wtorek, 27 marca 2012

Dziennik Młodego Metalowca - na kwejku:)

 http://kwejk.pl/obrazek/1048316/kto,wymy%C5%9Bla,te,blogi....html

Oto powyżej przedstawiam link z kwejka... Na którym znalazł się Dziennik Młodego Metalowca!:D Tak tak, machina promocyjna kręci się na pełnych obrotach:D Jeśli możecie, wbijajcie i rozgłaszajcie link na fejsach! Niech Dziennik Młodego Metalowca podbije cały świat:D 
Oczywiście link ten również znajdzie się w dziale linki:) 

P.S Nowy post - z pewnością ( dobra nie pewnością, bo zawsze się mogą pojawić jakieś komplikacje ) pojawi się jutro:) Wypatrujcie go po południu - lub wieczorem:)

poniedziałek, 26 marca 2012

Filmik promujący Dziennik Młodego Metalowca



Oto przedstawiam wam filmik ( właściwie prezentację z power pointa przerobioną na avi ) promujący Dziennik Młodego Metalowca:) Amatorka to kompletna, ale jeśli możecie, obejrzyjcie i przekazujcie link z filmem dalej:) ( z góry ogromne dzięki ) Niech się sławi blog, a co:D A oto link: http://www.youtube.com/watch?v=MznELX9xkIo - znajdziecie go również w dziale linki:)

niedziela, 25 marca 2012

Na wpół nostalgiczny krótki przekrój mojej muzycznej kariery

No, czas najwyższy nabazgrać parę słów o moich muzycznych " umiejętnościach " no i o instrumentach oczywiście.
Wszystko zaczęło się w drugiej klasie podstawówki, kiedy to zaciągnąłem się do szkoły muzycznej jako pałker. Szybko się jednak przekonałem, że o graniu na zestawie mogłem myśleć tylko wtedy gdy opanowałem utwory na ksylofon czy marimbę. Młody byłem i głupi, więc mniej więcej po trzech latach edukacji powoli przestawałem ćwiczyć, co prowadziło do sporów z moim nauczycielem, najlepszym na świecie trzeba dodać. Tyle spokoju, ile on przy mnie zachował, to nawet Zenon z Kition nie zachowywał. Teraz, gdy patrzę na te sześć lat tej szkoły z perspektywy czasu, żałuję, że nie chciało mi się ćwiczyć. Wielu mi mówiło, że miałem talent, i być może tak było, ale przez własną głupotę go zmarnowałem. Cóż, nie wykluczam powrotu do perkusji, pójścia do jakiejś prywatnej szkoły, ale nic nie zwróci zmarnowanych przeze mnie lat.

Przyznam się, mniej więcej rok po zakończeniu szkoły muzycznej ( mam dyplom, zawsze to mnie stawia w innym świetle:)) chciałem sobie sprawić bębny. Ale, jak to zwykle bywa, brakowało kasy. Doszedłem do wniosku, że gitara to też wyczesany instrument, a i tańsza na pewno. Lecz na nią też nie miałem kasy. Trzeba ją więc było zarobić.
W tym miejscu należą się gorące podziękowania mojej cioci, która załatwiła mi robotę. Zostałem roznosicielem gazetek. Ile się natrudziłem, waląc przez całą moja miejscowość w lato, gdy żar lał się z nieba albo w zimę, gdy brnąłem wśród śnieżyc przez półmetrowe zaspy, wiem tylko ja. No ale udało się, do kroćset, jakby to czarnobrody powiedział. Zebrałem dość kasy, by sprawić sobię wymarzoną gitarkę.
Dobra, okey, może nie wymarzoną, bo oryginalny gibson les paul czy stratocoaster za kilkanaście lub kilkadziesiąt tysięcy nadal pozostają w sferze marzeń. Nie ma jednak co narzekać. Na allegro znalazłem nieźle wyglądającą podróbkę wyżej wymienionej niemieckiej firmy. Po przekalkulowaniu wszystkich za i przeciw w końcu zdecydowałem się ją nabyć.
Hmm... Delikatnie mówiąc, moje oczekiwania co do tej gitary były trochę większe. Albo i kolosalnie większe. Niezbyt ciekawe brzmienie, progi trzeba było strasznie mocno dociskać. Ale jasna cholera, miałem swoją gitarę i to się liczyło! Błyskawicznie podłączyłem sprzęt do piecyka i przejechałem kostką po strunach. Nieziemskie uczucie!
- Ciszej tam, weź to ścisz! - nagle ktoś ryknął z dołu. 
Aha. To se pograłem... Nie uwzględniłem, że w moim domu słychać dość mocno na dole to co się dzieje na górze i odwrotnie. Dobra tam, ściszę trochę, odłożę nawalanie na kiedy indziej. Niestety, niewiele później miałem okazji do rzeczonego nawalania... 
Powiedzmy też sobie szczerze, że niewiele się również nauczyłem ( tu znów moje cholerne lenistwo ), jedynie podstawowe chwyty, czyli G, C, A, a, E, e, D, d, F i a7 oraz trochę liznąłem solówek. Wystarczyło jednak, żeby zagrać co niektóre piosenki. 
Tak oto dałem swój pierwszy koncert, śpiewając " Winds of change " Scorpionsów  w moim gimnazjum, a z którego zdjęcie ( jest też na moim fb ) zamieszczam poniżej. 
Podsumowując, mój warsztat muzyczny jest przeciętny, a mógłby być co najmniej dobry, gdybym tylko w tej szkole muzycznej ćwiczył:) Przeżyłem fajną ( i nadal przeżywam oczywiście ) fajną przygodę z muzyką. Nie wiem, czy uda mi się jeszcze kiedyś założyć kapelę. Przekonałem się że takie muzykowanie to ciężka praca. Teraz, gdy patrzę na koncerty takiej Mettaliki przykładowo uświadamiam sobie, ile pracy musieli włożyć w swój sukces. Z drugiej jednak strony, robią to, co kochają, i tak zostanie do końca życia. 

Na koniec zamieszczam dwa zdjęcia, jedno, tak jak mówiłem, z koncertu granego rok temu ( tu ukłony dla Romany, która mi je wysłała :) a drugie to po prostu me&my guitar tyle tylko, że to będzie z gitarą klasyczną:)  





niedziela, 18 marca 2012

" Jak to jest pokazać księdzu na powitanie \m/ "

( Cholera, ja już sam zaczynam nie wierzyć w własne obietnice. Post miał być już w piątek po południu, a pojawia się dopiero teraz. Ludziska wybaczcie!:) W piątek wyskoczyło mi kilka rzeczy, w sobotę znów urodziny...:) Na przyszłość postaram się własne deklaracje spełniać i więcej nie rzucać słów na wiatr:))

W opisie bloga znajduje się pewna intrygująca chyba myśl, mianowicie " jak to jest pokazać księdzu na powitanie \m/ ". Cóż, mniemam że wszyscy chcieliby wiedzieć co się pod tym kryje:)
Jeśli liczycie w tym miejscu na kolejny szałowy, bombowy, wyczesany opis jakiejś zadymy, to możecie się trochę zawieść.
Ta historia zaczyna się od pojawienia się w naszej parafii pewnego księdza, jakieś półtora  - dwa lata temu, może wcześniej, jeśli dobrze liczę. Z początku wydawał się normalny, jak każdy kapłan. Szybko się jednak okazało, że normalnym nie jest, ale w pozytywnym ( choć nie dla każdego, co później wyjaśnię ) tego stwierdzenia znaczeniu.
Gdy pierwszy raz przyszedł do mojej klasy na religię, zwyczajowo zacząłem mu pojeżdżać i wypytywać, jak to ja. Pytania typu " Jakiej muzy ksiądz słucha? ", " Miał ksiądz dziewczynę? " czy " Lubi ksiądz rodzynki? " kwitował wpierw uśmiechem, ze stoickim wręcz spokojem. No ale każdy w końcu wymięka.
- A ty co masz za koszulkę? - spytał mnie kiedyś na lekcji.
- Slayera. - odparłem, pokazując mu \m/.
- Wstań na chwilę.
Więc wstałem.
- Patrzcie - kapłan wskazał na mnie, zwracając się do klasy - Czy ta koszulka ma wyraz bardziej pozytywny czy negatywny? 
- Jak najbardziej pozytywny! - odrzekłem, choć sam wątpiłem w prawdziwość tych słów patrząc na  okładkę " God hates us all "...
- No więc proszę mi więcej w takim czymś nie przychodzić na lekcję, na inne se przychodź, mi to ryba, ale teraz załóż bluzę.
Sposób jego wypowiedzi, ton a także do niekontrolowanych zapowietrzeń wzbudziły w klasie ogólną wesołość. Już wiedziałem, że z tym księdzem będąjaja.

Potwierdzenie moich przypuszczeń znalazłem w zachowaniu mojej siostry, która zdegustowana wręcz przyszła wieczorem do domu ze spotkania ministrantów. Nie pamiętam już dokładnie określeń, jakich używała pod adresem księdza, ale nie były to słowa miłe. Oczywiście, nie mówiła tego wprost, ale jej zachowanie było bardzo jednoznaczne. Fakt, kapłan sypał uwagami i docinkami ale to tylko w wypadku co niektórych ministrantów. I dobrze! Ktoś w końcu musiał tam zaprowadzić porządek. Znam moją siostrę i wiem, że jej się nie da nie opierdzielać i nie kłócić się z nią.
Nasza klasa w gimnazjum wkurzała chyba księdza najbardziej, ale też potrafiliśmy go rozśmieszyć. Pewnie, że dostawaliśmy niezliczone ilości uwag, ale dla nas to była normalka, zdawaliśmy sobie sprawę że się nam należy. Ministranci tego chyba nie rozumieli:)
Bo z księdzem dało się pogadać jak z żadnym innym duchownym. O wszystkim, nawet o metalu! Mimo iż pochłaniał tony słodyczy, był po prostu spoko. Taki jeden koleś do dzisiaj chyba jeszcze wspomina jak mu ksiądz " titał" klaksonem z auta przejeżdżając koło niego.

Ja też mam co wspominać. To, jak mnie uczył węgierskiego, to jak wracaliśmy z nim i paroma kumplami ze spotkania, z puszczonym w aucie na full Dżemem a potem Metalliką, a przede wszystkim to, jak z nim i kolegą wybraliśmy się na kilku dziesięciokilometrową trasę rowerową, na której koncertowo złamałem zęba. Ucieszy się pewnie, gdy zobaczy te wypociny, o ile na tych Węgrzech, gdzie teraz jest, ma jakiś dostęp do neta:) Nie podam jego imienia, wiadomo, ale chociaż walnę jego kultowy podpis.
                                                                        
                                                                                                                          ks.wz. ( czyt. kysy wuzy )

P.S Od jakiegoś czasu korciło mnie, żeby tego posta napisać, niech się chłopak ( ksiądz ) ucieszy. Z drugiej strony wiedziałem, że muszę coś napisać, bo życie na blogu totalnie by zamarło. Teraz w szkole skończył mi się trymestr i w tym tygodniu miałem praktycznie same poprawy ( Zdałem, jeszcze tylko matmę muszę zaliczyć:D ). Nie wiem, czy kolejny post również pojawi się za miesiąc czy też jutro, obstawiałbym jednak tę drugą opcję, bo teraz już tyle nauki nie będzie. Wiedzcie, że ten blog to jeden z najlepszych pomysłów w moim życiu i żadna szkoła tego nie zmieni! \m/!:)

piątek, 16 marca 2012

Nie wiem, ile jeszcze razy będę przepraszał za długie nieobecności na blogu, fak faktem jednak, że nowy post, choć krótki i bez polotu jest już napisany. Jak zwykle, na tak długą przerwę złożyło się bardzo wiele czynników: Wierzcie mi, ciężkie jest życie w liceum. Szczegóły w poście po południu:)