźmi, że wpychamy się na każde rekolekcje, przesłuchania, festiwale czy czuwania, choćby to miało być czuwanie dla seniorów 90+. Jakoś tak nam się dzieje, że to inni dzwonią, pytają, szukają, a w konsekwencji i zapraszają, abyśmy uświetniali swoją niewątpliwie interesującą prezencją wizerunkową i nieszablonowym podejściem do chrześcijańskich dźwięków wszelakie imprezy o charakterze religijno - kulturalnym. Reakcje publiki na koncertach jak dotąd były ze wszach miar pozytywne. Nikt nas nie wygwizdał, nie rzucił żadnym pomidorem ani nawet taktownie ( lub ostentacyjnie ) nie wstał i nie wyszedł. Co prawda fakt, iż imprezy z gatunku tych religijniejszych mają to do siebie, że ludzie tam egzystujący zazwyczaj odebrali dosyć kulturalne wychowanie i wszczynanie jakichkolwiek aktów protestu uważają za nie na miejscu wypaczyć może nieco takie pozytywne postrzeganie naszych koncertowych wojaży, niemniej jednak warto wierzyć, że te pozytywy są. To zawsze daje kopa do działania. 
Coby nie być gołosłownym, walnę ( że tak powiem ) w tym miejscu przykład z zeszłej niedzieli. Otóż zaproszeni zostaliśmy na "Festiwal piosenki wartościowej" odbywający się we wsi Szymiszów na Opolszczyźnie, w powiecie Strzeleckim ( a niech się wypromują. Sołtys się ucieszy pewnie. ). Tak jest, na ten sam festiwal, o którym rok temu w tak rozanielony sposób się rozpisywałem. Tym razem jednak zostaliśmy przez kapitułę tegoż wydarzenia potraktowani zgoła inaczej. W ubiegłym roku, jak pamiętacie ( pewnie nie, ale wmawianie sobie, że czytelnicy pamiętają wszystkie posty jak gimnazjaliści inwokację naprawdę podbudowuje morale ) ów konkurs wygraliśmy. Teraz nawet w nim nie startowaliśmy. Dlaczego? A no dlatego, że zostaliśmy zaproszeni jako gwiazda imprezy! Ileż ja lat musiałem czekać, aby ktoś w końcu wyszedł na środek wypełnionej tłumem sali ( Co prawda gimnastycznej, gdzie akustyka była gorsza w niż w Wielkim Kanionie ) i powiedział: "A teraz zapraszamy na występ gwiazdy dzisiejszego dnia!" ( Czy jakoś tak. ). Nie był to co prawda ustępujący miejsca nowej metalowej sile Tom Araya przed pół milionem ludzi na Wembley, jak to zawsze sobie wyobrażałem, ale i tak uczucie było całkiem niezgorsze. Wychodząc na tę scenę ( coś na kształt sceny właściwie ) normalnie miałem poczucie, że w końcu do czegoś w życiu doszedłem. Tak, tak, też uważam, że to jedno z tych głupszych poczuć, które człowieka w życiu nachodzą. W każdym razie koncercik się udał. Ludziska zgodnie prezentowali przemiłe banany na twarzy, co żywsi klaskali a pęczniejący z dumy sołtys z zadowoleniem spoglądał na świetnie bawiącego się proboszcza. Nawet operator tego całego scenicznego czegoś sprawiał wrażenie, jakby był mocno naszym wystąpieniem zainteresowany. Miło, naprawdę miło. 
Potwierdzenie tego, iż koncert okazał się kolosalnym wręcz sukcesem, otrzymaliśmy właściwie zaraz po zejściu ze sceny. No, nie zbiegli się może od razu dziennikarze z TVP w celu nakręcenia reportażu, nie zjawili się także pismaki z Życia na Gorąco żeby rozdmuchać nasz sukces i walnąć kalumnie odnośnie po koncertowych ekscesów klawiszowca czy basisty, niemniej jednak zainteresowanie było. Wywiad z głównymi Merami naszego zespołu przeprowadziło radio Doxa FM, a sam materiał ukazał się chyba w wieczornym wydaniu wiadomości ( w którymś na pewno ). Także i NTO ( Nowa Trybuna Opolska ) machnęła zdaje się jakiś reportażyk o nas i całym festiwalu. Poza zakotwiczyliśmy jeszcze w paru. lokalnych mediach. Ale co tam media, nie to było najważniejsze! Na każdym koncercie, jak wiadomo, najważniejsza jest późniejsza impreza na backstage'u. A nasza, jak zawsze z resztą, obfitowała w spore ilości pysznego ciasta, kawy i herbaty. Po raz kolejny rzecz trzeba: Miło, naprawdę miło.
I tak to leci, ludziska kochani. W najbliższy piątek na ten przykład również zapowiedziany mamy kolejny koncert, tym razem powiązany z czuwaniem odnośnie kleryków. Naprawdę rozumiem, że nie wszystkich tu zaglądających tego typu imprezy muszą kręcić, niemniej jednak serdecznie zapraszam. Może to być jedna z ostatnich okazji, w których zobaczycie Belle Co na żywo. Serio. Jak trafimy do TRWAM TV to o. Rydzyk z pewnością za darmo nas nie odda.

Poniżej macie taką jedną fotkę z festiwalu:
                                                                                                

Więcej znajdziecie tu: http://gszymiszow.wodip.opole.pl/festiwal/index.php?option=com_expose&Itemid=53

I nagranie reportażu z radia DOXA FM: http://doxa.fm/aktualnosci/region/szukalem-was/

No i, co by nie było, że nie zapraszałem na ten jeden z ostatnich naszych darmowych koncertów ( Nie, to żart, żart oczywiście. Lubię żartować, really. ): 
                   
Prawdopodobnie straciłem tym wystąpieniem zaufanie ortodoksyjnych wielbicieli Marduk czy Mayhem, niemniej jednak pragnę zauważyć, iż nawet coś takiego jak chrześcijański black metal istnieje ( co prawda chłopaki nie mają łatwo, bo to przeczy prawdziwym ideologicznym założeniom tej muzy, ale szacun, że mimo przeciwności wciąż walą do przodu. ). Zwie się to Unblack metalem, ludziska! Takie Frost Like Ashes to ja nawet sobie czasem lubię posłuchać. 




"Tyś jest Przedwieczny
Starszy od dni
Koniec i początek
Przedmiot mojego wychwalania
Tyś Gwiazda Zaranna
Tyś Słońce Północy
Jestem, który Jestem
Ty jesteś odniesionym Zwycięstwem
Ty jesteś Panem Zastępów
Ojcze, Synu, tajemniczy Duchu
Niegodziwi drżą ze strachu
Przed Twoim niezliczonym wojskiem ..."


Można po chrześcijańsku łupnąć black metal? Ano, jak widać, można :)  I nawet corpse paintingu z twarzyczki zmywać nie trzeba, ty.

piątek, 16 maja 2014

Elvenking - "The Pagan Manifesto"


W dniu dzisiejszym postanowiłem wziąć się za coś, czego dawno - a właściwie nigdy - na tymże blogu nie było. Otóż, z racji tego, iż tematy ostatnich postów obracały się w kręgach raczej mało zbliżonych do tych stricte metalowych, na myśl mi przyszło, aby skrobnąć recenzję któregoś z najnowszych metalowych albumów. Nie wiem, czy pomysł trafiony, w każdym razie spróbujemy coś z tej idei przelać na elektroniczny papier.

Szczerze powiedziawszy, długo myślałem, jakiż to album winienem zrecenzować. Bo w ostatnim czasie nastąpił istny wysyp całkiem smacznie zapowiadających się nowości; A to Sabaton z "Heroes", a to Stratovarius z "Nemesis Day", czy chociażby drugi album wywołującego ogromne ( co zrozumiałe ) emocje Vallenfyre - "Splinters" ( Wszak to band JE Grega Macintosha jest ). Ta. Tyle cudnych melodyjek wytwórnie na świat wypuszczają, a ja rzecz jasna musiałem się wziąć za coś... no, może nie jakoś katastrofalnie słabego, ale mimo wszystko, przeciętnego. Przynajmniej pod względem oryginalności.




Zespół: Elvenking
Kraj pochodzenia: Włochy
Album: The Pagan Manifesto
Styl: Power/heavy metal
Rok wydania: 2014
Wytwórnia: AFM Records



Elvenking to band z gatunku tych, które od lat łupią jedno i to samo i cepem ze łba im ten koncepcji nie wybijesz. Jeśli na przykład robiliby to w taki sposób, jak panowie z Exodus, którzy na każdym kolejnym albumie walą podobnymi patentami, a jednak wciąż chce się tego słuchać,  nie miałbym żadnych pretensji. Tymczasem Aydan i spółka nie dość, że w swej muzyce nie poważają thrashu pod żadną postacią ( no dobra, może coś tam lizną od czasu do czasu ), to jeszcze postanowili babrać się w odmętach słodkawego power/heavy metalu, z folkowymi wtrętami z resztą. Gatunek niby o zacnych tradycjach ( wyłączając folkowe naleciałości ), wystarczy wspomnieć takie bandy jak chociażby Helloween, Sonata Arctica, Edguy czy wymieniany wyżej Stratovarius. Z tą tylko różnicą, że przemielono go już na wszystkie możliwe sposoby i naprawdę ciężko jest w tym temacie powiedzieć cokolwiek odkrywczego. Dlatego też na najnowszym albumie - bez zaskoczeń z resztą - Elfi Królowie nie przedstawili niczego, czego już ktoś kiedyś - w takim czy innym wydaniu - nie zapodał. 
Rzec jednak trzeba, że "The Pagan Manifesto" to mimo wszystko jedno z lepszych ich dokonań. Bo mi tam  muzyka Elvenking nigdy jakoś specjalnie do gustu nie przypadała; ot, klasyczny do bólu,em miejscami przesłodzony power/heavy metal, zagrany raz lepiej, raz gorzej. Jednakże w porównaniu chociażby do takiego "Wyrd", to najnowszy album Włochów jawi się miejscami jako dzieło co najmniej bardzo dobre. Na uwagę zasługuje już pierwsza ( pomijając intro ), rozbudowana, trwająca prawie trzynaście minut kompozycja. Co prawda miejscami można odnieść wrażenie, że niektóre patenty posklecano trochę na siłę, przez co całość utworu wydaje się nieco niespójna, niemniej jednak jest całkiem w porządku. Plus za klasyczną, przyjemną akustyczną wstawkę pod koniec. Kolejny numer - "Elvenlegions" - wybrany został jako singiel promujący całą płytę. Taki wybór utwierdza mnie tylko w przekonaniu, że power metalowe kapele prawie nigdy nie potrafiły lansować dobrych singli. Bo przecież, jeśli się nie mylę, to numery promujące powinny być z gatunku tych lepszych na płycie, nie? Tymczasem "Elvenlegions" jest po prostu... słabe. Żadnych dobrych riffów, żadnej porywającej melodyki. Lepiej robi się w przypadku trzech kolejnych, pędzących do przodu utworów. Sprawnie zagrane, podane z klasyczną, power metalowa motoryką. Przyczepiłbym się jedynie do dwóch rzeczy: po pierwsze, panie wokalisto, to, że krzyczysz pan "Let's go!" w utworze nie znaczy, iż numer ten zyska większe poważanie na koncertach czy coś. W tym wypadku efekt może być nawet odwrotny od zamierzonego. Po drugie "Moonbeam Stone Circle" miejscami ( szczególnie w refrenie ) brzmi jak żywcem zerżnięty z Blind Guardian. 
Dalsza część płyty poziomem oryginalności również nie wybiega ponad przeciętną. Nadzieję na choć odrobinę powiewu świeżości daje bębnowy, doprawiony chórkiem wstęp w "The Solitaire", ale jak wiadomo, nadzieja matką głupich. Dalej utworek wali w standardowym, pół szybkim tempie. Choć z drugiej strony całkiem niezgorszy refrenik chłopakom tutaj wyszedł. "Towards the Shore" to z kolei przyjemna, acz całkowicie przewidywalna ballada z orkiestracjami w tle. Kolejny raz widać, iż Hansi i spółka stanowili dla Włochów całkiem pokaźne źródło inspiracji. W kontekście kolejnych numerów "Towards..." traktować można jako swego rodzaju przerywnik ( przerywnik, nie wypełniacz. To ogromna różnica. ) pomiędzy kolejnymi galopadami ( no, choć może to za duże słowo. ). "Pagan's Revolution", "Grandier's Funeral Prayer", "Twilight of Magic" i "Black Roses For the Whicked One " to kolejne mniej lub bardziej pędzące do przodu numerki. Najlepiej z tego zestawu zdaje się wypadać "Twilight..." z niezłą motoryką, całkiem dobrze skonstruowaną solówką i akustyczną końcówką. Całość wieńczy prawie dziewięciominutowy "Witches Gather". I rzecz trzeba, że jest to zwieńczenie przemyślane. Dobry klimat ( choć jak dla mnie za dużo niepotrzebnych, chóralnych zawołań ), w miarę znośna melodyka i mała nowość w postaci lekkiego growlu wokalisty. W poprzednich numerach ten rodzaj śpiewu również miał swoje krótkie epizody, ale dopiero w tym ostatnim został zastosowany na szerszą skalę. Czy był to dobry pomysł? No, konceptu albumu raczej nie zepsuł, więc nie ma źle. A, i miło, że w ostatnich sekundach płyty panowie szarpnęli się jeszcze, aby wzbudzić czymś zainteresowanie słuchacza. Ciekawie podali liryki.

Podsumowując, "The Pagan Manifesto" to album niezły, choć, rzecz jasna, bez żadnych rewolucyjnych rozwiązań. Fani klasycznego power/heavy metalu spod znaku Blind Guardian, wczesnej Avantasii czy nawet Sonata Arctica będą wniebowzięci, inni - niekoniecznie. Pogratulować należy chłopakom, że nie potopili się całkowicie w bagnach słodkawych melodii, a potrafili czasami przyłożyć całkiem ostrym pazurem.
Aha, a co do okładki albumu, to też nie jest zła, choć jak dla mnie zbyt komputerowa. Ja tam wolę klasycznie robione obrazki. Nie wiem jak wy.

Ocena: 7,5/10

poniedziałek, 12 maja 2014

Conchita Wurst i Sku*wiel, który strzelał do delfina na maturze z angielskiego

Czymże byłby ten blog, gdyby nie podjął się skomentowania zaistniałych w ostatnich godzinach sensacyjnych doniesień od sąsiadów zza Bałtyku ( No jak nie sąsiad, jak sąsiad. Wsiadłbyś w statek to w końcu byś dopłynął. ), kraju który wydał na świat szlachetny ród Wikingów, w skrócie: Danii. Otóż, jak udało się ustalić współpracującym z tym blogiem tajnym agentom stacjonującym w Kopenhadze, na skądinąd osławionym konkursie Eurowizji pojawiła się pewna postać o nie do końca zidentyfikowanej płci. Mało tego, wyszła na scenę i jeszcze miała czelność wydobyć z siebie jakiś dźwięk. Nie jest do końca jasnym, jakim cudem przeszła przez rygorystyczne procedury dotyczące określenia tożsamości seksualnej artysty reprezentującego dany kraj, niemniej jednak piosenkę dokończyła. Pierwszym szokiem, który zaszokował zszokowaną opinię publiczną był fakt, iż pan/pani wykonujący/wykonująca feniksową pieśń dostał/dostała się do finału. Rzecz jasna, ogół społeczeństwa odebrał ten jawny skandal jako ponury żart, który miał na celu zwiększenie oglądalności i wprowadzeniu do konkursu elementów - czarnego bo czarnego, ale jednak - humoru. Przestało być śmiesznie, gdy w internecie pojawiły się intymne zdjęta tego brodatego stwora o niezidentyfikowanej osobowości wewnętrznej, potocznie zwanej kretynizmem. Nie wiem, jaki miał ktoś w tym interes ( gra słów niezamierzona! ) i komu chciał obrzydzić celebrowanie konsumpcji posiłku obiadowego, ale fakt faktem, iż Kiełbasa zaczęła robić furorę. Jej/jego - jak twierdzi posłanka Anna Grodzka - seksowna broda, piękne ciało ( to z kolei opinia JE Romana Biedronia ) i ( no, tu akurat całkiem bezstronnie i bez sarkazmu ) niezły wokal okazały się przepustką do wywołania międzynarodowego skandalu. Czarę goryczy przelała wygrana tego totalnie niesmacznego Włuszta. Europa jak długa i szeroka podzieliła się na ludzi, którzy do teraz nie rozumieją, dlaczego żaden terrorysta nie dokonał zamachu w momencie wczorajszego wznoszenia feniksa i nie wybawił społeczeństwa ( Środowiska prawicowe, ludzi inteligentnych i unio sceptyków )  oraz na tych, których obecność tego rodzaju osobnika w żaden sposób nie krępowała by w łóżku ( Pedały i lewaki. ). Ale jakby się tak dobrze przypatrzeć, to to coś zbiło na tej farsie niezłą kasę. Prawdopodobnie zwietrzył ten Ogrognom swoją szansę i z premedytacją ją wykorzystał. Wątpię, czy obchodziło go, jak na jego prezencję zareaguje opinia publiczna. Pośpiewa sobie jeszcze parę miesięcy, ustawi się i wszyscy o kreaturze zapomną. A ona/ono/on wybuduje jakąś willę w Argentynie i do końca życia pić będzie drinki z palemką. Cała ta sytuacja po raz kolejny dowodzi tylko jednego: głupoty ludzkiej. Jeśli ludzie naprawdę chcą Kiełbasie zaszkodzić, to powinni się zamknąć i nie komentować. A oni z uporem maniaka wciąż na nią ku*wią, pojeżdżają, ryczą, kwiczą i hejtują. Im więcej grzmią, tym więcej kasy Włusztowi leci. Prosta logika. Jaki jest więc sens zabierać jakikolwiek głos w tej sprawie? Jakby nikt nie wypowiedział o tej Eurowizji jednego nawet słowa, to też potwór nie miałby z czego ciągnąć popularności i kasy. Ale powiedz to temu durnemu ludowi...

Dobra panowie, panie i osobniki pokroju Włuszta, skończmy jednak z tymi dywagacjami na temat debilizmu współczesnej Europy i przejdźmy do innego, równie bulwersującego tematu. Otóż w ubiegłą środę - o czym poniekąd już wspominałem - odbył się egzamin maturalny z języka angielskiego, który szerokim echem odbił się we wszelkiego rodzaju środowiskach wodnych. Stało się tak, gdyż jedno z czytań umieszczonych na tejże maturze podjęło, jak się okazało, temat bardzo kontrowersyjny. Dotyczyło ono bowiem pewnego cwanego osobnika, który niesiony przypływem niezrozumiałej frustracji zaczął strzelać do niewinnego delfina. Ta bezsprzecznie bulwersująca sytuacja wywołała w uczniowskim ( i nie tylko uczniowskim ) narodzie gigantyczne wręcz poruszenie. Lud młodzieżowy ostro zaprotestował przeciwko tak nieludzkiemu traktowaniu zwierząt i propagowaniu wartości anty delfinich i postanowił wszcząć bunt. W tym celu - między innymi - powstał fanpage na facebooku, gdzie społeczeństwo może dać wyraz swojej frustracji bezmyślnością CKE. Jako aktywny działacz ruchu "Pro-delfin-life" ( Że co? Nie istnieje? Istnieje, istnieje, przed chwilą go założyłem ) popierałem tę słuszną ideę, a nawet włączyłem się do promowania tej szlachetnej akcji. Nie jestem jednak pewien, czy wyszło mi to na dobre. Postanowiłem bowiem po raz kolejny chwycić za swoja tandetną, rozstrojoną gitarę i zabawić się w pierwszego barda społeczeństwa blogerskiego. Tym razem tematyka utworu - czyli delfinie problemy ze sku*wielem w tle - zmusiła mnie do użycia kilku niecenzuralnych słów. Ogólnie rzecz biorąc, to raczej jestem z tej pieśni dumny. Boję się tylko, że kraj postrzegać mnie teraz będzie jako ordynarnego, nie myślącego w racjonalny sposób osobnika ( Choć z drugiej strony wielu ma o mnie jeszcze gorsze zdanie, więc luz ), który potrafi tylko pojeżdżać po sku*wielu. Przecież on nie jest do końca takim sadystą, na jakiego wygląda... A może strzelał do delfina, bo nie miał co jeść? A może po prostu nie celował do delfina, tylko do tej kobiety? Chyba więc będę musiał przeprosić, że tak tego zacnego sku*wiela zjechałem... Aha, no i serio, ja nie mam w zwyczaju kląć... Ale nie mogłem się powstrzymać od napisania tego czegoś. No kurde, te słowa same mi się w głowie układały...

Po więcej delfinich newsów zapraszam na fanpage: https://www.facebook.com/delfinygino ( nie, nie mój )

I przedstawiam tę oto, obfitujące w tak niecharakterystyczne dla mnie, zatrważająco brzydkie słowa pieśń... Ale, z drugiej prawie dwa tysiące wyświetleń w dwa dni to dobry wynik, jak na zerową promocję. Chyba będzie trza nagrać coś o Włuszcie.


:)

środa, 7 maja 2014

Matura 2014 Live News: Another Afery i Skandale

Zachęcony kolejnym komentarzem podważającym mój ścisły związek z metalową kulturą... O, czekajcie chwilę, ktoś dzwoni ( Tutaj iście genialnym prozatorskim językiem zapisuję: " W tym momencie z wibrującej niczym ćpun na odwyku komórki rozległ się dźwięk popularnej dyskotekowej piosenki "Jesteś Szalona". Zaskoczony Paweł czym prędzej przycisnął zieloną słuchawkę..." )... Kurde. I właśnie mój nieskazitelny metalowy wizerunek został pogrzebany, psia mać! Zawiodłem tych wszystkich młodych adeptów metalowej sztuki, którzy widzieli we mnie autorytet...
W takim razie trzeba wizerunek poprawić, nie? A nic tak nie poprawia wizerunku jak kolejny ze wszech miar poważny post o kolejnych maturalnych skandalach. Ludzie lubią skandale.
Zastanawiacie się pewnie, czemuż to przemilczałem wczorajszą egzekucję z matematyki... Z bardzo prozaicznego powodu. Najzwyczajniej w świecie się wnerwiłem! Te oszołomy z ministerstwa kultury czy z jakiej dziury tam oni wypełzli postanowili pokazać zestresowanym uczniakom, do jakich okrucieństw są oni zdolni. Tu nie ma co się doszukiwać kolejnych afer, skandali, czy jakichś gangsterskich machlojek. Tu trzeba z pochodniami na Wiejską walić i grozić rozpętaniem wojny domowej, jeśli szybko tej matury nie zniosą! Co prawda zniesienie tego egzaminu jeszcze bardziej otępiłoby i tak zidiociałą współczesną młodzież ( I tu niestety nie ma żadnego sarkazmu... Serio. Znam przypadek, który na pół godziny przed maturą nie wiedział do końca, co to właściwie jest ta delta. ), niemniej jednak mogliby chociaż jakiegoś psychologa nam na salę dać, co by wspierał nasze skołatane nerwy. Albo odpowiedzi do pierwszych piętnastu pytań, żebyśmy się mniej stresowali następnymi. Ale czekajcie tylko... Jeszcze wam zrobimy rewolucję... 
Jakby na pocieszenie, dzisiejszy - wedle przewidywań - bardzo hard ( ależ ja dumny jestem ze swoich impossible umiejętności językowych! ) egzamin z angielskiego okazał się wybitnie prosty. Zreflektowali się za ten polski skandal. Stwierdzili, że przesadzili z imprezą i chociaż obcy język zrobili bardziej przyswajalny. Ale to i tak jest niedopuszczalne. Żeby matura z nienarodowego języka była łatwiejsza niż z ojczystego?! Gdzie się podział duch patriotyzmu?! I wszystko jasne. Lewica układała te matury. Oni do końca chcą nas pogrzebać w odmętach socjalistycznego szamba, a może nawet i anarchię wywołać, kto ich tam wie. I my się musimy na to wszystko godzić! Ciekawe, co walną tej garstce nielicznych zapaleńców z miłością do ojczyzny ( w tym i mnie, z tego wynika ) na rozszerzeniu z Polskiego. Pewnie jakąś "Władzę" Konwickiego albo nawet "Słowo o Stalinie" Władysława Broniewskiego, już ja ich tam znam!

Chętnie bym się właściwie po rozwodził nad innymi aferaszystmi aferami i skandalicznymi skandalami które wypłynęły na tegorocznej maturce, ale czeka na mnie ciepły obiadek. Dlatego pozwolę sobie tak krócej nieco dzisiaj. 

Aha, no i żeby wszystko było jasne ( Parabole tańczą... ): Wszystko co dzisiaj napisałem było jak najbardziej poważne ( A parabole wciąż tańczą, tańczą... ). Serio ( Monalizą byyyłaś mi... ). Co tam najbardziej, nawet w cholerę poważne ( ...marzyłem tylko o toobie! ).

O i wyczekujcie gdzieś w internetowych zakątkach NTO ( Nowej Trybuny Opolskiej ) mojej krzywej, w ogóle nie podobnej do Brada Pitta gęby. I kilku słów ode mnie. Zawsze to jakaś promocja bloga, nie?

Na koniec z cyklu "Czego najlepiej słuchać przed maturą" taka oto klasyczna piosnka:


No, u mnie w każdym razie przed polskim sprawdziła się idealnie :)

poniedziałek, 5 maja 2014

Matura 2014 Live News: Afery i Skandale

Live podany co prawda z nieznacznym przesunięciem obrazu, niemniej jednak skonstruowany wedle wszelkich - nie do końca zrozumiałych - reguł tegoż tu skromnego bloga. Jak zwykle w wypadku podejmowania tematów ważniejszych od ważnych ( a dla wielu z pewnością maturą takim jest; Niektórzy to podobno nawet w zeszłym tygodniu krzyżem do Częstochowy się czołgali, bo - słusznie z resztą - stwierdzili, że poleganie tylko na własnym umyśle jest zazwyczaj zawodne ) zacząć trzeba od skandalu. Co tam skandalu, międzynarodowej afery o charakterze korupcyjno - mafijnym! Pierwszym skandalem wynikającym z tegorocznej matury z polskiego jest fakt, iż w ogóle się odbyła. Mimo iż rozumiem, że poprzednie roczniki również tego nie przyjemnego doświadczenia doświadczyły ( Że co? Niepoprawnie stylistycznie jakoś? Matura się skończyła, to sobie piszę, jak chcę. A co! ), to stoję na stanowisku iż autorów tegorocznej edycji trzeba zamknąć w kryminale, ewentualnie eksmitować z tego kraju. W sposób jaki skonstruowali tę torturę ludzkich mózgów zakrawa pod zwyrodniałe, pozbawione skrupułów bestialstwo, w dodatku z demoralizującym przekazem. Zawarli w nim jawny, choć wedle wszelkiego prawdopodobieństwa nie do końca świadomy przekaz podprogowy. Ha, że głupio gadam? Odrzućmy w tym momencie dywagacje nad tym, czy "Potop" został wydany w średniowieczu czy w roku 1974 ( wrócę do tego jeszcze, bo po niektórych minach widzę że wydaje im się, że źle widzą. ) i spójrzmy na to wszystko zupełnie z innej strony...
Pierwszy szok: Ta matura układana była od tyłu! Nie przypadkowo padła taka, a nie inna kolejność zadań: Motyw miłości, "Potop", "Wesele". Otóż panowie/panie w czasie tworzenia tegoż egzaminu z pewnością siedziała na weselu. Naturalną więc ich myślą było, aby tenże utwór na maturkę przemycić. Dalej jednak skończył się im pomysły. A jak się kończą pomysły, to - rzecz oczywista - trzeba się iść napić. A już w ogóle jak się jest na weselu. Wyjątkowo pozbawieni weny "układacze" wlewali w siebie coraz więcej trunków, aż zrobiły się z tego całe morza, albo oceany nawet. Innymi słowy: Potop. No i drugi temat jak w mordę strzelił! Teraz brakowało tylko jakiegoś innowacyjnego pomysłu na pierwszy tekst, do którego można by walnąć jakieś głupie pytania. Zastanówmy się: O czym po pijaku myślą faceci? No wiadomo, o dziewczynach. A dziewczyny? No tak, o facetach! Łącząc te dwa elementy, otrzymujemy nowy czynnik: Miłość. Tak oto, w prosty i nieskomplikowany sposób twórcy postanowili skatować przyszłość tego narodu. Przestawili jedynie kolejność patentów, co by nikt się nie połapał. Ha, myśleliście że w tym kraju sami idioci są, co? Wszystkich was przejrzeliśmy.
Podobnie rzecz się miała z pytaniami, jakie nam zaserwowali. Przecież to oczywisty pijacki bełkot jest....
Pytanie pierwsze, o ile sobie przypominam brzmiało mniej więcej " Napisz, czym dla uczestników dialogu "Uczty" był pokarm duszy ( choć tu mogło być inne słowo )" ( no, taki sens był ) czy jakoś tak. No siedzieli sobie kochani twórcy, naprani, nie mogąc na nic wpaść. W końcu natrafili na rozsławioną ( nie gadać mi tu, ona istnieje! ) pewnym polskim komediowym z resztą filmem markę wina "platon" i już wiedzieli, w co uderzyć. Adekwatnie do swojej sytuacji wzięli się za "Ucztę". A że nic z niej nie rozumieli - po pijaku ciężko cokolwiek zrozumieć - ułożyli właśnie takie pytania. Wyglądało to jakoś tak:
- Ej, Józek, co to jest ku*wa ten pokarm duszy?!
- Ten z tego dialogu? Pierwsze ku*wa słyszę! Tomuś, masz pomysł?!
- Nie mam ku*wa pojęcia! Spytajmy się tych wyrostków, co to będą zdawać. Niech się męczą, fajansy jedne!

Na takiej zasadzie stworzona została większość pytań. Swoistym cudem okazał się dobór tekstu, z którego coś jakoś poniekąd w jakimś mniejszym stopniu można było wywnioskować, bo wpisali po prostu w googlach "artykuły o uczcie i Platonie" i wzięli pierwsze, co im wyskoczyło. To skandal, żeby tak traktować młodzieżową społeczność! Domagamy się przeprosin!
Większym skandalem okazały się jednak tematy wypracowań. O ile "Potop" nie zawierał żadnego ukrytego przekazu czy afery, to już zadanie postawione w "Weselu" to jawna gangsterka. Otóż nie podpadło wam, dlaczego akurat dali taki dialog? Czy ktoś z was cokolwiek z niego zrozumiał?! No właśnie! Na normalnym weselu, jak toczy się rozmowa między dwoma napranymi ludźmi też nikt nic nie rozumie. I na tej właśnie imprezie panowie układacze zasłyszeli rozmowę takich właśnie osobników. Przypadkowo sposób ich wypowiedzi idealnie wpasował się w niezrozumiałą Wyspiańską lirykę ( Nawet całkiem dosłownie! Podobno ów panowie kłócili się o poglądy Korwina i Tuska. Korwin domaga się narodowego zrywu - zupełnie jak romantyczny poeta z "Wesela", a Tusk takie zapędy ma w głębokim poważaniu i uważa je za śmieszne - tak jak pozytywistyczny Gospodarz. < W toku rozmowy wyszły socjalistyczne machlojki JE Donalda, ale nie ma to związku z maturą. A może ma? > ), a więc ostatni maturalny temat został załatwiony. Tyle tylko że tutaj dochodzi aspekt korupcyjny... Przecież trzeba było zapłacić panom za wykorzystanie ich wizerunku, nie? Co z tego, że Wyspiański był pierwszy. Prawo jest prawo, podobno Unia ma takie przepisy i nic na to nie poradzimy. I teraz rodzi się pytanie... ile panowie dostali?! He?! I to wszystko z kieszeni podatników! O tym nikt nie mówi, do jasnej cholery! Przecież to czysta zbrodniczość jest! 
Dlatego też, jako przykładny obywatel i tegoroczny maturzysta postuluję o zbadanie trzeźwości komisji egzaminacyjnej, która matury będzie sprawdzać. Chyba, że po pijaku wpisują więcej punktów.

Ah, i jak będzie mnie ktoś chciał ścigać czy pozywać za ujawnianie tajnych akt które nie miały trafić do wiadomości publicznej, to walić na mejla. Z chęcią odpiszę.

A, nie wyjaśniłem jeszcze kwestii roku wydania Potopu. Otóż pewien mój znajomy legitymujący się z współpracą z pewnym polskim magazynem muzycznym był mimowolnym świadkiem takiego oto monologu na przystanku: " "No więc jakby ktoś mi dwa lata temu powiedział, że napiszę "Potop", to bym k**** wyśmiała! Ja nie czytałam "Potopu", ani filmu nie oglądałam. A dzisiaj wchodzę rano na fejsa i patrzę, że urodziny Sienkiewicza. No jakbym wcześniej wiedziała, to bym się obryła, bo było pewne, że w urodziny dadzą. A ta data pod tekstem, 1974, to, myślisz, data wydania? Aha, ok. Ja nie wiem jaki to wiek, epoki tylko znam! I odrzucałam: średniowiecze nie, Młoda Polska nie... Słuchaj to: ostatnio mówili, że maturę pisał jakiś koleś, co sam był autorem tekstu do interpretacji. I 80% tylko dostał! Pojebane tej!". 
Noo, niektórzy to się naprawdę przejęli, jak widać. Ach, dziewczę z pewnością nie jest niemądre i nie wyrośnie z niej zakała społeczeństwa, podobnie jak z większości młodych ludzi, zważywszy na tragiczny poziom polskiego szkolnictwa. To pewnie tylko chwilowy kryzys.

( Cholera jasna... nie lubię tutaj stawać na konkretnych politycznych stanowiskach, ale jak nie wybierzemy tego Korwina, to ten kraj dostatecznie pogrąży się w ruinie. Serio. )

A na koniec, dla rozluźnienia przed jutrzejszymi matematycznymi aferami Mr. Irek Krosny!


JUŻ JUTRO: JAKIE SKANDALE WYBUCHŁY NA MATURZE Z MATEMATYKI???